Maciej Pinkwart
Gra w chruszczówkę
30 czerwca 2022
Pamiętacie? Pewno nie. Nikita Siergiejewicz proponuje Johnowi Fitzgeraldowi grę
w podawanie liczb. Kennedy mówi: Siedem! Na co Chruszczow: Dziewięć,
wygrałem! Teraz ja zaczynam: cztery! Kennedy, ucieszony: Sześć, wygrałem.
Nikita Siergiejewicz: Nieprawda, ja wygrałem, bo teraz wygrywa mniejsza
liczba. Przypomniało mi się to, kiedy Senat RP, i senatorowie demokratyczni,
i pisowscy jednomyślnie zagłosowali za poprawkami do ustawy o Sądzie Najwyższym,
które, gdyby je zastosować, w znacznym stopniu przywróciłyby w Polsce zasady
praworządności. Następnego dnia przyjechała do Polski przewodnicząca Komisji
Europejskiej i ucieszyła się, jakie to polskie władze są zjednoczone w poparciu
dla rządów prawa. I oświadczyła, że polski plan odbudowy zostanie przez władze
Unii zatwierdzony i jak tylko to prawo zostanie uchwalone do końca, kaska
nad Wisłę z Brukseli popłynie. Ursula von der Leyen wyjechała i PiS w Sejmie
wszystkie poprawki Senatu, poparte wcześniej przez PiS, odwalił. Gest
Kozakiewicza wobec Unii? No, właśnie. Aleśmy im pokazali!
Ta sama Unia dawno, dawno temu nakazała krajom członkowskim wprowadzić inny,
bardziej nowoczesny standard nadawania programów telewizyjnych. Polska, jako
kraj nadający też do strefy pozaunijnej (Białoruś!) uzyskała przedłużenie
terminu wymiany standardu do 2022 roku. W czerwcu w odbiornikach działających w
starym systemie na ekranach pojawiły się czarne plansze, no chyba, że ktoś w
odpowiednim czasie kupił nowy dekoder i umiał go podłączyć, albo szarpnął się na
nowy telewizor, odbierający w systemie DVB-T2 HEVC. Ale tu niespodzianka: TVP ze
swoimi programami pozostał w starym systemie. Żeby oglądać telewizję Jacka
Kurskiego nie trzeba było wydawać ani złotówki na przeprogramowanie się. Tak ma
być do końca 2023 roku, a przyczyną jest wojna w Ukrainie. Dlaczego wojna w
Ukrainie nie działa na TVN, Polsat i TV Puls – wiedzą tylko prezesi TVP, Urzędu
Komunikacji Elektronicznej i prezes PiS. Sugestie, że chodzi o zamknięcie gęby
wrogim albo nie dość sprzyjającym PiS-owi mediom przed wyborami są z oburzeniem
odrzucane.
Sejmowa większość jaką za sprawą parlamentarnej mechaniki kwantowej ma PiS i
jego zwiędłe kwiatki do kożucha może uchwalić wszystko: i to, że białe jest
czarne, i to że dwa plus dwa równa się pięć, i to, że 35,1 % równa się 25 % plus
0,7 %, równa się 222 mandaty, co równa się 48,2 % miejsc w liczącym 460 posłów
parlamencie. Może też ustalić, że my, starcy, dostaniemy czternastą emeryturę.
Jak ktoś ma 3000 złotych miesięcznie emerytury (są tacy!) przez 12 miesięcy, to
dostanie na rękę 1217,98 zł. Czyli wyniesie to nieco mniej niż 41 % jego
emerytury pierwszej, drugiej itd. aż do dwunastej. Ale jeśli ktoś ma najniższą
emeryturę, to dostanie ją w całości jako czternastą. Czyli też 1217,98 zł. Ten
sam rachunek obowiązywał już w kwietniu, kiedy to emeryci dostawali trzynastkę w
kwocie emerytury najniższej, nawet jeśli dostawali emeryturę najwyższą. Czy to
nie za skomplikowane? Bynajmniej, tylko warto by to nazwać po prostu premią
uznaniową.
Uznaniowość jest zresztą główną zasadą działania PiS. Co prezes uzna za słuszne,
to jest słuszne. Czasem jego akolici nawet wyprzedzają myśli prezesa (w sumie,
nie jest to trudne, myśli prezesa są dość standardowe i poruszają się wolno) i
chcąc mu się przypodobać wybiegają przed
nim w wytyczonym przezeń kierunku, czasem krokiem marszowym, czasem defiladowym,
a najczęściej pełnym odlotem. Dziennikarze zupełnie niepotrzebnie tym andronom
nadają rozgłos tak, jakby miały one jakiekolwiek znaczenie. Czasem mi się marzy,
żeby dziennikarze odwdzięczali się politykom tym samym, czego sami od nich
doznają. Gdy jakiś nadęty balon gulgocze przed kamerą, że on z TVN nie rozmawia,
marzy mi się, żeby TVN powiedziała: i bardzo dobrze, po czym przestała go
pokazywać, nawet w celu wyśmiania go. Tylko, że pensje tych bufonów pochodzą z
budżetu, czyli z naszych składek. Tak, że widzowie TVN też są pracodawcami tych,
którzy TVN-u nie lubią. Smutne, ale niestety prawdziwe.
Zdaje się taki apartheid dziennikarski rozpoczął prezydent Lech Kaczyński, kiedy
oświadczył przy otwartym mikrofonie podczas jakiejś konferencji prasowej, że nie
należy dopuszczać do głosu tej małpy w czerwonym. Nie mam pojęcia, czym
naraziła się Kaczyńskiemu Inga Rosińska z TVN 24… Jeśli chodzi o stwierdzenia
Lecha Kaczyńskiego, rozpływał się nad nimi jak zwykle jego brat, podczas
odsłonięcia pomnika prezydenta, postawionego – notabene nielegalnie – w Tarnowie
przekonując, jak bardzo proroczo one brzmiały. A w tle słychać było nielicznych
protestujących, którzy przekrzykiwali prezesa, skandując Spieprzaj, dziadu!
Skomentował to Kaczyński mówiąc, że jest to głos tych od Putina. Ciekawe.
Spieprzaj, dziadu w 2002
roku powiedział Lech Kaczyński do nędznie wyglądającego mężczyzny, który
usiłował go o coś zapytać na ulicy w Warszawie… Czy wypowiedź ówczesnego
kandydata na prezydenta Warszawy to też był głos kogoś od Putina?
Jakiś czas temu na sprzedaż wystawiono dom, który w podparyskim
Saint-Rémy-lès-Chevreuse w latach 1904-1906 wynajmowali Piotr Curie i Maria
Skłodowska-Curie. Polski rząd ustami premiera zadeklarował, że zamierza ten dom
zakupić dla Polski. Zaniepokoiłem się wówczas i sprawdzałem na mapie, czy może w
najbliższej okolicy są również do sprzedania jakieś atrakcyjne działki, ale
Magdalena Gawin, która do początku tego roku była wiceministrem kultury, a teraz
jest dyrektorem Instytutu Solidarności i Męstwa (swoją drogą, przeginają w tym
feminizmie – żeby kobieta była dyrektorem Instytutu Męstwa?) – oświadczyła, że
deklarację premiera rozumie tak, że rząd zrobi wszystko, żeby dom ten kupić.
Niestety, nie ona jedna dała się nabrać na obietnice premiera, a może to
wszystko, które mógł zrobić rząd, to było zbyt mało jak na dom noblistki, bo
w czerwcu tego roku ogłoszono, że podparyską willę kupiła fundacja Dominiki
Kulczyk.
Niewykluczone, że dom w Saint-Rémy-lès-Chevreuse był dla polskiego rządu za
drogi, bo prawdopodobnie poszedł za 790 tysięcy €, do czego będzie trzeba pewnie
dorzucić jeszcze ze 200 tysięcy na remont. To tylko trochę mniej niż to, ile
dziennie kosztuje nas kara za działania polskiego rządu w dziedzinie łamania
prawa Unii Europejskiej. Na rozrzutność noblowską więc nas nie stać. Minister
Piotr Gliński, który od pewnego czasu jest polskim wzorcem kultury równie
platynowym jak wzorzec metra w innej podparyskiej miejscowości, będąc
człowiekiem wysoko i klasycznie wykształconym, nawet bez pomocy tabletu
przypomniał sobie natychmiast innego Francuza, Jeana de La Fontaine’a, który
wzorując się na greckim niewolniku Ezopie napisał bajkę Lis i winogrona.
No i w duchu tej bajki zakomunikował nam, że nie ma żadnego namacalnego
dowodu, że państwo Curie mieszkali w tym konkretnym domu. W zeszytach Marii
Curie brak jest dokładnego adresu. Na pewno małżonkowie nie byli właścicielami
nieruchomości w Saint-Rémy-lès-Chevreuse, ewentualnie wynajmowali ją podczas
wakacji i niektórych świąt. W rzeczy samej. Albo tuż obok. A zresztą, polski
rząd, a już szczególnie polski minister kultury ma nie specjalnie entuzjastyczny
stosunek do polskich noblistek. Jeśli, jak wiemy, nudzi go twórczość Olgi
Tokarczuk, to trudno oczekiwać, żeby się rozanielił na myśl o promieniotwórczych
weekendach pani Curie, która zresztą prowadziła się nieszczególnie i nie może
być wzorcem dla polskich prawdziwych patriotów, była ateistką i sama się
napromieniowała, zresztą pochowana jest nie na Wawelu, tylko w paryskim
Panteonie, nazywanym świątynią rozumu, wśród innych bywalców elitarnych salonów,
co już samo w sobie dla obecnych władz musi być obce, w dodatku leży tam pod
obcym nazwiskiem, koło męża, którego zresztą pośmiertnie zdradzała.
I na
koniec jeszcze w kwestii rozumu. Inny gigant intelektu, minister edukacji i
nauki, doktor Czarnek przeforsował wprowadzenie do nauki w liceum jego
ulubionego, nowourodzonego w gronie ministerialnym przedmiotu Historia i
Teraźniejszość, z kwiatkami o polskojęzycznych mediach w Polsce,
neomarksizmie, zagrożeniach ze strony ideologii gender,
czy dość oryginalnym spojrzeniem na Solidarność i Unię Europejską.
Podobno też ów hicior będzie można zdawać na maturze. Nie wiem, o co tyle
hałasu. Nie takie podręczniki miewaliśmy w szkole za poprzedniego PRL-u i jakoś
nie przeszkodziło to w tym, że wykształciło się na nich kilka pokoleń
wszechobecnych dziś antykomunistów i Polaków-katolików. Jestem głęboko
przekonany, że i teraz dobrzy nauczyciele mimo działań ministrów i pro-kuratorów
dadzą radę. A poza tym, do repertuaru maturalnego wpisano również historię
tańca. Mam przeświadczenie, że oficjalnie raczej będą to mazurki i kujawiaki,
niż tanga, rock-and-rolle i sirtaki, ale maturzyści po studniówkowym polonezie
przejdą na pogo i kiwaczkę. Tanecznym krokiem śpiewająco zachwycimy się
maturalnymi hitami i pomaszerujemy w świetlaną przyszłość z głowami odwróconymi
do tyłu, zajmując się Solidarnością Piotra Dudy i męstwem, żeństwem oraz
nijactwem przywódców PiS-u.