Maciej Pinkwart
Rzeczy, odcinek 10
Mózg
16 czerwca 2022
Wielu z Państwa się żachnie: jak to – mózg? Mózg nie jest rzeczą, jest czymś
żywym, najważniejszym organem, jest nami. Bez miednicy, denaturatu, wiosła i
krawatu można żyć, bez mózgu nie. Mój mózg to ja! Ejże! Pomijając już
skomplikowany problem samoidentyfikacji i popularne w czasach tzw. komuny
pytanie poniekąd ontologiczne – czy członek członka Partii jest członkiem
Partii? – spójrzmy wokół albo włączmy telewizor: ileż tu ludzi spokojnie nie
używających mózgów, a zajmujących niekiedy poważne stanowiska państwowe!
Oczywiście, nie jest możliwe, żeby człowiek niepoważny zajmował poważne
stanowisko, bo sama jego osoba czyni jego pozycję niepoważną. Nie zmienia to
wszakże faktu, że ludzie bez kompetencji, kwalifikacji, powagi i kultury mogą
pełnić obowiązki, które polegają na rządzeniu nami. Sporo wśród nich osób,
którym do sprawowania funkcji nie jest potrzebny mózg. Ba – zgoła byłby im
szkodził, gdyby go używali.
Tak więc, jak widać, bez mózgu rozumianego jako siedlisko rozumu świetnie można
funkcjonować. Ale czy mózg mógłby funkcjonować bez ciała, niejako wypreparowany
zeń, odżywiany sztucznie i w sposób sztuczny kontaktujący się ze światem
prawdziwym przy pomocy elektronicznych sensorów, lub z rzeczywistością
wirtualną, która także będzie, z definicji, sztuczna? W Dziennikach
gwiazdowych Stanisława Lema, jako aneks, znajduje się kilka opowiadań, w
których bohater cyklu, Ijion Tichy, spotyka się z wybitnymi, choć
ekscentrycznymi naukowcami. Jednym z nich jest profesor Corcoran, który stworzył
sztuczne mózgi w żelaznych skrzyniach; jeden należy do siedemnastoletniej
piękności, która wikła się w trudny romans, drugi do uczonego fizyka, któremu
grozi ślepota, w innych żyją? istnieją? są? inni ludzie. Ich los jest częściowo
zdeterminowany na taśmach wolno obracającego się bębna, którego wybieraki
podlegają jednak częściowo wpływom zewnętrznym – drganiom od przejeżdżających
tramwajów, kurzu, który się tam czasem dostanie, małym awariom prądu… Jest też w
tym sztucznym świecie sztuczny mózg wariata, który na skutek chorego myślenia
doszedł do wniosku, że nie jest prawdziwym człowiekiem, tylko żelazną skrzynią,
stojąca na półce, do której doprowadzono setki przewodów, transmitujących
impulsy z zewnątrz. Ale twórca tego sztucznego świata – myśli mózg wariata w
żelaznej skrzyni - także nie jest
prawdziwy – jest żelazną skrzynią, której wydaje się, że stworzył sztuczny
świat, podczas gdy jego stworzył ktoś, kto jest żelazną skrzynią na innej półce…
Mózg bez ciała… Cóż, bywa, choć rzadko i raczej po śmierci. W 1926 roku w
słowackiej wsi Ganowce koło Popradu miejscowy Cygan, kamieniarz Koloman Koka,
znalazł na polu dziwnie wyglądający kawałek skały, który okazał się
trawertynowym odlewem mózgu neandertalczyka sprzed 100 tysięcy lat. Nasz daleki
prakuzyn w nieznanych okolicznościach rozstał się z życiem i zszedł z tego
świata w okolicach źródła, z którego wypływała woda bogata w węglan wapnia. Woda
dostała się do czaszki i z czasem mózg zniknął, a została jego wapienna kopia.
Ta kopia trafił do Pragi, a gipsową kopię kopii owego pramózgu można oglądać w
Muzeum Podtatrzańskim w Popradzie. I wapień, i gips trudno badać, więc raczej
mało wiemy o tym, jak ów neandertalczyk myślał. Ale badano pośmiertnie mózg
Alberta Einsteina i w zasadzie też niewiele wiemy o tym, dlaczego był tak
genialny.
Mózg człowieka waży niewiele ponad kilogram – u mężczyzn średnio jest to 1325
gramów, u kobiet – 1176 gramów. Ta różnica była niekiedy orężem dla tych, którzy
uważali, że kobiety są głupsze od mężczyzn, bo mają mniejszy mózg. Cóż,
neandertalczyk miał mózg co najmniej o 200 cm3 większy od naszego, a
dał się ewolucyjnie wykolegować gatunkowi homo sapiens. Mózg słonia waży sześć
kilogramów i choć jest to zwierzę niewątpliwie inteligentne, to jednak waga jego
mózgu nie przełożyła się na jakieś specjalne osiągnięcia umysłowe, w każdym
razie nie słychać, żeby słonie dostawały nagrody Nobla, zasiadały w spółkach
Skarbu Państwa i badały sobie poziom IQ. Jeszcze większe, bo ponad
10-kilogramowe mózgi mają na przykład kaszaloty. Może więc chodzi o stosunek
wagi mózgu do wagi całego ciała? U człowieka mózg stanowi 2,5 % wagi ciała, a u
wieloryba – mniej niż 0,1 %. Ale u takiej ryjówki – 10 %, zaś u mrówki – nawet
15 procent.
Myślimy, przekazując impulsy elektryczne między synapsami neuronów. Ta
elektryczność powstaje w wyniku odbywających się w mózgu procesów chemicznych, w
efekcie których powstaje różnica potencjałów, pozwalająca na przesyłanie wzdłuż
włókien nerwowych, aksonów, sygnałów elektrycznych, przebiegających dość wolno,
bo z prędkością do 200 m na sekundę. Światło w sekundę przebiega 300 tysięcy
kilometrów… W ten sposób mózg steruje naszymi reakcjami – podaj rękę, odwróć
się, przesuń nogę o pół metra do przodu, ukłoń się, zwal winę na Tuska, zapłać
za pół kilo kaszanki, nie kupuj czereśni… To wszystko jest mniej więcej
zrozumiałe. Ale jak pamiętamy? Jak gromadzimy informacje? Czy mózg ma komórki
kondensatorowe? Czy gdzieś jest nasz twardy dysk z danymi, które do pewnego
momentu są dostępne, a potem gdzieś się ukrywają i kiedy są nam najbardziej
potrzebne, chowają się w jakiejś synaptycznej mysiej dziurze?
Wiem, staram się wiedzieć, że to wszystko daje się wytłumaczyć naukowo, a jeśli
nawet jeszcze czegoś nie wiemy, lub nie rozumiemy, to kiedyś się dowiemy lub
zrozumiemy. Ale nie mam pojęcia co sprawia, że każdego dnia, o każdej porze mogę
wywołać wspomnienie najpiękniejszego uśmiechu na świecie, usłyszeć znów głos,
mówiący kocham cię i zawsze będę cię kochać, choć to zawsze
skończyło się wiele lat temu, poczuć ciepło przytulonego ciała, zobaczyć łzę
szczęścia na twarzy, której obraz gdzieś jakieś chemiczne reakcje wytrawiły na
jakiejś matrycy w mojej głowie…
Czy mózg jest siedzibą rozumu? Najczęściej dziś tak uważamy, choć dawniej rozum
i mądrość lokowano w sercu, co było dość romantyczne, ale jako posiadacz
bajpasów nie chcę nawet o takiej lokacji myśleć. Z kolei sytuowanie rozumu w
żołądku wydaje się rozsądne, ale jak wiadomo, przez żołądek do serca, no i
klops. A samoświadomość? Dobre – lub złe – wychowanie? Etyka? Czy wszystko to
ulokowane jest gdzieś tam, w tej pofałdowanej, szaroróżowej ponadkilogramowej
kupce neuronów, aksonów i synaps, które działają według jakichś określonych i
powtarzalnych zasad, bo przecież tak muszą działać, jako efekt stosowania praw
fizyki i chemii, na usługach biologii?
I najważniejsze pytanie: po cholerę nam to wszystko? Po co pamiętam miłość
sprzed epoki jurajskiej? Po co umiem na pamięć Zaczarowaną dorożkę i
życiorys Szymanowskiego? Jeśli celem istnienia żywego stworzenia, jakim jeszcze
jestem, ma być wyłącznie przetrwanie gatunku, to po co mi do tego mózg?
Niektórzy uważają, że mózg jest największą strefą erogenną człowieka, a to
niewątpliwie wpływa na procesy reprodukcyjne. OK, ale po co to komu w wieku
poprodukcyjnym? Albo przed? Biologia zna mnóstwo przykładów na to, że bezmózgie,
albo małomózgie stworzenia świetnie sobie radzą z przedłużeniem gatunku,
niekiedy kosztem osobników, które mózgu mają aż w nadmiarze. Owszem, u człowieka
być może mózg jest niezbędny dla tworzenia samoświadomości, historii, kultury,
polityki, tradycji, obyczajów, do pisania felietonów i do dziesiątków innych
spraw, dla kwestii biologicznych całkowicie zbędnych, a nawet szkodliwych. Więc
po co nam ten cholerny mózg?
Obawiam się, że jeszcze długo nasz mózg nie odpowie na to pytanie. Jeśli nie
mózg, to może Musk?