Maciej Pinkwart

12 stycznia 2023

Kuglarze symboli

Tutaj wersja video 

 

Uszykowałem sobie na wyjście białą koszulę i czerwony sweter. Spojrzałem do lustra. Wywaliłem czerwony sweter, włożyłem czarny. Biało-czerwone zestawienie kolorów od pewnego czasu kojarzy mi się nie z ubraniem, czyli tak zwaną dziś stylizacją, tylko z flagą narodową. Nie państwową, tylko właśnie narodową. Biało-czerwona flaga narodowa kojarzy się z patriotyzmem. Patriotyzm kojarzy się z PiS-em i właśnie o to zawłaszczenie patriotyzmu, flagi i symboliki mam do PiS-u wielki żal. To nie może być tak, że odrzucam zestawienie biało-czerwone tylko dlatego, aby ktoś mnie nie skojarzył z partią polityczną, która wmówiła znacznej części ludzi, że to ona – i tylko ona – reprezentuje prawdziwych Polaków. Reszta reprezentuje wrogów Polski. A największy konkurent PiS-u, Koalicja Obywatelska, przedstawiana jest jako partia niemiecka. Z tą rzekomą niemieckością jest trochę jak z okrzykiem „łapaj złodzieja!”, którym prawdziwy złodziej odwraca uwagę ludzi od siebie. To z rządzonych przez PiS mediów – nie tylko z kurskiej i postkurskiej telewizji – płyną co dzień ścieki, przy pomocy których władze stosują goebelsowską metodę przekształcania kłamstwa w prawdę: ponieważ od wielu miesięcy tak właśnie mówią – i to we wszystkich mediach – politycy prawicy i tak powtarza to wiele razy na dobę rządowa telewizja – więc istnieje duże prawdopodobieństwo, że uwierzy to jeszcze więcej osób, niż już uwierzyło w geniusz Kaczyńskiego i w to, że jego partia jest świętym Mikołajem, który do końca świata będzie rozdawał swojemu elektoratowi darmowe obiady. Miejmy nadzieję, że już za parę miesięcy i monopol na machanie chorągiewkami, i wiara, że istotą patriotyzmu jest to, co patriotyzmem nazwie ukochane słońce narodu przejdą do ciemnych, ale już odwróconych kart polskiej historii. Tylko co z tymi, którzy szczerze w to wszystko uwierzyli, a teraz im się – jakoby – te prezenty zabierze? Czy uwierzą w tłumaczenia, oparte na konkretnych przykładach tego, że – obiektywnie czy subiektywnie – mimo biało-czerwonej symboliki, pogadułek o patriotyzmie, opluwania przeciwników politycznych i antyrosyjskiej retoryki – szczere są w PiS-ie jedynie: nienawiść do wszystkich, co myślą inaczej, wrogość do demokratycznej Europy i działanie na rzecz tych, którzy wobec normalnej ważnej w Europie Polski, reprezentują bezprzykładną wrogość. Plując na zachód, wystawia się zwykle tyłek na wschód.

Drugim obiektywnie niezrozumiałym, ale także skutecznym zawłaszczeniem, które stało się protezą PiS-u wspomagającą rządzenie jest jego rzekoma symbioza z Kościołem Katolickim, a dokładniej – opinia, którą PiS stara się wmówić polskim wyborcom, że tylko władza Jarosława Kaczyńskiego zapewni to, iż Polska będzie prawdziwie polska, to jest katolicka, wierna tradycji i rzymskiemu kościołowi, pod warunkiem, że Watykan nie będzie zbytnio ingerował w jego metody rządzenia. W zamian za utożsamianie PiS-u z wartościami katolickimi - nad działalnością pracowników Kościoła roztacza parasol ochronny prokuratura, kilka ministerstw, parlament, policja i wojsko, a także budżet państwa i liczne fundusze pozabudżetowe. Raczej nie sądzę, że w zamian otrzymują tylko błogosławieństwa, stan łaski uświęcającej i święte obrazki. No, może jeszcze kilkanaście minut tygodniowo w telewizji toruńskiej. Jest jeszcze coś – nawet nie mam tu na myśli promocji działaczy prawicy (od Kaczyńskiego, przez narodowców do kiboli) przy wykorzystaniu niemal wszystkich ambon i ołtarzy w Polsce. Największym bonusem, jaki rządzący otrzymują od hierarchów i proboszczy w zamian za milionowe datki, beneficja i wyjątkową łagodność w interpretacji przepisów prawa - finansowego, administracyjnego, cywilnego i karnego - jest kolejna uzurpacja, a nawet dwie: Prawo i Sprawiedliwość chroni Kościół Katolicki, bo Kościół Katolicki chroni polskość i stoi na straży moralności, suwerenności i dobrobytu naszego kraju. Pardon: naszej ukochanej Ojczyzny, jak lubi mówić ukochany przez lud premier Morawiecki.  Ale żaden patos nie jest zbyt wielki, żeby przykryć prawdę, tak jak żadne lukrowanie nie nada słodyczy wazelinie. O tym, że misja kościoła jest – powinna być – powszechna (katholikos…), a ojczyzną prawdziwych katolików jest wieczna szczęśliwość w niebie - przypominać nie wypada. O tym, jak mało wspólnego z patriotyzmem narodowym ma chrześcijańska wspólnota z Bogiem, który jest w Niebie i z papieżem czy patriarchą, którzy rezydują także dość daleko – pokazały wszystkie wojny na przestrzeni ostatnich dwóch tysięcy lat. Ostatnio coraz głośniej – podobno – rozlegają się protesty wobec tego, że zatrudnieni w szkołach katecheci są finansowani przez państwo i samorządy, a nie przez kościół. Nie wierzę w powszechność tego protestu: strach przed proboszczem jest prawdopodobnie większy niż przed policją i prokuraturą, które zresztą grają w tej samej drużynie. Poza tym dość późno owi protestanci się osatali z tą opinią i spostrzeżeniem, że co roku lekcje religii kosztują nas półtora miliarda złotych z kieszeni podatników, wierzących i niewierzących, katolików i tej nieśmiałej reszty. Uważam jednak, że gdybym był dyrektorem szkoły, to płacąc komuś pensję, chciałbym mieć możliwość decydowania o tym, kogo za tę pensję zatrudniam i jakie ten ktoś powinien mieć kwalifikacje. Dziś jest tak, że o kadrach w tej dziedzinie i ich kwalifikacjach decyduje proboszcz za pieniądze szkoły. No, ale póki rządzi nie tyle PiS, ile świadomość, że moralne prawo do rządów ma tylko prawica wspierana przez Kościół – póty finanse publiczne pochodzą nie z tacy, tylko z naszych podatków. Ale tak jak na wydatki z tacy, tak i na podział funduszy z naszych podatków mamy minimalny wpływ. Zmiana w tej dziedzinie – obawiam się – nie dokona się za mojego życia. Ale dum spiro spero. Póki oddycham, póty mam nadzieję. Choć mądrość ludowa podpowiada, że nadzieja była nie tylko żoną Lenina, lecz także matką głupich. Wszelako, być przy nadziei, to oczekiwać czegoś ważnego. Jednakże, jak wiemy z praktyki, zanim nadejdzie szczęśliwe rozwiązanie, trzeba, by tak rzec, wnieść w to jakiś wkład. Na razie bezsilnie obserwujemy, jak kuglarze odwracają naszą uwagę walką na symbole, za kulisami montując dla siebie ciągłość władzy, co zapewni dostatek, bezpieczeństwo, spokój i bezkarność. Dla władzy oczywiście, ale i Polska na tym skorzysta, bo będzie najlepiej rządzonym krajem Europy – przynajmniej między 19.30 a 20-tą.

 

Poprzednie felietony