Maciej Pinkwart
20 kwietnia 2023
Przebierańcy
Wszystko co teraz dzieje się w Polsce, odbieram jakoś strasznie osobiście i
działa to na mnie okropnie przygnębiająco. Odnoszę wrażenie, że odbywa się tutaj
nie walka polityczna – choć niewątpliwie rzecz idzie o zachowanie lub zdobycie
władzy – tylko jest to bitwa, a może wręcz wojna kulturowa, cywilizacyjna i
tożsamościowa. Na każdym spotkaniu pisowskich ważniaków ze starannie
wyselekcjonowaną ludnością tło dla Kaczyńskiego, Morawieckiego czy nawet pani
minister Maląg robią przaśne widoczki gospodyń wiejskich w ludowych kostiumach,
łowickich zapaskach, góralskich tybetkach, rolnicy w sukmanach czy od czasu do
czasu jakiś sumiasty Boryna w butach z cholewami. W sobotę, w miejscowości Łyse
koło Ostrołęki, a więc jakby na Kurpiach, gdzie Kaczyński, Morawiecki i paru
innych polityków mówiło o środkach zaradczych wobec sytuacji ze zbożem
ukraińskim, którą sami zawalili, reporter TVN zatrzymał trzech facetów w
kontuszach z bażancimi piórami na czapkach. Dwóch z sarmackimi wąsami. I przy
karabelach. Jacyś uszlachceni chłopi, resentymenty za tym, co bywało w dawnej
Polszcze czy po prostu nie mieli w remizie innych kostiumów?
Nie wiem tego na pewno, ale to może być po prostu jakiś zabieg piarowski, mający
pokazać, że tylko PiS jest dzierżycielem tradycji wielkiej Polski, w
której z szlachtę polską polski lud. Może to tylko taki trochę amatorski
teatr, w którym parę wynajętych przez organizatorów osób przebiera się w
kostiumy, ubarwia spotkanie, po czym odbiera honorarium i wróciwszy do domu,
wraca do dżinsów, t-shirtów, garsonek i dresów, oddając sukmany, kontusze,
karabele i czapki z piórami, a także świeżutko wyprane łowickie i góralskie
spódnice i bluzki z powrotem do rekwizytorni. W końcu, taki teatr nie od dziś
nam towarzyszy przy najrozmaitszych okazjach i nawet tak dobrzy aktorzy, jak ci
z Teatru Witkacego paradują co roku przebrani za Trzech Króli, by pokłonić się
dzieciątku Jezus, reprezentowanemu przez wąsatego (a ostatnio także brodziatego
jak Kosiniak-Kamysz) burmistrza Zakopanego. Ja ich znam, i znam ich poglądy – i
mają się one nijak do poglądów tych, którzy skądinąd z naszych podatków płacą im
honoraria za tę maskaradę. Taka praca…
Przykładem wojny cywilizacyjnej są dla mnie wszystkiego rodzaju działania
antyekologiczne, co rzecz jasna stoi w sprzeczności z oficjalną polityką Unii
Europejskiej, polityką – dodajmy – formalnie sygnowaną także przez polski rząd.
Wiatraki są be, spalanie najgorszego węgla i drewna z Puszczy Białowieskiej czy
Karpackiej jest cacy, nie dlatego że daje tańszą energię, nawet nie dlatego, że
śmierdzi i truje, tylko dlatego, że tego nie chce Unia. I, ciekawe, w
wystąpieniach PiS-owskich prominentów, zawsze występuje takie przeciwstawienie:
dobra, suwerenna i niezależna Polska – zła Unia Europejska. Wygląda na to, że po
blisko 20 latach działacze z PiS-u nie zauważyli, że Unia Europejska to między
innymi także Polska i że o to, by być w tej cholernej Unii, walczono przed laty,
a teraz o to samo giną z rąk rosyjskich bandytów tysiące Ukraińców. I logika
polskich władz: Ukraina w Unii: dobrze, bo na złość Rosji. Polska w Unii:
niedobrze, bo Unia Polskę okupuje jako IV Rzesza Niemiecka (z siedzibą w
Brukseli).
Naturalnie, ani ja, ani chyba nikt entuzjastycznie i w całości nie przyjmuje
wszystkich dyrektyw unijnych urzędników, niektóre uważa wręcz za idiotyzm, inne
– za wyraz nacisków takich czy innych lobby krajowych czy branżowych, ale ani
rozważania na temat normatywnej krzywizny banana, ani uznawanie ślimaków za
ryby, bo na ryby była dotacja – nie przeszkodziły nam w referendalnym poparciu
dla naszej akcesji do europejskiej ekstraklasy. I choć dziś uważam – na przykład
– decyzje o preferencji dla elektrycznych samochodów za mało ekologiczne i co
ważniejsze – nieskuteczne, bo dające się łatwo obejść ze szkodą dla kierowców
jak i samych europejskich producentów samochodów, to przecież rzecz jasna jest
to do dyskusji eksperckiej, a nie do umieszczania na politycznych kijach
baseballowych. Niestety, historia najnowsza boleśnie nam udowodniła, że albo
będziemy z Zachodem, czyli w Unii, NATO i innych strukturach zachodniej
cywilizacji, albo ześlizgniemy się na wschód, do Rosji, czy w najlepszym wypadku
do Wspólnoty Niepodległych Państw, stając się Polskorusią.
Szczególnym obrzydzeniem napawa mnie to, co dzieje się na granicy z Białorusią,
gdzie rzekomo bronimy naszej suwerenności przed uciekającymi do lepszego i
jakoby bezpieczniejszego świata biedakami, co w efekcie prowadzi do akceptacji
dla opresjonowania czy wręcz śmierci ludzi, którzy mieli nieszczęście urodzić
się w innych strefach klimatycznych, mają inny kolor skóry i najczęściej inne
niż chrześcijańskie wyznanie. Jakoś tak kojarzy mi się to z czymś, co jest
jeszcze bardziej niezrozumiałe dla mnie, w miarę ucywilizowanego Europejczyka:
entuzjastycznej obrony barbarzyńskich polowań, z udziałem dzieci i osób, których
równowaga psychiczna wydaje się mocno zachwiana, bez względu na to, jak się o
nich wypowiada lekarz. A lekarz – zgodnie z uchwalonym ostatnio prawem, ma się o
myśliwych nie wypowiadać, bo właśnie zniesiono im obowiązek okresowych badań
lekarskich. Ja, jako nauczyciel, musiałem co jakiś czas uzyskiwać stosowne
zaświadczenie, i to od dwóch lekarzy, by otrzymywać kwitek, stwierdzający, że
nadaję się do nauczania i nikomu w szkole nie zrobię większej krzywdy niż
postawienie jedynki – a faceci ze śmiercionośną bronią nie muszą. W dodatku –
nie muszą już trzymać się z daleka od ludzkich skupisk i praktycznie rzecz
biorąc mogą siać śmierć wedle własnego życzenia. Dlaczego? Przecież nie dlatego,
że przysparzają swoim rodzinom mięsa, pochodzącego z zamordowanych jeleni,
saren, zajęcy, ptaków, a nawet zwierząt objętych ochroną gatunkową, jak wilki.
Słyszę, że w ten sposób utrzymują populację zwierzęcą w normie, a bez nich
jelenie zjadłyby nasze zboże, które póki co zjadło ministerstwo rolnictwa,
zające wrąbałyby nasze marchewki, kaczki – no, dobra, niech będzie: gęsi
zadziobałyby nam małoletnie dzieci, a wilcy kiedyś pożarły owcę jednego
Gąsienicy, więc się im należy. Zresztą, Pan kiedyś wyganiając w cholerę Adama i
Ewę z raju, poza zaleceniem mnożenia się, nakazał im czynić sobie ziemię
poddaną. Pewno dlatego tylu księży lubi sobie pomordować zwierzęta i modlić się
za myśliwych stojąc nad trupami zgromadzonymi na pokocie, czemu w celach
wychowawczo-patriotycznych mają się przyglądać dzieci polujących. Pewno mają
sobie w tych trupach zwierząt wyobrażać tych, o których pogłaskiwani przez rząd
PiS-u narodowcy wołają „Śmierć wrogom ojczyzny”! No, fakt, jelenie i wilki nie
mają polskich paszportów…
Czy władze liczą na to, że ci goście z dubeltówkami i sztucerami, wyposażonymi w
lunety i noktowizory, w razie czego mogą posłużyć się tym sprzętem w obronie
tych, którzy ich teraz dopieszczają przepisami i propagandą? Podobnie jak to się
ma z amatorami terytorialnymi i fachowcami nadgranicznymi, przepychającymi
Murzynów i Arabów przez druty concertiny na stronę białoruską? I jak z leśnikami
z państwowej industrii leśnej, rżnącymi na potęgę wszystko, co tylko da się
spalić w elektrowniach i sprzedać do Chin? Oni też lubią paradować ze
strzelbami, a ostatnio rząd dał im nawet broń automatyczną…
Można jednak przypuszczać, że zniesienie obowiązku badań okresowych dla
myśliwych i rozpowszechnienie dostępu do broni, co ma w programie ten i ów
radykał może przyczynić się do zmniejszenia populacji ludzi strzelających. Już
wiadomo o paru przypadkach zabójstw na polowaniach, nieumyślnych oczywiście,
kiedy myśliwi pomylili kolegę z jeleniem, a własną żonę z dzikiem. A było to
jeszcze w czasach, gdy niedowidzącym czy niezrównoważonym psychicznie ludziom
polowania zabraniano. A teraz? Czy trzeba dopiero kolejnych tragedii, kiedy
ofiar będzie więcej? Czy trzeba czekać na jakąś ważną i prominentną osobę, w
kurtce z naszywkami, w garniturze czy sutannie, która nie wróci z polowania?
Mawia się, że raz do roku nawet nienaładowana broń potrafi wystrzelić. A
naładowana w ręku entuzjasty zabijania?
Podobno taka przaśność, wrogość wobec wszelkiej nowoczesności, dążenie do
autarkii politycznej i ekonomicznej (co nawet na Wyspie Wielkanocnej, podobno
najbardziej oddalonym od cywilizacji miejscu, się nie udało), a w dodatku strach
przed bliższą integracją ze światem, przejawiające się m.in. w masowej niechęci
do uczenia się języków obcych i w ogóle dezaprobaty dla wszelkiej inności
jest wyrazem patriotyzmu i cechuje prawdziwych Polaków. Nie wierzę w to. Bycie
Polakiem i bycie Unijczykiem stoi w sprzeczności tylko u tych, którzy
zostali w XIX wieku i tęsknie spoglądają w czasy średniowiecza. Niestety, to nic
nowego. Jeden z największych polskich poetów, Kazimierz Przerwa-Tetmajer, pisał:
Huha! Hopsa! Każdą nową
Myśl witamy krzyżem pańskim -
Precz z geniuszem Europy
Farmazońskim i szatańskim!
My o jedno tylko szlemy
Modły k’ niebu z naszej chaty:
By nam buty mogły śmierdzieć,
Jak śmierdziały przed stu laty...
Ekstremalną nadzieję na lepsze jutro niektórzy
czerpią z tego, że już niebawem Lasy Państwowe wytną nawet Las Kabacki w
Warszawie i Lasek Wolski w Krakowie, nie ocaleje też zabytkowy dąb Bartek, więc
zwierzyna wyzdycha sama z siebie, albo ucieknie do innej części świata, zatem
myśliwi będą kładli pokotem siebie nawzajem i tak problem się rozwiąże. Darzbór!