Maciej Pinkwart
24 grudnia 2022
Przed stajenką
Podzielili się opłatkiem? Pojedli? Pożyczyli sobie zdrowia i szczęścia?
Rozpakowali prezenty? To nie włączaj teraz telewizora, choćby miał przemawiać
jakiś ważniak, albo Kevin miał być sam w domu. Popatrz na mnie. Na niego. Na
nią. Wyciągnij do nas rękę. Ale nie tę z kijem, z łańcuchem, z łopatą, z
siekierą, z patykiem do wykłucia oczu. Ciepłą, ludzką rękę. Jak z czymś do
jedzenia to fajnie, ale jak tylko ze zwykłą chęcią przytulenia czy pogłaskania,
to też cię z wdzięcznością i miłością poliżemy. A teraz popatrz z nami w tę noc.
Nad
stajenką dalej świeci gwiazda, ale pasterze uwielbili, pośpiewali „hosanna” i
poszli sobie. Trzej Królowie mają jeszcze prawie dwa tygodnie na podróż.
Dzieciątko, zmęczone płaczem, usnęło. Drzemie i Józef, Maria przy żłóbku
przymknęła zmęczone oczy. Tylko zwierzęta w ciszy pogryzają to, co w stajence
zostało do jedzenia. To baran, osioł i wół. Dlaczego baran, którego parę razy
ostrzygą na skina, a potem zarżną, obłupią ze skóry, żeby się nią przykryć, a to
co pod skórą – upieką i zjedzą? Dlaczego nie jeleń, z którym tak lubią się
fotografować, kiedy martwy leży pokotem z innymi zwierzętami, ze zgasłymi oczami
i wywalonym z pyska językiem? Dlaczego osioł, na którego chudy grzbiet za chwilę
wsadzą wielkie paki, dwakroć cięższe od niego samego, a jak nie da rady, to
przerobią go na salami? Dlaczego nie koń, którego zaprzęgną do fasiąga z
dziesięcioma ludźmi, a jak osłabnie, to go zatłuką kijami? Dlaczego wół, którego
wykastrowali po to, żeby był łagodniejszy, silniejszy i obrósł w więcej mięsa do
jedzenia? Dlaczego nie krowa, której najpierw będą zabierali mleko, potem ją
zjedzą, a ze skóry zrobią dywanik? A to coś ze skrzydłami? Nie, to nie orzeł,
nie kura, nawet nie kanarek, tylko anioł-stróż, który nudzi się na służbie, bo
nie ma czego pilnować i o czym donosić, przecież tu nikt nie zgrzeszy.
Nie, nie bój się, o północy nie powiemy ludzkim głosem o naszej biedzie. I tak
nas do stajenki nie wpuszczą. Westchniemy tylko tu, na polu, do Maleństwa, żeby
nas broniło przed tymi, którzy uważają, że nie mamy duszy. A oni mają? To nie
nas wygonili z Raju za kradzież jabłek. To nie my wymyśliliśmy koło,
kałasznikowa i Facebooka. To nie my zabijaliśmy się nawzajem o ziemię, złoto,
władzę. To nie my zburzyliśmy Kartaginę, Konstantynopol, Warszawę, Hiroszimę i
Aleppo. My nie mamy nic – tylko miłość do tych, którzy nas pokochają. Którzy nas
nie wyrzucą z pędzącego samochodu, bośmy się znudzili, nie uwiążą łańcuchem do
zimnej budy, nie zagłodzą, nie pociągną za samochodem, nie zatłuką łopatą, bośmy
za wolno szli, nie powieszą i nie podpalą… Poprosimy Dzieciątko o miłość, o
życzliwość, o ciepły kąt i resztki z pańskiego stołu, wreszcie o to, by nas nie utylizować,
tylko żeby przy każdym miasteczku zrobić mały cmentarzyk, gdzie powrócimy do
prochu, z którego powstaliśmy i gdzie ci, którzy nas kochają, będą mogli nas
odwiedzać i po nas zapłakać.
Jeszcze żyję. Kocham cię. Nie włączaj telewizora, popatrz na mnie.