Maciej Pinkwart
Przyjęcie składkowe
13 stycznia 2022
Najwyższą formą demokracji jest system, w którym głupcy wybrani przez głupców
rządzą głupcami. Dlaczego? Bo w każdej zbiorowości głupców jest więcej niż
mądrych i choć to mądrzy potrafią działać tak, by zaspokoić potrzeby głupców,
głupcy o tym nie wiedzą. I dlatego rządzący głupcy mogą w zasadzie bez końca
prowadzić innych głupców na pasku i jeszcze otrzymywać od nich rozliczne dowody
wdzięczności.
Pasków nigdy nie lubiłem. Najpierw w dzieciństwie, kiedy pasek był w zasadzie
jedyną karą, jaką otrzymywałem za rozmaite przewinienia szkolne i domowe. W
szkole były to nie akceptowane przez nauczycieli zachowania, w domu - tzw.
pyskowanie. Pasek był ojca, karząca ręka była mamy, tyłek mój. Dawało się
wytrzymać, zresztą alternatywą był pejcz, wiszący na ścianie jako jedyna
pamiątka po psie, jakiego kiedyś mieliśmy i do karcenia którego taka szpicruta
była kupiona. Ale o ile pamiętam, ani pies, ani ja nie byliśmy dyscyplinowani
tym okrutnym narzędziem, ale na ścianie wisiało i groziło. Z dwojga złego
wolałem pasek.
Na szczęście, chodziłem do szkoły w czasach komuny, więc uczyłem się nie
najlepiej, co teraz mogę okazywać jako dowód patriotyzmu. Wstydzić się też nie
bardzo jest czego, bo uczono mnie dobrze i ciekawych rzeczy (jak na przykład
astronomia, logika, propedeutyka filozofii, fizyka kwantowa…), ale tak czy
inaczej, świadectw z paskiem nie otrzymywałem. Może jeszcze ich wtedy nie było?
W końcu, w czasach powojennych były same braki i rozmaite luksusy zapewniała nam
UNRRA, paski raczej w jej paczkach nie przychodziły. Ale już moje dzieci
zabiegały o te świadectwa z paskiem, zresztą takie mówienie było – jak to się
teraz mówi tautologicznie – „kolokwialne”, bo oficjalnie za dobre wyniki
dostawało się świadectwo z flagą. To, że flagę mieliśmy i mamy biało-czerwoną, a
na świadectwie widać było w zasadzie tylko czerwony pasek, w latach 90-tych
nikomu nie przeszkadzało. Niewątpliwie jest to wpływ solidarnościowych
postkomuchów, zdrady okrągłego stołu i efekt opijania tej sprawy przez Michnika
z Kiszczakiem w Magdalence.
Kiedy jeszcze nie było kont i kart bankomatowych, a bankomaty były tylko w
zachodnich filmach – pensje dostawałem w okienku z napisem kasa. Poza
garścią banknotów otrzymywałem pasek: rzeczywiście wąski pasek papieru, na
którym było napisane, ile zarobiłem i ile mi zabrali oraz na co. Potem pasek się
stale powiększał, nawet wtedy kiedy pensja się zmniejszała. Dodatkowe nagrody i
składowe zarobków zwykle nie mieściły się na pensyjnym pasku, więc dostawało się
ich potwierdzenie na pasku dodatkowym. Kiedy zrobiłem doktorat, dostałem kartkę
paskową z informacją, że z powodu uzyskania tytułu naukowego będę otrzymywał
dodatek do pensji. Nie pamiętam ile to było w złotówkach, ale można było za to
kupić miesięcznie dwa piwa. Może trzy, jak gorsze.
Potem paski stały się elektroniczne, choć w tytule maila zawsze było napisane
„pasek” i tak też nazwałem folder, w którym paski przechowuję. Niewiele się na
nich zmieniało, więc przestałem je czytać: liczył się tylko efekt, czyli to, ile
trafi na konto. Ile i za co mi zabierają – tym się nie przejmowałem. Zarabiałem
zawsze za mało, zabierali zawsze za dużo, nigdy na to nie miałem wpływu,
dyskutowanie ani z księgową, ani z dyrekcją nie miało sensu. Alternatywa była
prosta: bierzesz, co ci dają albo nie bierzesz nic. Brałem. Kiedy już zacząłem
dostawać emeryturę, raz do roku otrzymywałem od świadczeniodawcy informację, że
mój pracodawca przekazał do ZUS dokument, wskazujący ile odprowadził w moim
imieniu składki emerytalnej. ZUS zapytywał mnie co roku, czy życzę sobie, żeby w
tej nowej sytuacji emeryturę mi przeliczyć i o jakieś tam procenty tej składki
podnieść. Pewno mogliby zrobić to automatycznie, ale przecież nie wszyscy się
załapywali na to, że trzeba odpowiedni druczek wypełnić, zanieść osobiście do
okienka, pobrać numerek, odstać lub odsiedzieć trochę, złożyć i potem czekać w
napięciu, czy emerytura wzrośnie o 4 czy o 40 złotych. Jak nie złożyli, to ZUS
mógł zaoszczędzić.
Paski tymczasem zaczęły się pojawiać pod ekranami programów informacyjnych. W
jednych telewizjach były to po prostu jednozdaniowe streszczenia najważniejszych
wiadomości dnia, w innych – czopki, przy pomocy których rozprzestrzeniano wśród
widzów partyjne przekazy dnia, bluzgi na przeciwników politycznych władzy czy
inne wymiociny propagandowe. Zaczęto mówić o sowicie opłacanych „paskowych”,
którzy wykonywali czarną robotę pracowicie rozprasowując na płasko ewentualne
fałdki w mózgach elektoratu. Mało mnie to obchodziło: ani tej telewizji nie
włączałem, ani nie poddawałem się propagandzie. Wydawało mi się, że mam swój
rozum, na który żadne paski nie mają wpływu. Myliłem się.
Jakiś czas temu pan, który w polskim teatrze gra rolę premiera poinformował
mnie, że już niebawem jako naród – którego jednak jestem częścią, choć w
zasadzie pewno uważa się mnie za polskojęzycznego unionistę – doznam
szczęśliwości nieopisanej, bo obejmie mnie tzw. polski ład (nie mylić z
pogardliwym określeniem wnuczków z Wermachtu polnische Wirtschaft), w
którym pensje i emerytury wzrosną, podatki będą bardziej sprawiedliwe i
zrozumiałe, i ogólnie Polska będzie rosła w siłę, a ludzie będą żyli dostatniej.
Pan, który uważa, że rządzi wszystkim, nawet mną, stwierdził potem, że na
polskim ładzie stracą tylko ci, którzy zarabiają dzięki cwaniactwu, więc
uspokoiłem się zupełnie: jakimże mogę być cwaniakiem, będąc zatrudniony jako
stypendysta ZUS-u i dodatkowo jako belfer na 4/18 etatu? Pan rzecznik rządu w
dodatku zapewnił, że ci, którzy zarabiają nie więcej, niż 12 800 zł miesięcznie
brutto w ogóle nie muszą się niczym przejmować: na pewno nie stracą, a może
nawet zyskają. Trochę mnie zdziwiło to „może”; jako człowiek z gór mam do morza
stosunek ambiwalentny, no ale ponieważ moje dochody w najśmielszych moich
marzeniach nie zbliżają się nawet do połowy wymienionej przez rzecznika kwoty –
spałem spokojnie.
No i z początkiem stycznia dostałem pasek ze szkoły – zarobiłem o blisko stówkę
mniej, niż miesiąc temu. Wytłumaczono mi, że to po pierwsze pomyłka, a po
drugie, że mi się to wyrówna przy drugim źródle dochodu, czyli w emeryturze.
Kilka dni później dostałem pasek z emerytury – tu też prawie stówka mniej.
Najpierw się trochę ucieszyłem, bo mogli mi ukraść kilka stówek, a poza tym
jednak się okazałem cwaniakiem, o co dotąd siebie nie podejrzewałem. Potem mnie
szlag trafił.
Pensja nauczycielska jest wypłacana z góry. Czyli rąbnęli mnie za styczeń, kiedy
już działał ten nieład. Ale emerytura wypłacana jest z dołu: czyli rąbnęli mnie
za grudzień, kiedy nowy system jeszcze nie miał prawa działać… Nie lubię nie
tylko jak mnie okradają, nawet o stówkę czy dwie. Przede wszystkim nie lubię
jednak, gdy mnie oszukują i kłamią w żywy kamień.
Można powiedzieć – mała szkoda, krótki żal. Ponosiłem w życiu większe straty.
Ale emerytów jest ponoć siedem milionów. Niech każdemu zabiorą stówkę – w skali
miesiąca daje to rządowi siedemset milionów sałaty. Rocznie 8,4 miliarda. A
nauczyciele i inni cwaniacy? Rosną podatki, rosną ceny, rosną mandaty… Pieniądz
się przyda, bo władza musi sobie kupić rzecz najcenniejszą: wolność. A ta sporo
kosztuje. Pięćset plus już dobrze nie działa, trzeba kupić następną kadencję za
tysiąc plus, trzynastki i inne frukta dla elektoratu. Nowy Pegazus, pewno
kupowany przez chińskich pośredników, zapewne zdrożał, bijące ramię partii musi
być też lepiej opłacone, o kosztach muru mińskiego i pensjach oberpaskowego na
Woronicza ani wspominać nie warto. Ale możliwe, że to nie wystarczy. Może ludzie
zrozumieją, że ten pasek, na którym są prowadzeni jest bardziej uciążliwy niż
pejcz, jaki się pokazuje przeciwnikom władzy. Może ci wszyscy, którzy w
zawodówce mieli świadectwo z paskiem obliczą, że oni też składają się na frukta
podawane na przyjęciu, gdzie władza tańczy przy dźwiękach orkiestry grającej na
„Titanicu”, na co mogą patrzeć tylko przez okienko, umieszczone ponad paskami?
Może dojdzie do nich echo ponurego rechotu historii, która znów pokazuje, że
klasa pracująca spija szampana ustami swoich przedstawicieli? A wtedy wolność
będzie nie mniej kosztowna: iluż to osobom trzeba będzie zakupić bilety na
wschód i opłacić azyl w Kazachstanie!