Maciej Pinkwart
Wolna wola
25 marca 2021
Nigdy w Warszawie nie mieszkałem na Woli ani na Ochocie, w przeciwieństwie do
Mokotowa Górnego i Dolnego, Pragi i Śródmieścia. Ale te dzielnice, które znam
lepiej, gorzej kojarzą mi się filologicznie.
Wolną wolą zostaliśmy podobno obdarzeni przez samego Stwórcę, ale to nie wydaje
się możliwe, bo Bóg jako wszechwiedzący nie poszedłby na taki hazard, w którym
jego ulepione z ziemskiego prochu (w zasadzie skąd w Raju ziemski proch?) i
wyrzeźbione z człowieczego żebra (widać prochu zbrakło…) stwory zaraz gdy tylko
uzyskają samoświadomość, zaczną postępować nieracjonalnie, za diabelskim
poduszczeniem sprzeciwiając się stwórcy – a tłumaczenie, że czynią to z wolnej
woli nie było przyjęte jako okoliczność łagodząca. Wygląda więc na to, że
dostaliśmy tę wolną wolę jako karę nie nagrodę. Ale wielki pisarz izraelski
Yuval Noah Harari dowodzi, że coś takiego jak wolna wola nie istnieje, bo
wszystkie nasze rzekomo autonomiczne decyzje spowodowane są jakimiś przyczynami,
wynikającymi z chemicznych i elektrycznych reakcji naszych organizmów. No
dobrze, ale nie powinniśmy za decyzje naszej wolnej woli winić jakichś czynników
zewnętrznych: szatańskiego węża, podającego obślinione jabłko Ewie, która mogła
nie zjeść, ale miała ochotę zjeść i zjadła, Jarosława Kaczyńskiego, że jest
wciąż popierany przez 40 procent dorosłych i nie ubezwłasnowolnionych Polaków,
którzy mogliby głosować na Czarzastego, ale nie głosują, bo mają ochotę na
kolejne podsypki do michy, Daniela Obajtka, że jest popierany przez całą
wierchuszkę Zjednoczonej Prawicy, która mogłaby odwrócić się marszałkiem
Terleckim do człowieka, będącego antytezą prezesowskiego twierdzenia, iż do
władzy nie idzie się po pieniądze – ale się nie odwraca, bo ma ochotę pójść tą
samą drogą.
Zupełnie też nie podzielam oburzenia lewaków (lewakiem jest każdy, kogo
Janusz Kowalski z Solidarnej Polski uzna za lewaka) - na rząd, który zamyka
hotele, stoki narciarskie i baseny, a nie zamyka kościołów; nie oburza mnie też
fakt, że w tych kościołach nikt nie przestrzega ograniczeń odnoszących się do
dystansu społecznego i noszenia maseczek – bo tam zagrożenie stwarzają nie
księża ani świątobliwy rząd, tylko obdarzeni wolną wolą ludzie, którzy tam idą,
chuchają na siebie, żegnają się święconą wodą i wierzą głęboko w to, że wirusów
nie ma, bo ich nie widać, a w kościele mogą tylko doznać iluminacji i odnowy w
duchu świętym, a nie zarazić się wirusem – którego nie ma. Wolna wola – a może
algorytm genetycznej czy behawioralnej głupoty – kieruje tymi, którzy uważają,
że w szczepionkach amerykańskich są mikroczipy, za pomocą których Bill Gates z
Microsoftu będzie sterował nami tak, że nareszcie zrozumiemy, jak posługiwać się
Windowsem 10, a w oksfordzkiej szczepionce AstraZeneca są skrzepy, które
wykończą całą Unię Europejską, zaś szczepiących się nią Brytyjczyków nie, bo
Brytyjczycy zrobili brexit i są odporni. Zresztą z tymi szczepieniami to ściema
i napędzanie kasy parszywym kapitalistom, bo gdyby szczepienia na cokolwiek
pomagały, to by można było zostać zaszczepionym przeciw głupocie i nonsensom, a
wtedy nie byłoby co dzień w każdej telewizji Janusza Kowalskiego, Marka Suskiego
czy Przemysława Czarnka. Są – więc szczepienia nie działają.
Nie podzielam też dążenia prawaków do tego, by kolejnymi ustawami
zabraniać tego czy owego – aborcji, związków partnerskich, rozwodów, zabraniać
zabraniania bicia bab, co skazuje je na gnicie wątroby itp. Mamy wolną wolę –
nikt nikogo nie zmusza do dokonywania aborcji, choć już z zachodzeniem w ciążę
tak prosto nie jest, do zawierania związków bez woli i ochoty, do bawienia się
laleczkami, jeśli preferujemy pistolety Grat, czy może Grot. Wszystkie te
pomysły zakazowo-nakazowe są zresztą skuteczne tak samo, jak dziesięcioro
przykazań, katechizm, zaostrzany co chwilę kodeks karny, ze słynnym artykułem
212 w sprawie zniesławienia czy obrazą uczuć religijnych w artykule 196 –
wreszcie z nakazem czy zaleceniem noszenia maseczek, trzymania dystansu i nie
gromadzenia się w miejscach prywatnych i publicznych – za co można dostać
mandat, ale niekoniecznie, bo policja albo ci przyłoży finansowo, albo pryśnie
gazem, albo złamie rękę, albo będzie się modlić obok ciebie i przekaże ci znak
pokoju wraz z kilkoma egzemplarzami koronawirusa, zmutowanego ostatnio przy
pomocy paralizatora w jakimś komisariacie na Woli lub Ochocie.
Ciekawe, że mało kto zwrócił uwagę na to, że artykuły o osobach, mających
poważne powikłania po AstraZenece pojawiły się w rozmaitych nie specjalnie
wiarygodnych mediach zaraz po tym, jak dowiedzieliśmy się, że na Wyspach już
połowa populacji została zaszczepiona, przeważnie właśnie szczepionką oksfordzką
i od kilku dni sytuacja zaczęła się tam zdecydowanie poprawiać. Inne firmy
farmaceutyczne nie odnotowały podobnych sukcesów. Badania lekarskie nie
potwierdzają zależności między szczepieniem a zachorowaniem na zakrzepicę, a
raczej potwierdzają, że następuje tu taka mniej więcej koincydencja, jak między
szczepieniem a złamaniem nogi, potrąceniem przez samochód czy obcięciem premii
przez złośliwego szefa. W efekcie ludzie z własnej woli nie mają ochoty się
szczepić Oksfordem, rezygnują ze swojej kolejki, a w magazynach rosną sterty
tego niechodliwego towaru – którego braki jeszcze parę tygodni temu wywoływały
złośliwe komentarze polityków. Mądre rządowe głowy wymyślają teraz kolejne
algorytmy rocznikowe, zamiast po prostu wysłać szczepionki do przychodni z
zaleceniem, żeby szczepiono każdego, kto będzie miał na to ochotę. Niestety,
takiej woli nikt we władzach nie przejawia – no bo a nuż złośliwi dziennikarze
wykryją, że zupełnym przypadkiem szczepi się teraz głównie przedstawicieli
opozycji – w końcu, nie wiadomo jak to naprawdę z tą zakrzepicą jest… W tym
kontekście co najmniej podejrzane jest wysłanie trzech i pół tysiąca
nadwyżkowych szczepionek do kwatery głównej NATO w Brukseli i skierowanie do
szczepienia tamtejszych pracowników dwudziestu polskich lekarzy i pielęgniarek.
Tych, rzecz jasna, także mamy za dużo, o czym świadczą codzienne komunikaty z
polskich szpitali. Polscy chorzy, polscy nauczyciele i emeryci mają pecha, więc
mogą sobie poczekać do końca przyszłego kwartału.
Pech jednak głównie polega na tym, że decyzje w Polsce nie zapadają stosownie do
Woli czy Ochoty, tylko wedle życzeń Żoliborza.