Maciej Pinkwart
6 lipca 2023
Dystans
W Grecji najbardziej lubię to, że jestem w Grecji. Jako Polak będąc w Grecji nie
przejmuję się sprawami greckimi, bo mało je rozumiem, a poza tym nie mam na nie
żadnego wpływu. Będąc w Grecji nie przejmuję się też sprawami polskimi, bo
jestem w Grecji, więc na nie też nie mam żadnego wpływu, a ich przebieg przez
najbliższe tygodnie nie będzie miał wpływu na moje losy. Jak każdy, przejmuję
się pogodą, ale ta w Grecji jest bardziej przewidywalna niż w Polsce, cenami,
które zawsze są za wysokie, czy w Grecji, czy w Polsce, słońcem, którego tu bywa
niekiedy za dużo, w przeciwieństwie do Polski, gdzie słońca zwykle bywa za mało.
Jedną z największych zalet Grecji jest to, że te dwa tysiące kilometrów, które
dzielą mnie od Zakopanego i Podhala, stwarza poczucie dystansu. Z tej odległości
oglądani mali ludzie stają się jeszcze mniejsi, tak, że w zasadzie w ogóle ich
nie widać, a już na pewno nie trzeba o nich myśleć. Wielcy ludzie pozostaną
wielcy, bez względu na dystans, jaki nas od nich dzieli. Sprawy ważne pozostają
sprawami ważnymi, ale skoro nie mam na nie wpływu, nie muszę o nich myśleć.
Spróbujcie wytłumaczyć Grekowi coś, co nas przed wyjazdem z Polski zajmowało i
irytowało – na przykład sprawę powołania pozaparlamentarnej komisji do spraw
badania wpływów rosyjskich. Będzie to ciekawe ćwiczenie i to bynajmniej nie
tylko językowe.
Ale tak naprawdę dystans tych wszystkich kilometrów, które w Grecji dzielą mnie
od Polski nie wydaje się w sensie intelektualnym być o wiele większy od dystansu
do spraw, jakie mnie w Polsce otaczają i nolens volens wpływają na moje
życie. Owszem, w Polsce mniej niż w Grecji mogę mieć wpływ na to, co zjem na
obiad – bo tu jestem uzależniony od towarzystwa, z którym idę do restauracji, od
tego, ile mogę na to wydać pieniędzy, z kim się spotkam i jakie będą plany na
wieczór. Tutaj w Grecji mam to wszystko jakby zdeterminowane, głównie poprzez
program wycieczki. Czasami brak możliwości wyboru w sprawach mało ważnych jest
też niezłym wyborem. Ale te sprawy naprawdę ważne, które w Polsce mnie irytują i
o których zwykle piszę tutaj – są, niestety, takie same – tam i tu. Kwestię,
gdzie jest tam, a gdzie jest tu, pozostawiam Państwu do wyboru.
No właśnie, wybory. Będąc w Grecji trafiłem akurat na wybory parlamentarne.
Wygrała je rządząca poprzednio prawicowa partia Nowa Demokracja, która zdobyła
ponad 40 % głosów, deklasując radykalnie lewicową Syrizę Aleksisa Tsiprasa
(poniżej 20 %). Władzę obejmie więc poprzedni premier Kyriakos Mitsotakis. Jakoś
mam w nosie to, że w Grecji znów rządzić będzie prawica, a premierem będzie syn
jednego z poprzednich premierów. Może dlatego, że w prawicowym rządzie „starego”
Mitsotakisa, Konstandinosa jednym z ministrów był komunista – kompozytor Mikis
Theodorakis, ten od Greka Zorby. Ale to nieważne: nigdzie przez cały
tydzień przedwyborczy nie widziałem ani jednego baneru, ani jednego plakatu, ani
jednego hasła przedwyborczego. No, bo nie byłem w dużych miastach tylko na
prowincji, a tam do polityki ma się zdrowy dystans. Na Słowacji, gdzie wybory
zapowiedziano dopiero na wrzesień – przeciwnie. Każdy słup, niemal każdy dom
koło Koszyc jest ozdobiony jakimś hasłem wyborczym. Najbardziej podobały mi się
dwa: My posprzątamy ten burdel! i To nie my rozkradliśmy Słowację.
Nie zauważyłem, która partia w ten sposób zdobywa wyborców. Pewno miałem za duży
dystans.
W Polsce, rzecz jasna, dystansu zachować się nie da, a jeśli będzie się go
zbytnio forsować – można ześlizgnąć się wprost trzecią drogą poniżej
progu i pozostać w antyszambrach polityki. No, bo mając zbyt duży dystans -
drogi, którą zmierza Polska, zmienić się nie da. Ale to, co jest naprawdę ważne,
będę miał szanse zmienić dopiero na jesieni, w czasie wyborów. O ile wybory się
odbędą... Moje uczestnictwo w tych zmianach sprowadza się oczywiście do oddania
tylko jednego głosu. A głosów potrzeba z pewnością ponad 10 milionów. Wśród
tych, którzy czytają i słuchają tych felietonów, zapewne sprawy są już
rozstrzygnięte. Nikogo więc nie będę musiał - ani chciał – przekonywać do tego,
żeby głosował tak jak ja, bo moi czytelnicy na pewno zagłosują podobnie. Choć z
pewnością nie na te same osoby – w różnych okręgach będą różni kandydaci. Czy
przyniesie to spodziewane i oczekiwane przez nas rozstrzygnięcie – przyszłość
pokaże.
Jeśli nie – cóż, pozostanie mi za kilka miesięcy, może za parę lat, zdecydować,
czy wybieram się na emigrację wewnętrzną, co w moim wieku jest jakby naturalnym
wyborem, czy na emigrację prawdziwą. Bardzo bym tego nie chciał – Polska jest
moim krajem, z urodzenia i z wyboru. W sumie dlaczego to ja mam wyjeżdżać, jeśli
uważam, że do mojego modelu myślenia o Polsce i Europie ja pasuję, a nie pasują
ci, na których nie będę głosować? Niech oni jadą sobie na Wschód, gdzie ich
polityka może się sprawdzi. Jednak chciałbym nadal móc dystansować się do tego,
co tu się dzieje – i będzie się działo by obserwować to z dystansu, przy czym
ten dystans powinien mieć charakter wakacyjny, może klimatyczny czy krajobrazowy
– a nie być wymuszony polityką.
Ale jeśli będę musiał – pewno wybiorę Grecję. Bo w Grecji najbardziej lubię to,
że jest Grecją.