Maciej Pinkwart
Gwiazdka pomyślności
7 lipca 2022
Jest rok 2049. Dwudziesty pierwszy wiek niemal na półmetku. Obchody stulecia
urodzin Jarosława Kaczyńskiego zbiegają się z rozpoczęciem kampanii wyborczej
przed jubileuszową, dziesiątą kadencją rządów PiS. Kampania jest i będzie nudna,
bo jedyną partią, która nie jest partią rządzącą, jest partia współrządząca.
Pozostałe odeszły do lamusa historii przeżarte egotyzmem przywódców i brakiem
środków finansowych, które od czasów wojny Rosjiny z Kazachstanem pozostają w
wyłącznej gestii Banku Narodowego, którego prezes jest zarazem ministrem
finansów i wiceprezesem PiS do spraw gospodarki. Zresztą, od czasu kiedy polska
większość sejmowa zadecydowała o przyjęciu jako waluty narodowej juana
transferowego, wymienialnego tylko na mongolskie turgiki, ludzie przestali się
interesować pieniędzmi, wracając do gospodarki w pełni rynkowej: wszystkie
transakcje zawierane są na targach, odbywających się w postaci wymiany towarowej
na rynkach wszystkich miast. Nuda w kampanii powodowana jest też tym, że
Jarosław Kaczyński, podłączony od lat do geriatrotora, nie opuszcza swojej
rezydencji na setnym (nomen omen!) piętrze Srebrnej Wieży „Placek”, a na
spotkania przedwyborcze wysyłany jest jego hologram. Wprawdzie transmisje, w
obydwu działających w kraju telewizjach pokazują, że hologram się porusza, ale
ludzie przeważnie nie oglądają telewizji, bo nie stać ich na to, żeby mieć w
piwnicach aż tyle prądu. Już dawno temu rozebrano wszystkie polskie elektrownie,
bo trzeba było przestać palić węglem – nie dlatego, że zakazała tego nie
istniejąca już od kilkunastu lat Unia Europejska, ani nie w ramach sankcji
antyrosyjskich, bo te dawno już zniesiono, zaraz po zakończeniu wojny na granicy
Węgier i Litwy – tylko dlatego, że wszyscy górnicy przeszli do pracy w polskich
elektrowniach jądrowych, które są drugim co do wielkości obiektem na mapach
Europy. Ale na mapach nie da się produkować energii, więc energii nie ma, albo
jest jej mało – tylko tyle, ile wyprodukują na dynamach rowerów stacjonarnych
polscy emeryci, w myśl zarządzenia ministra zdrowia, który w ramach programu 40
plus nakazał wszystkim codzienne pedałowanie w czasie pomiędzy obowiązkowymi
mszami, podczas których naród modli się o zdrowie i długie lata panowania dla
Jarosława Kaczyńskiego oraz o deszcz, słońce i dalszy rozwój Centralnego Portu
Komunikacyjnego w Baranowie. CPK jest, jak wiemy, największą inwestycją w
Europie, oczywiście na mapach. Sędziwy Marcin Horała w przeddzień urodzin
prezesa, kiedy to wypada święto naraz państwowe i kościelne, osobiście dokonał
pierwszego wiosennego pokosu w miejscu, gdzie na trawiastym pasie imienia Lecha
Kaczyńskiego już niebawem wyląduje pierwszy szybowiec, wystrzelony z gumowej
wyciągarki Simba na kopcu imienia Lecha Kaczyńskiego w pobliskiej Zosinej Górze.
W dniu swoich i prezydenta Lecha Kaczyńskiego urodzin prezes, jak co roku,
dokonał rytualnej dekapitancji kukły Donalda Tuska, co według przepowiedni wróża
Macieja ma zapewnić rodakom dobre zbiory i łagodną zimę. Na wieczór przewidziano
uroczyste zakończenie rajdu kajakowego wzdłuż Przekopu Mierzei Wiślanej imienia
Lecha Kaczyńskiego i spotkanie pod Królewcem z uczestnikami rajdu kajakowego
imienia Karola Wojtyły Drugiego. Kajaki jak zwykle przewoziły eksportowe towary,
które następnie transportowano na tratwach do Gdyni, skąd załadowane na statki
pełnomorskie, płynęły w świat. Tradycyjnie, były to sól i kasza, cieszące się
największym powodzeniem na rynkach amerykańskich. Obydwa produkty pochodziły z
darów od Białorusi i nie powinny być reeksportowane, ale od kiedy w Polsce w
ramach oszczędności zamknięto ostatni sąd powszechny, nikt się do niczego nie
czepiał. Likwidacja sądów nastąpiła po interwencji Episkopatu, który przedłożył
w Trybunale Konstytucyjnym, gdzie już drugą kadencję rządziła wnuczka Julii
Przyłębskiej, prośbę o interpretację tezy o nadrzędności Sądu Ostatecznego nad
sądami świeckimi i o wyższości prawa naturalnego i kanonicznego nad prawem
cywilnym, karnym i administracyjnym. Zbyteczne sądy więc zlikwidowano, dawnych
sędziów oddelegowano do pogłębiania przekopu przez Mierzeję, a gmachy sądów
zagospodarowała prokuratura i służby specjalne, w których zatrudnionych było już
ponad 50 % populacji. W tej sytuacji, szykowana na Setne Urodziny ustawa
specjalna, uwalniająca prezesa od jakiejkolwiek odpowiedzialności za cokolwiek,
choć została przyjęta przez aklamację, przybrała tylko formę odświętnej laurki.
Po notyfikacji przez Watykan, który uwolnił Jarosława Kaczyńskiego również od
odpowiedzialności przed Bogiem oraz przez Ministerstwo Edukacji i Nauki, które
zwolniło prezesa od odpowiedzialności przed Historią – laurka została wysłana na
najwyższe piętro Srebrnej Wieży „Placek”. Uwierzytelniona kopia trafiła do
zajmującego wszystkie piętra Srebrnej Wieży „Jacek” muzeum im. Lecha
Kaczyńskiego, w którym zgromadzono eksponaty, obrazujące dokonania partii w
przededniu półwiecza jej działania. Prostą konsekwencją tego faktu było
polecenie całkowitego zniszczenia wszystkich wyroków, jakie kiedykolwiek zapadły
w byłych sądach w czasie procesów przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu i jego
najbliższym współpracownikom. W ferworze działań, zupełnie przypadkiem,
nieodwracalnie zniszczono wszystkie akta tajnych współpracowników służb
specjalnych w PRL oraz akta PRL-owskiej operacji „Hiacynt”. Demolicja ta objęła
również prywatne archiwa byłych ministrów Macierewicza, Ziobry i Dworczyka,
gdzie nie pozostał już ani jeden kompromat.
Budzę się akurat na kolejne wydanie serwisu informacyjnego. Przypominają
uroczystość odsłonięcia pomnika Lecha Kaczyńskiego w Tarnowie, wybudowanego bez
zgody lokalnych władz na skwerku, będącym własnością Polskich Kolei Państwowych.
Wygląda na to, że albo Tarnów nie jest w Polsce, albo PKP nie są w tym samym
państwie, co Tarnów. Przypomina się żenujący spektakl wywłaszczenia dla celów
bezpieczeństwa państwa kawałka placu Piłsudskiego w Warszawie, a następnie
postawienia tam świętych schodów oraz pomnika Lecha Kaczyńskiego – całkowicie
bezprawnie. Ciekawe, co zrobiłaby opozycja, gdyby przestała być opozycją i gdyby
trzeba było zmierzyć się z falą projektów budowy miliona nowych pomników Lecha
Kaczyńskiego? Nie wyraziłaby zgody? Możliwe, ale pewno nikt by nawet takich
antypolskich polskich władz o zgodę nie pytał. Pomniki zaczęłyby powstawać
nielegalnie, i co? Władze wysłałyby przeciwko nim brygady antyterrorystyczne?
PiS wystawiłoby bojówki, które chroniłyby robotników, materiał budowlany i
cienie Lecha Kaczyńskiego, oddane w kamieniu i odlane w brązie. Przed każdym
pomnikiem stanąłby dyżurny ksiądz i kilkadziesiąt członkiń rodziny Radia Maryja.
I co? Policja użyłaby pałek teleskopowych?
Spokojna głowa, nie dojdzie do tego. Jeśli Kaczyński (a teraz pewno w jego
imieniu Błaszczak) nie wprowadzą stanu wojennego w związku z sytuacją w Ukrainie
i nie odwołają bezterminowo wyborów – to tylko wtedy, jeśli będzie gwarancja, że
PiS wybory wygra i w ten sposób zapewni sobie dalszą bezkarność i dostęp do
spiżarni z konfiturami. Jeśli jednak wybory się odbędą i PiS je przegra – to
wyborów tych nie zatwierdzi Sąd Najwyższy pani sędzi Manowskiej. A jeśli
zatwierdzi – to zabawa w próbę zdobycia amerykańskiego Kapitolu będzie
dziewczyńską prywatką w porównaniu z tym, co będzie się działo przy próbie
odebrania prawicy kluczy do gabinetów rządowych i kancelarii sejmowej.
Ewentualnie przegrani będą mieli do stracenia tak dużo, że podejmą wszystkie
działania myśląc, że nie mają już nic do stracenia, a po nich to już nawet może
być potop. O ile potop może nastąpić podczas pożaru. Wojna domowa w Polsce w
cieniu wojny światowej w Ukrainie to film katastroficzny, którego scenariusz
pewnie dostanie Oskara, ale tylko wtedy, gdy nie zostanie zrealizowany.