Maciej Pinkwart
8 grudnia 2022
Weselisko
Jakiś pisowski wazeliniarz w mediach porównał Jarosława Kaczyńskiego do
Wyspiańskiego – może nie pod względem literackim, na to nawet lizus się nie
odważył, ale pod względem wizjonerstwa. Moim zdaniem podobieństwa między
Kaczyńskim a Wyspiańskim jest mniej niż między Dodą i Dudą. Co więcej, wygląda
na to, że wizjoner Kaczyński nie czytał wizjonera Wyspiańskiego, a jeśli czytał,
to nie wziął do serca słynnej wizjonerskiej prognozy wójta Czepca:
Ptok ptakowi nie jednaki,
człek człekowi nie dorówna,
dusa dusy zajrzy w oczy,
nie polezie orzeł w gówna…
Dziś widzimy wyraźnie, że stwierdzenia Czepca orzeł
nie wziął pod uwagę i polazł. Nietrafiona opinia Czepca jest zresztą wyrwana z
kontekstu, który dla dzisiejszego czytelnika jest kompletnie nieistotny, ale go
przypomnijmy: ów ornitologiczno-sanitarny wywód jest końcem opowieści pana
wójta, odnoszącej się do wyborów do parlamentu austriackiego w 1900 r., kiedy to
chłopski kandydat, Franciszek Ptak z Bieńczyc, przegrał z przewodniczącym
galicyjskiej partii socjaldemokratycznej Ignacym Daszyńskim, popieranym m.in.
przez mniejszość żydowską. Wcześniejsza część wypowiedzi Błażeja Czepca może
uczynić go patronem jakichś polskich szkół narodowych, albo bohaterem
patriotycznym wielbionym przez uczestników Marszu Niepodległości i redaktora
Stanisława Michalkiewicza, zwłaszcza w kontekście zbliżających się wyborów:
Tego Zyda,
było, jak go huknę w pysk -
juzem myśloł, że sie stocył,
on sie ino krwiom zamrocył,
a nie upod, bo był ścisk.
A to było przy wyborze,
w sali w tym sokolskim dworze,
po co sie bestyjo darła,
a to tak z całygo garła;
—
było, jak go huknę w pysk,
myślołem juz, że sie stocył,
on sie ino krwiom zamrocył,
a nie upod, bo był ścisk.
W ósmym roku rządów PiS-u Polska – według opinii prezesa – jest jedną wielką
tragedią, śmietnikiem historii i obozem koncentracyjnym, w którym rządy sprawują
wszyscy, tylko nie PiS. Co prawda objazdowy teatrzyk kukiełek prezesa
Kaczyńskiego odbywa się pod hasłem „Dobry rząd na trudne czasy”, ale to hasło
nijak się nie ma do tego, o czym prezes gawędzi. Rząd PiS-u, a właściwie – nie
używajmy eufemizmów – władca żoliborsko-nowogrodzki w każdym wystąpieniu
informuje swój zachwycony elektorat, że w budżecie nie ma pieniędzy, więc musi
oszczędzać na pensjach dla nauczycieli, na dotacjach dla szpitali, na refundacji
leków, nawet na kupnie pałek teleskopowych dla swojej milicji, z najwyższym
trudem wyskrobując z oszczędności te drobne 2,7 miliarda złotych dla rządowych
mediów – tylko po to naturalnie, by postkurska telewizja wytłumaczyła wszystkie
braki swoim widzom tym, że spowodowała je rządząca w Polsce przed ośmiu laty
opozycja, a szczególnie Donald Tusk, który będąc w Polsce, znacznie mocniej
działa na rzecz Unii, czyli Niemiec, czyli IV Rzeszy, niż wtedy, kiedy za
niemieckie srebrniki pracował w Brukseli. Lecz niewątpliwie dramatycznie złym
wynikiem rządów obecnej partii jest to, co stwierdził prezes na sobotnim zlocie
swoich ludzi w Legnicy: oto w ostatnich latach, z roku na rok coraz bardziej,
knują, szczują i dybią na Polskę biznesmeni z Berlina, Holandii i Francji. Za
Platformy też dybali, ale teraz to już dybią z przesadą. Wszystko to powoduje,
że Polska, która już pod koniec tej kadencji miała przegonić ekonomicznie Europę
Zachodnią, a może nawet Bułgarię i Pakistan, ma coraz większe kłopoty z
osiągnięciem zamierzonego wzrostu. A Jarosław Kaczyński jak mało kto zna się na
wzroście.
Za rządów obecnej władzy – sądzi prezes – wszystko działa coraz gorzej, więc
należy zacząć z tym walczyć. Dotychczasowe kadencje nie poradziły sobie z tym,
że jacyś niby-ludzie się władzy przeciwstawiają, teraz ma się to zmienić. Wódz
uważa, że samorządy rządzą na swoim terenie bez żadnej kontroli, a władza
pozbawiona kontroli działa źle, a nawet wręcz fatalnie. Tu się z wodzem zgadzam.
Sądy sądzą źle i opieszale, a w dodatku wydają niewłaściwe wyroki. Przestępczość
tak bardzo rośnie, że trzeba było wprowadzić do kodeksu karnego paragraf,
umożliwiający skazywanie 14-latków na 30 lat bezwzględnego więzienia, co
wystraszy przestępców i już w 10-tej kadencji władzy PiS-u problem ten zostanie
opanowany. Opozycja polska, totalna oczywiście, a może nawet totalitarna i
autokratyczna, żelazną ręką rządzona przez Tuska, nie pozwalającego na żadną
samodzielność innym partiom, a szczególnie PiS-owi, rządzi na szkodę Polski całą
Unią Europejską, w której rządzą Niemcy, którzy dybią. Polski system obronny nie
istnieje i dopiero zakupy, zapowiedziane w ostatnich tygodniach, których
realizacja nastąpi od teraz do 6-tej kadencji PiS-u, pozwolą na powstrzymanie
Rosji bez pomocy niemieckich Patriotów, których do Polski nie wpuścimy, żeby nie
pluli nam w twarz i nie germanili dzieci. A jeśli wpuścimy – to pod zarząd
parafii przygranicznych. W dodatku kościół katolicki teraz, za PiS-u jest
najbardziej prześladowaną instytucją w Polsce, a katolicy za sprawą
postkomunistycznej opozycji są ciemiężeni, na co PiS już niedługo przestanie
pozwalać.
W spotkaniach PiS-owskiego ludu z prezesem słychać ostatnio coraz bardziej
dramatyczne tony, a narodowy cymbał jest coraz głośniej brzmiący. Kaczyński
nawołuje do zwiększonego wysiłku przedwyborczego, bo opozycja, mająca wciąż
dostęp do komisji wyborczych, oraz sądów, uznających legalność wyborów, wybory
te niewątpliwie sfałszuje. Już w poprzednich wyborach, wygranych przez PiS,
opozycja zdobyła o kilkaset tysięcy głosów więcej niż ci, którzy zwyciężyli, a
co dopiero teraz, kiedy to za rządów PiS, opozycja ponosi odpowiedzialność za
wszystkie złe rzeczy, jakie w kraju się dzieją. Więc do kontrolowania urn i
długopisów powoła się Korpus Ochrony Wyborów, do którego skieruje się wszystkich
członków partii, rady parafialne oraz Wojska Obrony Terytorialnej. W uszach
prezesa brzmi jednak echo pieśni, znanej mu z młodości: Bój to jest nasz
ostatni… I drugie, z pieśni, którą zapewne Jarosław Kaczyński – słynący, jak
wiadomo, także z talentów wokalnych, nuci kotu przed snem: Nadejdzie jednak
dzień zapłaty – sędziami wówczas będziem my.
Warto wszelako podkreślić ogromny sukces, który przyćmi wszystkie niedostatki i
nieszczęścia, jakie nam się przydarzyły za rządów Tuska w Polsce rządzonej przez
PiS. Oto za czasów Platformy Polska nawet nie wyszła z grupy na Mundialu, a za
PiS-u – proszę! Dzielni chłopcy, dzięki modlitwom prezesa zwycięsko zremisowali
z Meksykiem, starli w pustynny piasek Arabię Saudyjską, a na koniec pokonali
moralnie Francję 1 do 3. Za Tuska na Euro 2012 Polacy przegrali wszystkie mecze,
mimo że Tusk wybudował wielki stadion narodowy. I teraz ten stadion przecieka,
bo nie daje się zamknąć… Ale spokojna głowa, wszystko się da zamknąć, nie dziś,
to jutro. Zresztą stadion to nie Roman Giertych, PiS da sobie z tym radę, tylko
najpierw musi wygrać wybory, a przedtem przy pomocy komisji weryfikacyjnej
zamknąć Tuska i Trzaskowskiego, a w każdym razie uniemożliwić im i ich
poplecznikom kandydowanie. Ostatnio prezes powiedział otwartym tekstem: musimy
zrobić wszystko, żeby nasi wrogowie nie wygrali wyborów, bo jak wygrają to
będzie wojna domowa. Wszystko – to wszystko.
Na bronowickim weselu w 1900 roku gospodarz mało gada, ale to jemu Wernyhora
powierza złoty róg i nakazuje pojednać szlachtę z ludem, prawych z lewymi, a
nawet żyjących z widmami. Ale, jak wiemy, zjednoczyć Polskę i to tylko na krótko
– dzień, dwa, może tylko jakaś wielka śmierć. Jednak i to potrafimy koncertowo
zepsuć, żeby nie powiedzieć inaczej. Zjednoczona Polska to w znacznie większym
stopniu rzecz trudniejsza niż polska chata rozśpiewana, która jednoczy tylko na
Sylwestrze Marzeń w Zakopanem kilkadziesiąt tysięcy miłośników pana Zenka.
Zjednoczona nawet przestała być rządząca prawica, o której można powiedzieć za
karczmarzem Singerem z Wesela, że są to przyjaciele, którzy się nie
lubią.
Już mnie to nie bawi, bo już nie jest nie tylko wesoło, ale nawet nie jest
śmiesznie, tylko strasznie. Słowa Włodzimierza Tetmajera, któremu na weselu
Lucjana Rydla snuł się po głowie dramat, taka historia wesoła, a ogromnie
przez to smutna przestały nas radować swoją aktualnością. Gdy wypowiedzi
Antoniego Macierewicza jeszcze do niedawna brzmiały jak echo Mefistofelesa z
Tworek, myśleliśmy sobie: e, co tam: facet po przejściach, nie wziął leków i
teraz śmieszy, tumani, przestrasza. Ale z potokami krwi płynącej po
tamtej stronie granicy, z rakietami błądzącymi i po naszej stronie, z dalekim
echem wybuchów i z groźbą, że inny szaleniec dla udowodnienia swoich racji
naciśnie guzik atomowy – jak nigdy wcześniej powinniśmy wołać: czy na sali jest
lekarz? Ale nie, na sali sejmowej, gdy Macierewicz chciał zmusić najwyższą
(teoretycznie) polską władzę do przyjęcia dokumentu, oskarżającego Rosję o
dokonanie zamachu na polskiego prezydenta i blisko setkę polskich obywateli – za
ową poprawką głosowało 226 posłów, cały PiS. Cały PiS poparł nagłą wrzutkę
Macierewicza, dopisaną na doczepkę do projektu Lewicy, która chciała
przegłosowania uchwały, uznającej Rosję za państwo popierające terroryzm.
Zdesperowana opozycja wyjęła karty do głosowania, przez co nie było na sali
kworum. Nie wiem, czemu publicyści czepiają się Macierewicza. On po prostu jest
konsekwentny. W tym szaleństwie, rzecz jasna, jest metoda. Nikt z rządzących nie
wierzy w zamach smoleński, ale skoro prezes publicznie od pewnego czasu mówi, że
on wie i ma dowody na to, że to był zamach, to tak rżą wszystkie rumaki w jego
stajni. Efekt widać: równa się zero.
U Wyspiańskiego też był błazen, ale to był wielki mąż. Stańczyk trafnie
zdiagnozował sytuację w Polsce – na wtedy, i na teraz:
Błaznów coraz więcej macie, nieomal błazeńskie wiece...
Wspominamy Wyspiańskiego. Dobrze z tej okazji przypomnieć
sobie, czym kończy się polskie weselisko: narodową czapkę poniósł wiatr
historii, złoty róg stracił się w lasach państwowych, a nam ostał się ino
sznur.