Maciej Pinkwart
22 grudnia 2022
Szukając żłobu
Może najbardziej byłem atakowany łajtkristmesami, choinkami, reniferami i
mikołajami kilka lat temu, płynąc w górę Nilu, w środku niemal całkowicie
muzułmańskiego Egiptu. Oczywiście, była to pełna komercja, w myśl zasady,
opisanej kiedyś przez miłośników znanego przewodnika tatrzańskiego Józefa
Krzeptowskiego, który na Gubałówce pokazywał turystom Gerlach i Rysy, a na
późniejszą uwagę młodego adepta przewodnictwa, który nestorowi dyskretnie
szepnął, że przecież z Gubałówki tych szczytów nie widać, miał odpowiedzieć:
Cichoze, smarku, klient płaci, musi być widać!
A więc życzenia Merry Christmas!, które słyszałem na okrągło, od Karnaku
do Abu Simbel, były naturalnie całkiem sprzeczne z zasadami islamu (Bóg jest
jeden, a Muhammad jest jego prorokiem), ale zgodne z zasadami komercji:
klient płaci, muszą być wesołe święta. U nas też komercji bożonarodzeniowej nie
brakuje, a jej motorem napędowym jest tradycja. Katolicy, protestanci,
prawosławni, metodyści, żydzi, niewierzący, buddyści i mahometanie kupują
choinki, obwieszają je bombkami (w Galicji – bańkami), urządzają rodzinne
biesiady i obdarowują się prezentami. Polską tradycją jest w dodatku obchodzenie
Świąt Bożego Narodzenia w przededniu święta Bożego Narodzenia: wigilia świąt
jest u nas większym świętem niż pierwszy dzień świąt, a o drugim ani wspomnieć
nie warto.
Dlaczego obchodzimy święto Bożego Narodzenia? Dlatego, że 2022 lata temu, w ten
grudniowy wieczór narodził się Jezus, zwany potem Chrystusem? Może nie
koniecznie 2022 lata temu… Dlaczego mówimy o szopce, czyli skromnym drewnianym
pomieszczeniu, gdzie przechowywane są przydatne w gospodarstwie sprzęty, jako o
miejscu Narodzin, a w Krakowie robią konkurs na szopki, w których miejscem akcji
są miniaturowe kościoły, pałace, wysokie budynki i barbakan? Nie, nie zawsze
mówimy o szopce – miejscem Narodzin jeszcze częściej bywa stajenka, mizerna,
cicha – jak głosi jedna z piękniejszych kolęd. Stajenka to miejsce gdzie
przebywają zwierzęta gospodarskie – u nas krowy, konie, owce, kozy. To dlaczego
w stajence świątecznej pojawiają się u nas lamy, wielbłądy, strusie i ogólnie
przekształca się ją w mini zoo, a w Bańskiej (nie powiem, której) na Podhalu
widziałem w stajence całe stada drewnianych kolorowych ptaszków oraz sporą grupę
krasnoludków. Nie, nie stajenka: grota, czyli niewielka jaskinia. Tam sytuował
Marię z Jezusem (co prawda, już niemowlakiem, a nie noworodkiem) Leonardo da
Vinci, a w Bazylice Narodzenia w Betlejem pod ołtarzem znajduje się krypta
narodzenia, usytuowana właśnie w grocie. Świątynię, według wskazań św.
Justyniana z II wieku, wybudowała w 326 roku święta Helena, matka cesarza
Konstantyna, której fantazja i pracowitość przysporzyła chrześcijaństwu
najwięcej cennych relikwii - drzewo Świętego Krzyża, koronę cierniową, gwoździe
z Krzyża, włócznię Longinusa. W owej grocie jest łaciński napis: Hic de
Virgine Maria Jesus Christus natus est (Tu
z Marii Dziewicy narodził się Jezus
Chrystus). Jak się w tym wszystkim połapać? No, pewno trzeba by sięgnąć do
źródeł, to jest do zapisów, znajdujących się w Nowym Testamencie.
Marek i Jan: Jezus pojawia się dopiero w momencie chrztu w Jordanie. Pierwszych
30 lat Jego życia ewangeliści pomijają milczeniem. Mateusz zaświadcza, że Maria
stała się brzemienna bez udziału Józefa, tylko za sprawą Ducha Świętego, po czym
urodziła dziecko w Betlejem za panowania króla Heroda. Pierwszymi świadkami
narodzin są Mędrcy ze Wschodu. Nie Królowie, nie trzej, nie Kacper, Melchior i
Baltazar, nie z Afryki, tylko ze Wschodu. Do miejsca narodzin doprowadziła ich
gwiazda, która zatrzymała się tam, gdzie było Dziecię. Mędrcy weszli do domu, w
którym zobaczyli owo Dziecię i jego matkę, Marię. Józef nie jest wymieniony, nie
ma szopki, stajenki, jaskini, nie ma też żadnych pasterzy ani zwierząt. Normalny
dom.
No i jedynie ewangelista Łukasz pisze coś w rodzaju reportażu. Sytuuje Boże
Narodzenie w czasie (podczas spisu ludności, zarządzonego przez Cezara Augusta,
gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz), w przestrzeni (Betlejem w Judzie, skąd
pochodził Józef, potomek króla Dawida) i w okolicznościach, które w pewien
sposób znamy:
Porodziła swego
pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było
dla nich miejsca w gospodzie.
Potem o narodzinach anioł
informuje pasterzy, którzy udają się tam, gdzie jest ów żłób, i gdzie znaleźli
Marię, Józefa i Dzieciątko, leżące w żłobie. Po czym następuje zastanawiająca
fraza:
Gdy Je ujrzeli, opowiedzieli o
tym, co im zostało objawione o tym Dziecięciu. A wszyscy, którzy to słyszeli,
dziwili się temu, co im pasterze opowiadali.
Komu to pasterze opowiadali?
Dzieciątku? Marii i Józefowi, którzy w końcu lepiej od pasterzy wiedzieli, że
oto narodził się Mesjasz Pan? No i to Józef jest potomkiem Dawida, a
spadkobiercą Dawida miał być Jezus, który nie jest synem Józefa… Bibliści
tłumaczą to tak, że Dawid miał mnóstwo dzieci, a Józef i Maria byli kuzynami. W
dodatku Łukasz nazywa Jezusa pierworodnym synem Marii. Pierworodny – co oznacza,
że potem narodzili się inni synowie. Ich też bibliści nazywają kuzynami, Maria
ma być zawsze dziewicą. Po porodzie również.
U najbardziej szczegółowego
relatora Bożego Narodzenia zatem nie ma żadnych zwierząt, nie ma szopki ani
stajenki, jest tylko żłób. Nawet nie żłóbek, tylko żłób. Oczywiście, żłób
zapewne nie stoi w salonie ani w sypialni, ani nawet w gospodzie, gdzie nie było
miejsca. Może to być jaskinia na obrzeżach miasta, ale tego już tylko się
domyślamy.
Kiedy to wszystko się dzieje?
Cezar August panował od 30 roku p.n.e. do 14 roku n.e. Za jego panowania
przeprowadzono trzy spisy ludności: w 28 r. p.n.e., w 8 roku p.n.e. i w 14 roku
n.e. Kwiryniusz panował w Syrii w latach 6-8 n.e. Miało się to wszystko dziać w
czasie, kiedy królem Judei, a zarazem nominatem Rzymu był Herod Wielki. A władca
ten zmarł w 4 roku przed naszą erą. Jeśli przyjmiemy za prawdę informację
Łukasza, że przyczyną, dla której Józef i Maria wybrali się do Betlejem był
rzymski spis ludności, to było to w 8 roku przed naszą erą. Zatem wypada
stwierdzić, jeśli uwierzymy Łukaszowi - że Chrystus urodził się w ósmym roku
przed narodzeniem Chrystusa… No i oczywiście nie zimą – 25 grudnia jako termin
świętowania Bożego Narodzenia pochodzi dopiero z III, może nawet wieku naszej
ery.
Jest możliwe,
że Łukasz wszystko pokręcił, albo zmyślił. Co o nim wiemy? Był uczniem św. Pawła
i głównym kronikarzem jego czynów, jest także autorem nowotestamentowych
Dziejów apostolskich. Z zawodu był lekarzem i pochodził z syryjskiej
Antiochii. Ewangelia Łukasza ma formę listu, skierowanego do dostojnego
Teofila, ale to zapewne nie jest imię tylko epitet, oznaczający
przyjaciela Boga. Bibliści uznają, że owym przyjacielem Boga był nawrócony
Rzymianin, prokonsul Cypru Sergiusz Paweł, postać
historyczna, co w pewien sposób uwiarygodnia opowieść Łukasza.
Ale wróćmy do scenografii i jej roli w naszej, polskiej, tradycji
bożonarodzeniowej. Za inicjatora szopki-stajenki, z udziałem Świętej Rodziny,
pasterzy i zwierząt uchodzi św. Franciszek z Asyżu, który w takiej scenografii
urządził przedstawienie bożonarodzeniowego misterium w nocy z 24 na 25 grudnia
1223 roku. Może najciekawsze szopki pojawiły się na południu Francji, w
Prowansji, po Wielkiej Rewolucji Francuskiej, kiedy to jakobini zabronili
wystawiania jasełek w kościołach. Wtedy prezentacje szopkarskie przeniosły się
do domów prywatnych i budynków publicznych, a w otoczeniu żłóbka zaczęto
umieszczać postacie świątków, santons - figurki przedstawiające członków
miejscowych rodzin, rzemieślników, lekarzy, burmistrzów itd. Tak sobie myślę, że
szopka od pewnego czasu budowana przed zakopiańskim urzędem miejskim powinna
zawierać miejscowych santons: burmistrza Leszka Dorulę i jego dwoje
zastępców, dyrektora Muzeum Tatrzańskiego, naczelnika TOPR, dyrektora TPN, kilku
proboszczów, Krzysia Trebunię-Tutkę, z żoną oczywiście, Kamila Stocha i Dawida
Kubackiego, białego misia z Krupówek, a może nawet Marylę Rodowicz i pana Zenka.
Byłoby ciekawie…
Notabene, pojawiające się
współcześnie na Zachodzie jakobińskie tradycje dokonujące denominacji Bożego
Narodzenia w celu przekształcenia go w Święta Zimowe, a Wielkanocy w Święta
Wiosenne są dla mnie nie do zaakceptowania: zawracanie Wisły kijkiem nikomu się
nie udało. Ma to niby spowodować, żeby nie obrażali się na nas muzułmanie, żydzi,
hinduiści... Cóż, innowiercy doskonale wiedzą, że Boże Narodzenie nie jest
świętem chrześcijan, tylko ludzi, którzy tę tradycję akceptują i chcą ją
kultywować, bo im się to podoba, nie dlatego, że 2022 lata temu kilku pasterzy
odnalazło w żłobie dzieciątko, które miało stać się Mesjaszem. Tak samo nie uda
się też zmiana ramadanu na Miesiąc Dietetyczny, święta Jom Kippur w Świętą
Sobotę, ani świąt Triratna, czyli Trzy Klejnoty Buddy w święto lunatyków w
czasie pełni.
Z uwagi na obecność w szopce
Świętej Rodziny uważamy Boże Narodzenie za święto rodzinne. Ryzykowna teza,
zważywszy na niejasność związków Józefa i Marii, nieobecność dziadków
Dziecięcia, a obecność mnóstwa osób niespokrewnionych, a nawet anielsko
nieżyciowych. Ale wszyscy jesteśmy dziećmi bożymi, dziećmi natury czy dziećmi w
ogóle – każdy miał jakichś rodziców i każdy kiedyś żałował, że został dorosłym.
Dobre i to, że choć przy stole wigilijnym zwykle potrafimy powstrzymać się od
kłótni, złośliwych uwag, nieustannej krytyki osób najbliższych – nawet gdy
zasiada z nami ktoś, kogo nie specjalnie lubimy. Rozmowa jest wtedy trochę
sztuczna, a lista tematów, których musimy przy stole unikać, z roku na rok się
wydłuża. Ale lepiej żebyśmy się zakrztusili karpiem, niż próbowali ustalać
wspólne poglądy polityczne. Niechże to będzie raczej cicha noc, niż noc sporów.
Czasem się uważa, że Boże Narodzenie to święto pokoju i pojednania… Bogać tam!
Żeby się pojednać, trzeba by przedyskutować warunki kompromisu. A to przy karpiu
i w oczekiwaniu na prezenty może grozić nadejściem umundurowanych kolędników.
Świętując Boże Narodzenie, bez względu na to jaki mamy stosunek do religijnej
genezy naszej tradycji, świętujemy dzień, w którym dawno, dawno temu uwierzono,
że los ludzkości trzeba złożyć w ręce niewinnego dziecka, które będzie umiało
pokojowo zjednoczyć wszystkich na ziemi, gdzie ludzie dobrej woli znajdą swoją
nagrodę, nie koniecznie może nawet licząc na glorię w niebie. Wiemy, niestety,
czym się to skończyło, ale o tym będziemy myśleć za kilka miesięcy. A teraz
spróbujmy przez te parę świątecznych dni, może nawet choćby przez parę godzin,
nie myśleć zbyt szczegółowo o tym, kogo to spisali w Betlejem urzędnicy Cezara
Augusta. Wtedy spisywali tylko obywateli rzymskich. Czy byli nimi Józef i Maria?
W sumie nieistotne: dziś, szykując stół wigilijny, zostawimy puste nakrycie dla
samotnego wędrowca – w głębi duszy licząc na to, że może jednak jeszcze w tym
roku nie przyjdzie. A każdy z nas, przy tym stole, zapewne wyobrazi sobie tego
wędrowca inaczej. I ta nasza wolna i niczym nie ograniczona wyobraźnia jest
najlepszą częścią wigilii, może lepszą niż prezenty i niedojedzony karp.