Maciej Pinkwart

27 kwietnia 2023

Komisja antyalkoholowa

Tutaj wersja video 

 

Sejm pisowską większością nieopatrznie uchwalił powołanie całkowicie bezprawnej komisji do badania szkodzących Polsce związków naszych polityków z Rosją od 2007 roku aż po dzień dzisiejszy. Nie trzeba być prorokiem by wiedzieć, że członkowie komisji zajmą się wyłącznie okresem, kiedy w Polsce rządziła Platforma i PSL. Abstrahując od całkowitej niekonstytucyjności takiego organu, wypada stwierdzić, że czas przed wyborami jest zbyt krótki, by nawet ten okres przebadać dokładnie. Więc Komisja zajmie się tylko kwestią win Tuska i jego najbliższych współpracowników.

Jestem przekonany, że ani przewodniczącemu Platformy, ani nikomu na skutek działania tej komisji włos z głowy nie spadnie - bo jak wszystko, za co się do tej pory brał PiS, tak i ten projekt zostanie kompletnie spaskudzony. Zresztą to i tak ma być tylko grillowanie króliczka, a nie jego pożeranie. Załóżmy najpierw teoretycznie, że komisja powstanie. W myśl nowego prawa ma się ona składać z pięciu przedstawicieli PiS, czterech z opozycji (w tym z Konfederacji) i przewodniczącego powoływanego przez premiera. Będzie to, delikatnie mówiąc, osoba sprzyjająca władzy. Może nawet doświadczony w pracach komisyjnych Antoni Macierewicz? Opozycja demokratyczna już zapowiedziała, że w pracach tak bezprawnego organu udziału nie weźmie. Nie szkodzi, dobiorą z partii Kukiza. Załóżmy też, że Tusk przed komisją się stawi i powie, że jako premier miał obowiązek kontaktować się z przedstawicielami wszystkich państw, z którymi Polska ma stosunki dyplomatyczne i gospodarcze. Tak jak premier Kaczyński, tak jak prezydent Kaczyński, i wszyscy inni. Na marginesie: chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, że jeśli władza miałaby jakieś haki na Tuska czy jego ludzi i do tej pory nie wszczęła przeciwko niemu postępowania – to sama stawałaby po stronie przestępców. A więc nie ma i liczy na to, że Tusk sam się obciąży? Spokojna głowa, od czego swoi ludzie! Właśnie prokuratura wszczęła śledztwo przeciwko Tuskowi. Doniesienie na niego złożył Marek Falenta, organizator afery podsłuchowej w restauracji „Sowa i przyjaciele”, która wywróciła rząd Platformy. Dziś skala tamtej afery wydaje się śmiesznie mała wobec tego, co dzieje się teraz i co nie wywraca rządu PiS-u. Marek Falenta zarzucił Donaldowi Tuskowi, że przekroczył uprawnienia, kiedy w swoim czasie zarządził kontrolę w spółce Falenty, handlującej rosyjskim węglem. Jak więc widać, Tusk miał związek z naciskami rosyjskimi. Co prawda, zdaje się chciał naciski te ukrócić, ale wszystko jedno: jak to w dawnych radzieckich czasach mówiono – nieważne, czy Wania ukradł zegarek, czy Wani ukradziono zegarek – musi iść w tiurmu, bo był zamieszany w sprawę zegarka. Na marginesie – Marek Falenta wydaje się być dyżurnym obszczekiwaczem Tuska, a jego wspólnik Marcin W. jakiś czas temu uprzejmie donosił prokuraturze, że synowi Tuska wręczył łapówkę w wysokości 600 tys. euro w gotówce, przyniesionej w reklamówce z Biedronki. I co? No, na razie nic, ale wszystko przed nami.

Ale jeśli prokuratura ministra Ziobry nie zamknie Tuska w areszcie wydobywczym i przewodniczący Platformy jednak stanie przed komisją, może nawet w kajdankach – to to, co miałby jej do powiedzenia, nie ma żadnego znaczenia, bo przecież nikt z komisji i tak go słuchać nie będzie, a wyrok na niego już dawno został napisany na Żoliborzu i ratyfikowany na Nowogrodzkiej. Komisja po dwóch godzinach skończy przesłuchanie i Tusk zostanie skazany na dziesięciolecie banicji politycznej, kiedy to nie wolno mu będzie zajmować żadnych stanowisk państwowych. Niekonstytucyjność tej ustawy polega między innymi na tym, że od jej decyzji nie ma odwołania. Obsadzona przez PiS Państwowa Komisja Wyborcza nie wpisze Tuska na listę kandydatów do Sejmu i przewodniczący największej partii opozycyjnej nie będzie mógł zostać posłem. Tym samym zostanie pozbawiony jednego z najważniejszych praw obywatelskich. Do tej pory prawa obywatelskie mógł odbierać tylko sąd w trakcie kilkuinstancyjnego postępowania. Teraz uprawnienia takie nadali sobie rządzący. Już dziś PiS-owscy ministrowie postulują odbieranie paszportów krytycznym wobec nich politykom. To już funkcjonuje - na wschód od nas. Czy to nie jest dobry powód na to, że wpływy rosyjskie w Polsce warto przebadać?

OK, ale Tusk to jest tylko jeden potencjalny poseł. Żeby opozycja mogła przejąć rządy - musi zdobyć więcej niż 230 mandatów poselskich. Po wypchnięciu Tuska z możliwości kandydowania szanse na to, paradoksalnie, wzrosną. Gdyby Tusk nawet nie kandydował w wyborach, w dalszym ciągu będzie mógł prowadzić kampanię wyborczą na rzecz Koalicji Obywatelskiej. Naturalnym kandydatem tej formacji na premiera stałby się wówczas zapewne Rafał Trzaskowski – choć oczywiście możliwe jest i to, że któregoś dnia o 6 rano do jego mieszkania wtargną agenci specjalni, a prokuratura postawi go przed sądem pod zarzutem próby zamachu na życie dwóch milionów mieszkańców Warszawy, zagrożonych zanieczyszczeniem środowiska po awarii oczyszczalni „Czajka”.

Kampania będzie trwać dalej, a ugotowany przez speckomisję Donald Tusk będzie pielgrzymował po Polsce tak, jak - proszę o wybaczenie za porównanie – za czasów Władysława Gomułki po Polsce pielgrzymowały puste ramy obrazu Matki Boskiej Jasnogórskiej. Dla modlitw i związanych z nimi uniesień religijnych i politycznych nie miało większego znaczenia to, czy po parafiach peregrynuje obraz, czy puste ramy. W ważnych wydarzeniach bardziej liczą się symbole niż konkrety. A bezprawne pozbawienie Tuska praw obywatelskich dla wielu Polaków stałoby się właśnie symbolem pisowskiego bezprawia. Co więcej, skazanie go przez tak powołaną Czeka – jak w czasach stalinowskich nazywano nadzwyczajne komisje do walki z wrogami ustroju - byłoby najlepszym dowodem na to, że wpływy rosyjskie w Polsce rzeczywiście sięgają wysoko.

Jestem głęboko przekonany, że takie odsunięcie Tuska od kandydowania dodatkowo wzmocniłoby Platformę i jej sojuszników. Głupie to jest ze strony PiS-u nadzwyczajnie: obserwujemy przecież od dłuższego czasu jak PiS informuje społeczeństwo o tym, że Tuska nikt nie popiera i stanowi on obciążenie dla opozycji. No to jak go odsuną, to opozycja zyska, nie? W ten sposób PiS poniekąd piłuje gałąź, na której sam siedzi. No i bardzo dobrze. Więc bez Tuska opozycja wygra wybory w cuglach, w dodatku ludzie zwykle popierają osoby krzywdzone przez władze. Oczywiście, z wyjątkiem Rosji… A ci, którzy już dziś zacierają ręce i krzyczą – dobrze mu tak, Tusk do więzienia! – i tak by na niego nie zagłosowali, więc jest to tylko tombakowy prezent dla najbardziej swoich, a nie przynęta dla niezdecydowanych. Dla większości normalnie rozumujących osób wyślizganie Tuska z wyborów to trochę tak jakby baćko Łukaszenka wydał dekret o usunięciu Igi Świątek na 10 lat ze wszystkich kortów, żeby Aryna Sabalenka została pierwszą rakietą świata.

Załóżmy teraz przez chwilę, że ta czerezwyczajka powstanie i 17-go września ogłosi swój antytuskowy werdykt, co pozwoli Kaczyńskiemu zostać demaskatorem zdradzieckiego paktu Ribbentrop-Mołotow-Tusk. Ale po wyborach nowo powołana przez obywateli władza powinna pozostawić dalej ową Komisję, nieco tylko ją prawnie cywilizując. Wybrany zostanie nowy przewodniczący i prace zaczną się od początku. Przed Komisją stanie jako świadek – powiedzmy – redaktor Tomasz Piątek, no i na pytania będą musieli odpowiadać Antoni Macierewicz, Mateusz Morawiecki, Jarosław Kaczyński, Daniel Obajtek i wszyscy ich współpracownicy. A pytania będą niewygodne: o import węgla, ropy i gazu, o sprawę ukraińskiego zboża, może też o poduralskie radiostacje pewnej rozgłośni, o niszczenie wywiadu wojskowego, o carracale i Polską Grupę Zbrojeniową, o sprzedaż Lotosu i o wiele innych kwestii, o których dziś mówi się mało albo wcale.

Niewykluczone więc, że dzięki powołaniu przez PiS-owską większość sejmowej komisji do spraw badania win Tuska rzeczywiście uzyskamy wiedzę o tym, kto i w jaki sposób był poddawany presji rosyjskiej i co dzięki temu Kreml osiągnął. Inna rzecz, że osiągnął niewiele dla siebie, choć udało mu się zepsuć nasz wewnętrzny spokój i solidarność narodową. To będziemy odbudowywać latami. Ale per saldo może okaże się, że choć wina Tuska będą dla PiS-u zupełnie niestrawne, to dzięki temu przekonamy się, że tak naprawdę nie konkretny człowiek – Kaczyński czy Tusk – decyduje o realnej polityce w naszym kraju, tylko stworzony bądź powielany przez tego człowieka system. A system reprezentowany przez Tuska wcześniej czy później wygra z systemem Kaczyńskiego. Historia świata pokazywała już wielokrotnie dowody na to, że choć demokracja jest fatalnym ustrojem, kłopotliwym i nie rozwiązującym do końca żadnych problemów - to autokracja, zwłaszcza tak karykaturalna jak nasza, jest systemem o wiele gorszym. Na krótką metę może działać, ale na dłuższą wywala się o własne sznurowadła.

Czy po zmianie rządu Donald Tusk wróci do polityki? Pewno tak, i bardzo bym tego chciał, bo go zwyczajnie lubię i cenię, ale wcale nie musi się tak stać. Tusk, choć młodo wygląda i młodzieńczo się zachowuje, jest już doświadczonym mężczyzną, który osiągnął w życiu prawie wszystko: ma świetną rodzinę, kochającą żonę, dzieci i wnuki, zrobił wielką karierę w Polsce, zajął jedno z najważniejszych stanowisk w Europie, ma ogromne uznanie wśród tych, którzy w świecie naprawdę się liczą. Jednak wiem, i on też wie, że nie samym Tuskiem żyje polska demokracja – tylko tym, co on i jego partia reprezentują. Ze wszystkimi wadami i zaletami, spośród których – wad i zalet – najważniejsza jest zwyczajność, ludzka serdeczność i wyższość uśmiechu nad rechotem. Tusk jest jeden, ale idee przez niego reprezentowane może wcielać w życie legion ludzi. Nie dlatego, że Tusk im każe, tylko dlatego, że sami w te idee wierzą i dlatego właśnie wybrali Tuska na swojego coacha.

Ale jestem przekonany, że wielką satysfakcję będzie mu sprawiać także i to, gdy po odsunięciu PiS-u od władzy będzie mógł patrzeć, jak zmienia się polski system rządzenia. Ciekaw jestem, czy sprzątanie dziedziny praworządności, które niewątpliwie nastąpi, spowoduje to, że obecni neo-sędziowie znajdą wśród siebie swoich Tulejów, Juszczyszynów, Żurków, Gąciarków i innych, którzy będą równie niezłomnie walczyć o przywrócenie zależności sędziów od nowego ministra sprawiedliwości? Czy przyczają się na pozycjach konspiracyjnych sędziów wyklętych, czy przy nowych władzach też wykażą się koniunkturalnością.

Koniec końców wina Tuska, jeśli nawet staną się przedmiotem raportu Nadzwyczajnej Komisji, w efekcie zgodnie z kapitalistycznym prawem podaży i popytu znajdą się na półkach sklepowych. Będzie to z pewnością cenny element kampanii wyborczej Koalicji Obywatelskiej. Konkurencja zapewne oprze się na patriotycznej promocji Chopina, Pana Tadeusza czy Bociana. W rezerwie zawsze jeszcze jest Palikot, Rasputin i Putinka.

Dokonajmy mądrego wyboru, bo zostaniemy z czystą z czerwoną kartką.

Post scriptum. W tym felietonie 36 razy wymieniłem nazwisko Tuska. Jeszcze nie doszedłem do wyników TVP, Mateusza Morawieckiego czy Janusza Kowalskiego, ale idę we właściwym kierunku.

 

Poprzednie felietony