Maciej Pinkwart

29 listopada 2022

Święto kobiet

 

Tutaj wersja na YT

Jeśli właśnie obchodzimy dzień Wszystkich Świętych, to jest to zarazem święto kobiet, prawda? Będąc całym sercem za protestującymi przeciw dyskryminacji płciowej kobietami, apeluję do nich na początek, by mi na to pozwoliły: by popierać kobiety w ich dążeniach, chciałbym najpierw widzieć w nich kobiety. Mam świadomość, że jest to stanowisko bliskie seksizmowi, ale nie mogę się zdobyć na to, by popierać ruch prokobiecy bez aprobaty kobiecości. Naturalnie, zdaję sobie sprawę, że inne zwierzęta doskonale funkcjonują w kwestii podtrzymywania gatunku bez zewnętrznego rozróżniania płci, i że na przykład u psów osobniki płci męskiej, co prawda, zdecydowanie różnią się od swoich ewentualnych partnerek, ale by to stwierdzić trzeba być weterynarzem albo mieć wyjątkowo dobry wzrok. Ponieważ ani jedna, ani druga okoliczność w moim przypadku nie zachodzi, więc swoje dalsze dywagacje ograniczę do osobników mojego gatunku – o ile, oczywiście, odstąpimy od lansowanej przez niektórych mającej sporo cech prawdopodobieństwa tezy, iż mężczyzna i kobieta to dwa różne gatunki homo, poniekąd, sapiens. Chętnie przystaję na twierdzenie, że zasadnicze różnice pomiędzy kobietą i mężczyzną sprowadzają się do tego, że jak dotąd mężczyźni rzadko rodzą dzieci, zaś do ich wykarmienia potrzebują butelki, a nie piersi. Mężczyźni potrzebują butelki do wielu celów, na przykład do gry w takową, więc tę drugą różnicę, dotyczącą karmienia, możemy spokojnie opuścić – zwłaszcza od czasu, gdy Olga Tokarczuk opublikowała opowiadanie Wyspa.

Chętnie zgodzę się z tym, że kobieta jest w stanie wykonać za mężczyznę każdą pracę fizyczną, zwłaszcza, gdy mu chce udowodnić, że kiepski z niego mężczyzna, bo nie umie czy nie chce wykonać rzeczonej pracy fizycznej. Nie będę naturalnie oponował przeciwko temu, że kobiety są co najmniej równie złe jak mężczyźni w kwestii wykonywania prac umysłowych, choć to zwykle one są obiektem inwektyw, odbierających im prawo do krytyki czystego rozumu i wiem też, że to raczej kobiety niż mężczyźni będą sformułowanie to odnosić do Kanta niż do kantów. Co do wynagrodzenia, powinno być takie samo dla mężczyzn jak dla kobiet, a nawet dla kobiet zdecydowanie wyższe: po pierwsze dlatego, że przez tyle czasu zarabiały mniej, albo wręcz złośliwie były utrzymywane przez mężczyzn, od których, w desperacji, wymagały, żeby polowali na mamuty, przynosili do domu ukradzione brylanty, czy prosili szefa o kolejną podwyżkę, bo ona nie ma co włożyć do garnka oraz na siebie. Dyskusja na temat tego, że kobieta, która nie musiałaby nic na siebie wkładać i mogłaby nieźle prosperować zazwyczaj ma pełne ubrań szafy jest oczywiście z punktu widzenia działań antydyskryminacyjnych niestosowna. Kobiety powinny zarabiać więcej także i dlatego, że wydają więcej niż mężczyźni. Kobieta świetnie wie, że mężczyźnie wystarczą dwie zmiany ubrania, buty na lato i na zimę i jedne kapcie. Oraz pralka i pasta kiwi. Ona ma potrzeby znacznie większe, a szafę znacznie mniejszą.

Jeśli już wspomnieliśmy o prezentach, uważam, że te sprawy także trzeba stanowczo ujednolicić. Koniec z dyskryminacją: kobietom też się należą co roku nowe szaliki i skarpetki, myszki komputerowe i zapachy do samochodu. Niezły będzie też zestaw kluczy nasadkowych oraz komplet wierteł. I inne podobne miłe rzeczy praktyczne, zamiast tych wszystkich jubilerskich błyskotek, tuczących czekoladek, zawsze za ciasnych minispódniczek i seksownych rajstop, których i tak nie założą, bo to byłby dopiero seksizm i nierówność: widział kto, żeby mężczyzna chodził na co dzień w mini i rajstopach? Co najwyżej w gaciach z trokami, które kobietom się tak samo należą. Zasadniczo kobiety powinny ustalić, że jakiekolwiek różnice w ubiorze i wyglądzie, podkreślające drugorzędne cechy płciowe powinny być zabronione. Jeśli dalej będziemy tolerować obecność w naszym społeczeństwie kształtnych biustów, ładnych, umytych włosów, długich nóg czy pomalowanych oczu, ust i paznokci, to już niebawem trzeba będzie zaakceptować chodzenie mężczyzn po mieście z futerałami na wiadomo co lub w przepaskach biodrowych. Kiedyś tak, co prawda, było, no ale się nie przyjęło, bo problem uniseksu – niegdyś wszechobecnego – został prekursorsko wprowadzony przez kościół chrześcijański, gdzie i mężczyźni, i kobiety, i dzieci ubierane są w długie suknie, co jest doskonałą alternatywą wobec wychodzenia przez aktorki na scenę w samej bieliźnie albo i bez. Ja rozumiem sprawy ocieplania klimatu, ale musimy przecież brać pod uwagę interesy milionów producentów spodni, sukni, marynarek, swetrów i koszul: jeśli wszyscy będziemy się ubierać jak pani Doda, to niedługo zostaniemy nadzy i bosi, a w dodatku uświadomieni w tym, że jednak jakieś różnice między nami istnieją, a tego przecież chcemy się pozbyć. A poza tym Winter is Coming, zima idzie i futerał na wiadomo co, nawet wykonany z polaru z futrzaną podpinką, może nie wystarczyć.

Na koniec jeszcze modna kwestia tzw. feminatywów. Uważam, że ich propagowanie w taki sposób, jak to się odbywa, ma charakter seksizmu gramatycznego. Dlaczego mówi się tylko o feminatywach? A maskulinatywy to, z przeproszeniem, pies? A poza tym, w tendencji feminizowania męskich gramatycznie słów kryje się – i to od lat – ledwo skrywana pedofilia, jako że najczęściej, żeby sfeminizować maskulińskie określenie, spieszczamy je przez dodanie końcówki -ka, będącej przecież jedną z form określania deminutywów. Lalka jest w zasadzie mniejsza od lali? Babka od baby? Kurka od kury? Więc dlaczego na skutek gramatycznej zmiana płci lekarza dostajemy lekarkę? Nauczycielkę? Pasażerkę? Żołnierkę? Kretynkę? Że niby mniejsza od swego męskiego odpowiednika? Horpyna była wielkości dwóch panów Wołodyjowskich, a i tak nie dała mu rady… Ale ministerka już nam nie pasuje, lansuje się panią ministrę. Poseł po zmianie płci nie jest zasadniczo posełką, tylko posłanką, a gość – gościnią. Fuj.

Jak gramatyka, to gramatyka i nie bójmy się tego, że w feminatywach prawie zawsze zaplącze się dopełniacz liczby pojedynczej maskulinatywu. Pan poseł – pani posła. Dokąd posła? – zapyta góral. Do Spółki Skarbu Państwa, odpowiemy i już. Krawiec – krawca, bileter – biletera itp. Oczywiście, powie ktoś, jest w owych feminatywach ukryta opcja maskulinistyczna. Więc pewno nie przejdzie…

Ale – i tu przechodzimy do meritum – dlaczego mężczyzna piszący wiersze nadal jest ubierany w sukienkę jako poeta? Pan poet, a poeta to pani. Pan terroryst, pani terrorysta. Pan idiot, pani mądra inaczej.

Naturalnie, nie bierzmy tego wszystkiego tak serio. Język podlega prawom ewolucji, a podstawowym jego parametrem jest usus, zasada używania. Ta jednak nie da się zadekretować prawnie. Nie da się zabronić mówienia o kobiecie pani dyrektor, jeśli nawet zdajemy sobie sprawę, że jest to gramatyczny oksymoron. I jestem daleki od podzielania poglądu, że kobieta dyrektor to ani kobieta ani dyrektor. Choć dziś już jestem mniej daleki niż jeszcze ze dwadzieścia lat temu.

Dyrektorzy i dyrektorki, a nawet dyrektory już mnie, jako emeryta, mało obchodzą. Co do kobiet – no cóż: dzięki mojej okuliście mam niezłe okulary i jeśli jakąś kobiecą kobietę dostrzegę - to zauważę. Ale mieszkam w Nowym Targu i to bardzo w tej sprawie przeszkadza. Rzecz jasna szczególnie teraz, na jesieni, kiedy nad Dunajcem codziennie snują się jakieś cienie mgły, a wszystkie osoby, które mogę podejrzewać o kobiecość, i tak bez przerwy rozmawiają przez smartfony z kim innym.

Poprzednie felietony