Maciej Pinkwart
23 kwietnia 2023
Kremówkokracja
Publikuję ten tekst w niedzielę, nie dlatego że dotyczy Kościoła, tylko dlatego,
że lada dzień, jeśli projekt ustawy przygotowanej przez Solidarną Polskę
zostanie przez Sejm uchwalony, za takie słowa jak poniżej można będzie trafić do
więzienia na dwa lata. A ponieważ piszę to w warunkach recydywy – to na trzy.
Spieszmy się krytykować ludzi, tak szybko po nas przychodzą – trawestując
mistrza Twardowskiego.
Myślałem, że już można będzie omijać tę sprawę szerokim łukiem, bo jej status
stanie się nieświeży i jeszcze bardziej brzydko pachnący, niż w pierwszych
dniach po emisji Franciszkańskiej 3. Ale właśnie rada miejska Wadowic
demokratycznie uchwaliła, że pozwie redakcję TVN o zniesławienie jej nieżyjącego
obywatela. Współczuję Wadowiczanom stanu umysłowego włodarzy ich miasta, ale –
obym był fałszywym prorokiem – nie mogę wykluczyć, że za Wadowicami pójdą w ślad
Zakopane, Nowy Targ, może nawet Murzasichle i Pacanów. Owym apostołom złej
nowiny chciałbym tylko na początek przypomnieć, za Arturem Milne, że im
bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka tam nie było.
Nie jestem religijny, więc nie wypowiadam się w sprawie
świętości Jana Pawła II, czy jakiegokolwiek innego wyniesionego na ołtarze
człowieka, ale każdy święty będąc człowiekiem tym właśnie różni się od Boga, iż
ma prawo do błędów, niedoskonałości, nawet upadków. Święty Piotr (interesujące
jest używane tu słowo „święty”, jako że o ile wiadomo, Piotra nikt nie
kanonizował, no bo nie bardzo miał kto) trzykrotnie według Ewangelii wyparł się
Chrystusa, a mimo tego został założycielem Kościoła, zaś święty Paweł w młodości
zabijał chrześcijan - i nikt z wierzących dziś mu owej świętości nie odmawia. Po
drugie, zasługi Karola Wojtyły dla Polski i zapewne kościoła katolickiego są
wielkie i bezdyskusyjne, ale nie ma to nic wspólnego z jego postępowaniem jako
biskupa krakowskiego w odniesieniu do swoich podwładnych, podobnie jak z jego
działalnością jako głowy Państwa Watykańskiego i człowieka, przewodzącego
największej religii na świecie. Porównywanie tych dwóch sfer działania i
usprawiedliwianie (czy pomniejszanie) jednej przez drugą jest nielogiczne – to
tak, jakbyśmy mierzyli odległość w kilogramach…
Co do mnie, reportaż Marcina Gutowskiego uważam za efekt trudnej i rzetelnie
wykonanej pracy dziennikarskiej. Żeby podważyć jego ustalenia, trzeba by
przedstawić dowody na ewentualną nierzetelność. Tego nie było dotąd i zapewne
nie będzie – na płaszczyźnie merytorycznej nikt z Gutowskim czy Overbeekiem
dyskusji nie podejmie, będą jedynie zatapiani falą hejtu, być może napadani
przez kiboli z Żylety ze stadionu Legii. A wypowiedzi, że nawet stawianie
pytań odnośnie do działalności administracyjnej Karola Wojtyły i jako biskupa
krakowskiego, i jako papieża jest podważaniem polskiej racji stanu - są
absurdalne. Ani takie stanowisko, ani żadne uchwały politycznych gremiów faktów
nie zmienią. Faktów nie ocenia się na podstawie uchwał ani liczby oburzonych
manifestantów, można je tylko sprawdzać, a opinie weryfikować. Masowość
protestów także o słuszności nie przesądza: pamiętam wiece przeciwko „warchołom”
w 1976 roku…
Powyższe nie oznacza, że do materiału, przedstawionego w reportażu
Franciszkańska 3 nie mam zastrzeżeń. Mam, i to poważne. Bynajmniej zresztą
nie chodzi mi o często powtarzaną opinię, że pokazanie tego dokumentu w okresie
przedwyborczym dało PiS-owi do ręki śmiercionośną broń wobec opozycji, która –
jakoby – steruje TVN-em. Teraz PiS-owcy, jako najwięksi obrońcy zszarganej
świętości, obrzucą Platformę kremówkami, co pognębi ją w oczach elektoratu i
pozwoli PiS-owi dokończyć dzieła rujnacji, to jest, przepraszam, obrony
demokracji, być może wspólnie z niemniej kremówkowym PSL-em i Konfederacją.
Absolutnie tak nie uważam. Posiadane przez dziennikarza materiały, ukazujące
jego zdaniem nieprawidłowości, przestępstwa czy ukrywanie przestępców powinny
być natychmiast udostępnione, w przeciwnym wypadku reporter będzie nieuczciwy
wobec własnego sumienia, da powody do przypuszczeń, że kieruje nim nie dobro
społeczne tylko osobista preferencja polityczna, no i – last but not least
– może być oskarżony o ukrywanie przestępców.
Mam pretensje o to, że Marcin Gutowski skierował swój reportaż do osób, które –
jak zapewne założył – wcześniej oglądały poprzednie odcinki jego cyklu Bielmo,
lub czytały książkę pod tym samym tytułem. Skutkiem tego we Franciszkańskiej
3 znalazły się tylko dowody na to, że niewłaściwie wobec sprawców
przestępstw pedofilskich postępował Karol Wojtyła jako arcybiskup krakowski, a
reportaż odnosił się do spraw dziejących się pół wieku temu i dawniej. Tymczasem
z poprzednich odcinków i z innych publikacji wiemy, jak postępował papież Jan
Paweł II wobec przestępców seksualnych na o wiele wyższych stanowiskach i
działających na o wiele większą skalę już wówczas, gdy był głową Kościoła.
Drastycznym przykładem jest tu jego rówieśnik i wedle naszej wiedzy – przyjaciel
i współpracownik Marcial Degollado, wieloletni sprawca molestowania seksualnego
co najmniej trzydzieściorga dzieci (w tym: własnych), kleryków oraz innych
mężczyzn i kobiet. Postępowanie wobec meksykańskiego duchownego rozpoczął
dopiero Benedykt XVI. Cały świat wie o tolerowaniu, a nawet obdarowywaniu
synekurami arcybiskupa Bostonu Bernarda Lawa, który ukrywał pedofilię podległych
mu księży, arcybiskupa Wiednia Hansa Hermanna Gröera,
molestującego dzieci od młodości i gorąco chwalonego przez Jana Pawła II po
przejściu Gröera
na emeryturę, nawet po ujawnieniu przez media jego przestępczej działalności,
sprawy arcybiskupów polskich Juliusza Paetza i Józefa Wesołowskiego oraz
kardynała Henryka Gulbinowicza mamy jeszcze świeżo w pamięci, podobnie jak
kontrowersyjne informacje na temat działalności prałata Henryka Jankowskiego. Po
śmierci Jana Pawła II ruszyła lawina ujawnień działalności przestępczej księży i
hierarchów w Chile (dymisja całego episkopatu), Kanadzie (masowe przestępstwa
wobec dzieci rdzennej ludności), Australii, Francji, na wschodnim wybrzeżu
Stanów Zjednoczonych, w Belgii, Holandii czy wreszcie Irlandii, która z kraju
wręcz emblematycznie katolickiego w ciągu kilku lat po ujawnieniu skali
przestępstw seksualnych stała się niemal antykościelna. Oczywiście krytyka
postępowania stolicy apostolskiej wobec tego typu przestępstw nie dotyczy tylko
czasów Jana Pawła II – działo się tak i przed jego pontyfikatem, i po nim. Po
opublikowaniu w 2010 roku raportu o ukrywaniu działalności przestępczej przez
ludzi kościoła, premier Irlandii
Enda Kenny
stwierdził, że śledztwo dotyczące seksualnego napastowania nieletnich
odsłoniło wysiłki Stolicy Apostolskiej, mające zakłócić dochodzenie w
suwerennym, demokratycznym państwie…, i to zaledwie trzy lata temu, a nie przed
trzema dziesiątkami lat. Raport z [diecezji] Cloyne odsłonił tym samym
dysfunkcyjność, oderwanie, elitaryzm, dominujące w kulturze Watykanu aż do dziś.
Gwałty i męczenie dzieci były bagatelizowane albo radzono sobie z nimi tak, żeby
tylko utrzymać zwierzchność instytucji, jej władzę, pozycję oraz „reputację”.
Przestępczej działalności irlandzkich sióstr zakonnych poświęcony był
wstrząsający film Magdalenki z 2002 roku. W Polsce siostra Bernadetta ze
Specjalnego Ośrodka Wychowawczego Sióstr Boromeuszek w Zabrzu doczekała się i
filmu dokumentalnego, i wnikliwej książki reportażowej dziennikarki „Wyborczej”
Justyny Kopińskiej. Tu sprawy nie dało się zamieść pod dywan – choć kilkakrotnie
próbowano, siostry z Zabrza zasiadły na ławie oskarżonych, zapadły skromne
wyroki i o wszystkim zapomniano. W 2016 roku podejrzenia o stosowanie przemocy
zgłoszono wobec prowadzonego przez siostry serafitki Domu Pomocy Społecznej w
Białce Tatrzańskiej. Rozpoczęło się śledztwo, o jego przebiegu nie informowano,
wreszcie po trzech latach ośrodek odwiedził ówczesny wiceminister
sprawiedliwości Patryk Jaki z Solidarnej Polski, kandydujący wówczas do
Europarlamentu z terenu Małopolski. Jaki stwierdził wobec dziennikarzy, że dom w
Białce to jedna z najlepszych tego typu placówek w kraju. A o prowadzonym wobec
sióstr postępowaniu wiceminister sprawiedliwości nie wiedział. Tydzień później
prokuratura umorzyła śledztwo. Nikt nigdy oficjalnie nie łączył tych spraw.
Personel ośrodka został zmieniony. I sprawa ucichła.
W ujawnieniu wszystkich, albo prawie wszystkich skandali z
udziałem księży i biskupów oraz chroniących ich hierarchów, kluczowy udział
mieli dziennikarze. Nawet najwyżsi dostojnicy, jeśli w ogóle dopuścili przed
swoje oblicze ofiary tych przestępstw, nie zrobili nic albo prawie nic, by
sprawców ukarać bardziej niż symbolicznie, a ofiarom zadośćuczynić za ich
krzywdy. Jakoś w zapomnienie poszły słowa Jezusa, mówiącego:
Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich
najmniejszych, mnieście uczynili (Mt 25,40).
Warto przypomnieć sobie nagrodzony Oskarem film Spotlight, choćby po to,
żeby zrozumieć, co miał na myśli papież Franciszek, gdy mówił o aferze
bostońskiej i zamiataniu spraw pod dywan za czasów Jana Pawła II. Akcja filmu
toczy się w 2001 roku i pokazuje dziennikarskie śledztwo reporterów „The Boston
Globe”, czego efektem było odkrycie wielkiej afery pedofilskiej oraz roli, jaką
w ukrywaniu przestępstw odgrywał kardynał Bernard Law, zmuszony do dymisji z
funkcji arcybiskupa Bostonu i wkrótce potem powołany przez Jana Pawła II na
stanowisko archiprezbitera bazyliki Matki Bożej Większej w Rzymie. Jakoś władze
Bostonu nie podały redakcji „Boston Globe” do sądu, a w 2003 roku dziennikarze
tego pisma otrzymali nagrodę Pulitzera. Następca Lawa w bostońskiej kurii musiał
sprzedać wiele nieruchomości należących do lokalnego kościoła na pokrycie
kosztów gigantycznych odszkodowań, które na rzecz ofiar przestępstw zasądził
niezawisły sąd. Brzmi jak bajka, co?
Nie mam nadziei na to, że dzierżyciele licencji na papieskie kremówki zrozumieją
z tego felietonu cokolwiek poza tym, że znów jakiś pismak atakuje ich świętego
papieża, największego z Polaków itp. Wątpię też, czy pamiętają opinię biskupa
Ignacego Krasickiego: Prawdziwa cnota krytyk się nie boi. Za to z
pewnością nie uwierzą w to, że per saldo, ukazanie uczciwego bilansu działań
Karola Wojtyły i jako gospodarza kamienicy przy Franciszkańskiej 3, i jako
biskupa Rzymu byłoby dla jego prawdziwych dokonań znacznie korzystniejsze, niż
stawianie przed nim szańców z jego portretów, kremówek i oscypków.
Jedno tylko działanie, związane z ostatnią awanturą wokół postaci papieża bardzo
mi się podoba: inicjatywa sadzenia lasów imienia Jana Pawła II. I wcale nie
oburzam się na to, że z inicjatywą tą wystąpiły Lasy Państwowe, ostatnio znane
głównie z tego, że lasy wycinają i wysyłają do Chin. Teraz już wiemy dlaczego –
po prostu robią miejsce dla lasów papieskich. Jak to mówi ludowe porzekadło: nie
było was – był las. Potem przyszliście i las wycięliście, ale nie będzie was -
będzie las.
Ponieważ zaś las to nie tylko drzewa, warto by też w tych
lasach porobić zwierzyńce imienia Jana Pawła II z nadzieją, że umiłowani we
wszystkich parafiach myśliwi nie ośmielą się kłaść pokotem leśnych stworzeń, z
których każde będzie miało papieski certyfikat. Oby tylko zwierzyny nie karmiono
kremówkami.