Maciej Pinkwart
Czas biegnie...
3 lutego 2022
Przyjmijmy na początek, że o obecnej władzy nie ma co mówić, ani zaprzątać sobie
głowy jej działalnością. Prawie wszystkie jej decyzje w przeszłości i wszystkie
obecne są błędne, złe, dramatycznie groźne, niekompetentne czy po prostu głupie.
Ktoś może zapyta o to „prawie”? No, kiedyś ucieszyło mnie zlikwidowanie radarów
straży gminnych, chowanych za stodołą szwagra i zasilających budżety lokalnych
samorządów. Powiecie o 500 + i dodatkach do emerytur? Żaden z tych programów nie
pomógł w osiągnięciu tych celów, dla jakich rzekomo był wprowadzany. Ale
prawdziwy cel został zrealizowany – programy te kupiły parę milionów głosów dla
PiS-u. Jednak należałoby to rozpatrywać z punktu widzenia dzisiejszych
rachunków, jakie muszą płacić wielodzietne rodziny i emeryci, czyli wracamy do
owych złych decyzji współczesnych.
A więc przyjmijmy, że jeśli nawet rząd tonie - to nie rząd, to nierząd, jak ktoś
trafnie napisał w jakimś memie. Nie ma o czym gadać: premier to Jacek i Agatka w
jednym, co do kompetencji wicepremierów, to też nie ma tematu: Kaczyński – nic,
czyli wszystko, Sasin – wszystko, czyli nic, Gliński – kultura, czyli brak
kultury, Kowalczyk – rolnictwo, czyli niezaorany ugór. Zdrowie w excelu,
polityka zagraniczna w czarnej dziurze, nauka i oświata – dno dzbana, obrona -
pod płotem, tajniactwo i jawniactwo - w Kosmosie, sprawiedliwość zajmuje się
ryciem pod wszystkim, reszta działa bezobjawowo.
Ale niech tzw. opozycja nie myśli, że jest jej łatwiej, bo za nic nie odpowiada.
Niestety, obawiam się, że za nic nie odpowiada przede wszystkim rząd, bo w
polskich kodeksach jest co prawda paragraf na niegospodarność, przekroczenie
kompetencji, czy zbrodnicze zaniechania, ale na głupotę i niekompetencję
paragrafu nie ma. Musimy zrozumieć, że jeśli sondaże wykazują, iż na PiS i
powiązane z nim kanapy chce głosować tylko jedna trzecia wyborców, to nie jest
tylko, ale aż. Bo pozostałe prawie dwie trzecie być może chcą
głosować na cokolwiek przeciwnego, ale czegokolwiek przeciwnego nie ma: są tylko
rozproszone głosy na Tuska, Hołownię, Czarzastego, Kosiniaka i plankton. No i
oczywiście jest jeszcze coś, co chce być opozycją antyopozycyjną:
Konfederacja, narodowcy, płaskoziemcy i ci wszyscy, którzy nie wiedzą dlaczego,
ale jak śpiewają Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz to się im prostuje
prawa ręka…
W sytuacji, kiedy rząd potrafi zepsuć wszystko, czego się dotknie, polemizowanie
i dyskutowanie z poszczególnymi przypadkami głupoty, niekompetencji czy
przestępczości nie ma sensu. Zwłaszcza wobec faktu, iż ujawnianie tych
poszczególnych spraw odbywa się z inicjatywy lub z przyzwoleniem PiS-u, bo
Kaczyński już dawno ogarnął metodę, na którą nabierają się politycy opozycji i
media: wydarzenia mają ograniczony termin przydatności do spożycia, więc
piątkowa afera przykrywa środową i pozwala całkowicie zapomnieć o
poniedziałkowej. Rozgrzebywanie każdej z nich przez polityków opozycji i część
mediów to oczywiście realizacja scenariusza prezesa PiS. Odnosi się wrażenie, że
to on poprzez swoje wrzutki steruje także działaniami opozycji. Nie mogę nie
myśleć, że odrzucona właśnie przez opozycję i część Zjednoczonej Prawicy ustawa
o testowaniu kowida, nazywana lex-konfident albo lex-Kaczyński jest też taką
zaplanowaną wrzutką, mającą na celu przykrycie afery Pegazusa. Ale czy Kaczyński
byłby w stanie zaplanować odrzucenie ustawy, którą to on sam zaproponował?
Jednak media mają nową pożywkę, opozycja przedwcześnie triumfuje i wieszczy
koniec pisowskich leśnych dziadków, a czas biegnie.
Wolałbym zdecydowanie własne pomysły partii antypisowskich niż bieganie z
zadyszką za mechanicznym zającem, jakiego co i raz wypuszcza Nowogrodzka. Kiedyś
różne opozycje w różnych krajach powoływały gabinet cieni, złożony ze
specjalistów, których rządowi ewidentnie brakuje. W pokłóconej, także na
opozycji, Polsce tego zrobić się nie da. Może wystarczyłoby, żeby opozycja
pokazywała, jak poszczególne spartaczone przez PiS sprawy zamierza naprawić gdy
dojdzie do władzy i jak chce pociągnąć do odpowiedzialności osoby, które
doprowadziły do tego, co da się kodeksowo uchwycić. Tylko… Jak ukarać głupotę,
złą wolę, brudny język, podłość insynuacji, doprowadzenie do rozwarstwiania
społeczeństwa, upadek rangi Polski na świecie, czy – last but not least –
zwykłe chamstwo? Oczywiście, dla wielu osób z kręgów władzy największą karą
będzie to, że przestaną rządzić. Dla innych – że się im skasuje dojarki, przy
pomocy których napełniają konta sobie i swoim wspólnikom i rodzinom. Ale
spokojna głowa – przyczają się i będą czekać na następną okazję. Ilu osobom
Trybunał Stanu wyda zakaz pełnienia funkcji publicznych? Czterem? Dziesięciu?
Wątpię nawet w to. A tu, na dole, ilu i kiedy da się zmienić
zjednoczono-prawicowych dyrektorów muzeów, szpitali, fabryk, związków
zawodowych, kuratorów krużganków oświatowych, dyrektorów stacji
benzynowych? Po co ich zmieniać, spytasz. Bo zachorowali na władzę i bezkarność,
i albo popadną we frustrację, albo będą się realizować w sabotażu. A więc
zmienić te dziesiątki tysięcy nomenklaturowych kacyków? Nierealne….
Niech też przywódcy opozycji przestaną wierzyć w to, że kogokolwiek uda się im
wyrwać spośród twardego elektoratu PiS-u i przeciągnąć na swoją stronę. Jeśli
ludzie trwają przy Kaczyńskim mimo ujawnienia tych wszystkich świństw i głupot,
które w ostatnich zwłaszcza latach robili różni prominenci władzy – to nic już
ich nie przekona. Stracił na ważności nawet zgrany bon-mocik, że pisowskiego
wyborcę mógłby do prezesa zniechęcić tylko fakt, że Kaczyński przejechałby na
pasach zakonnicę w ciąży. Akurat! Propaganda TVP wytłumaczyłaby im, że zakonnica
była Niemką i nie włączyła sygnałów dźwiękowych, pasy źle namalowano rosyjską
farbą jeszcze w czasach rządów PO-PSL, nie wyremontował ich Trzaskowski, a ciąża
to wina Tuska. Dwa miliardy rocznie dla telewizyjnej szczujni to jedyna
PiS-owska inwestycja, która przynosi dochód. Detoks po tym zatruciu będzie trwał
latami.
Znaczna część potencjalnych wyborców opozycji nie rozumie, dlaczego opozycja nie
potrafi dogadać się co do wspólnej listy wyborczej i spektakularnie wygrać z
PiS-em choćby tak, jak to już zostało przećwiczone podczas wyborów prezydenta
Rzeszowa. W rozmowach o przyszłości politycznej Polski wszyscy jej przywódcy
naturalnie mówią o tym, że jak najszybciej i skutecznie chcą pozbawić PiS
władzy. Ale na tym wypowiedzi nie kończą. Tusk odcina się od współpracy z
lewicą, bo nie wie, czy Czarzasty nie dogada się pod stołem z Kaczyńskim.
Hołownia mówi, że najpierw trzeba urządzić publiczną debatę programową, bo zbyt
wiele opozycję dzieli. Czarzasty nie wie, czy Zandberg nie będzie bardziej
lewicowy od niego i czy może Kaczyński go nie przekabaci. W PSL-u wciąż mówi się
o tym, że ta partia będzie świetnym koalicjantem – dla każdego rządu. Partie
kanapowe, a nawet Polska 2050 mówią, że jakby poszły do wyborów razem, to na
nich nie głosują ci, którzy nie popierają programowo tych innych: Tuska,
Hołowni, Czarzastego, Zandberga, Gowina, Kosiniaka-Kamysza. Uważam, że jest
wprost przeciwnie.
Nie zagłosuję na partię, która na wstępie, jeszcze przed wyborami, będzie
pokazywać, że co prawda działa na rzecz odsunięcia PiS-u od władzy, ale też
zupełnie nie popiera… - i tu można wstawić kogokolwiek z opozycji. Na polskiej
scenie politycznej nie ma partii, której program – ludzi – sposób działania
obecnego i przeszłego – popierałbym w stu procentach. Dlatego mogę głosować
tylko na blok, który utworzą partie zgadzające się co do jednego, co w kampanii
prezydenckiej Rafał Trzaskowski wyraził dwoma słowami „Mamy dość!”. Program
wyborczy, który będzie się realizować po zwycięstwie – i przed ewentualnymi, a
może nawet niezbędnymi potem podziałami – musi obejmować trzy sprawy: naprawę
wszystkiego tego, co zostało zepsute; zapewnienie prawne, że PiS-owskie
dziadostwo nie będzie w stanie powrócić (w tej działce mieści się kwestia kary
dla tych, których można ukarać); powrót do normalności politycznej, prawnej,
gospodarczej, kulturowej i społecznej.
Być może gdzieś tam, konspiracyjnie, takie rozmowy między liderami opozycji się
toczą i to szarpanie się za nogawki jest tylko kamuflażem, mającym wprowadzić
PiS w błąd. Być może jeszcze nie pora na wykładanie kart na stół i na razie
trzeba trzymać je przy orderach. Ale obawiam się, że po stronie opozycyjnej tego
typu kunsztowna gra dyplomatyczna się nie toczy. Czasem mam wrażenie, że
Koalicja Obywatelska i PL-2050 grają tylko na to, żeby wprowadzić do Sejmu jak
najwięcej swoich i w ten sposób utrudnić PiS-owi życie w trzeciej kadencji, a
jednocześnie załatwić sobie na cztery lata lukratywne posadki, w których
kaska sobie leci, a odpowiedzialności za nic ponosić nie trzeba. Postaw
sukna co prawda trzeszczy, ale naciągnąć trochę może się da. Lewica i PSL
kurczowo trzymają się stołu, przy którym ta gra się toczy, bo naprawdę niewiele
trzeba, by partie te spadły poniżej progu wyborczego, ześlizgując się w
polityczny niebyt. Obym się mylił, ale póki obowiązują dwie zasady: ordynacja wg
systemu d’Honta, premiującego partię najsilniejszą kosztem sumy partii
mniejszych oraz finansowanie polityków z budżetu państwa (tak, tak: pan, pani,
społeczeństwo płaci pensję nie tylko posłom i ministrom, ale także udziela
państwowej subwencji wszystkim partiom, nawet tym, których przedstawiciele do
Sejmu nie weszli, ale uzyskali ponad 3% głosów – a koalicja 6 %) – póty istnieje
podejrzenie, że ci złotouści kandydaci do władzy walczą nie o Polskę, tylko o
posadę.
Czas biegnie coraz szybciej. Lada moment partia rządząca zacznie coś kombinować
przy ordynacji wyborczej, przy stanie wyjątkowym, związanym z sytuacją na
granicy ukraińsko-rosyjskiej, przy obecności Polski w strukturach
międzynarodowych, bo możliwość, że opozycja jednak się porozumie i wybory wygra
– zagraża PiS-owi tak, że niedopuszczenie do owej wygranej jest dla tej partii
kwestią być albo nie być. Od pewnego momentu demokracja może stać się tylko
pustym słowem, zapisanym w Konstytucji i tyle. A już parę razy przekonaliśmy
się, że w Konstytucji są różne tyczki slalomowe, które dobry narciarz mniej czy
bardziej zgrabnie potrafi omijać.
A wtedy lud pewno zacznie się zastanawiać, czy na placu przed Bastylią w ogóle
był jakiś rząd i jakaś opozycja.