Maciej Pinkwart

Maskarada

 

18 listopada 2021

Tutaj wersja video na YT

 

Odkąd Krystyna Pawłowicz nobilitowała słowo wziąść, żenada dostała habilitację i bryluje na salonach. Podobno tak ją uczyli w latach 60., więc tak jest poprawnie. Współczuję pani profesor, że miała taką szkołę u progu swej edukacji, no bo czym skorupka za młodu nasiąknie… Warto tu – wcale nie do śmiechu – przytoczyć językoznawcę z Uniwersytetu Warszawskiego (uczelni, którą ukończyła Krystyna Pawłowicz): Wziąść jest etymologicznie nieuzasadnione: wziąć pochodzi od prasłowiańskiego vъzeti, mającego kontynuanty w różnych językach słowiańskich (por. np. czeskie vzít, rosyjskie vzjat'), i odmienia się inaczej niż czasowniki na -ść, por. iść – idę, wieść – wiodę, kraść – kradnę, ale wziąć – wezmę, a nie wezdę ani wezdnę. Dodam, że nawet chyba profesor Pawłowicz nie mówi o wniebowzięściu Matki Boskiej…

Naturalnie, już choćby powyższy przykład wskazuje, że poziom umysłowy nie musi mieć wiele wspólnego z poziomem wykształcenia, ale niewątpliwie ma sporo związków z poziomem czytelnictwa i ogólnie samodzielności myślenia. Upraszczając: z myśleniem. Naturalnie to, że procent obywateli nieposiadających w domu ani jednej książki jest niemal identyczny jak procent obywateli głosujących na PiS, czy też deklarujących w sondażach chęć poparcia tej formacji, jest niewątpliwie tylko koincydencją. Ciekawe, że także trzydzieści parę procent Polaków – według interesujących badań socjologicznych – nie ma nic przeciwko retoryce antysemickiej i ksenofobicznej. Polska dla Polaków! – krzyczał miłośnik krużganków oświaty, a za nim tysiące tzw. prawdziwych patriotów.

Nie wiem, jaki akt prawny narzuca polskim obywatelom obowiązek noszenia maseczek w lokalach użyteczności publicznej, sklepach czy środkach komunikacji masowej. Sądzę, że jest takowy, bo jakimś prawem wspierała się policja, rozpędzając antyrządowe demonstracje pod pretekstem ochrony antypandemicznej. Skoro wprowadzono taki obowiązek, to dlaczego już nie jest egzekwowany? Czy dlatego, że sondaże wykazały, iż zwolennicy lekceważenia antykowidowych zabezpieczeń to przeważnie zwolennicy PiS?

Ale jeszcze bardziej mnie ciekawi to, którą półkulą – i czy na pewno jest to półkula mózgowa – rozumują ci, którzy noszą maseczki na ust koralu, pełną piersią oddychając przez nieosłonięty nos? Rozumu nie widać, i wirusa też nie widać, więc proszę sobie to zwizualizować poprzez powiększenie. Wirus Sars Cov 2 ma kształt kuli o średnicy ok. 130 nanometrów. Czyli 130 milionowych części milimetra. A dziurka w nosie ma przeważnie ok. 10 mm. Jakbyśmy obie te wartości jakimś cudem powiększyli milion razy, to kulka wirusa miałaby nieco ponad centymetr średnicy, za to nasze nozdrze od brzega do brzega miałoby 10 kilometrów. Czyli zmieściłoby się w nim jakieś milion wirusów. A dokładniej – dwa miliony, bo zasłaniając tylko usta, zapraszamy wirusy do wizyty w obydwu dziurkach naszego nosa. Z dziurki do nosogardzieli, a stamtąd do płuc i reszty głupiego jestestwa, które zasłaniając usta oddycha nosem. Chyba wolę nie obliczać, jakie w takim przypadku szanse ma wirus, a jakie my.

Niemniej popularne jest noszenie maseczki tak, że okrywa ona tylko brodę. Jest to śmiertelnie śmieszne – bo nie tylko, że nie zasłania nas przed niczym, ale i antycypuje pewne zjawiska, które mogą nastąpić: w niektórych sytuacjach podwiązywanie szczęki jest niezbędne ze względów estetycznych. Dzieje się tak mianowicie wtedy, gdy człowiek umiera, wiotczeją mięśnie, szczęka opada i trzeba ją podwiązać, zanim nastąpi stężenie pośmiertne. Maseczka noszona w sposób na nieboszczyka budzi grozę. Popatrzcie w lustro…

Nie potrafię zrozumieć, dlaczego ludzie tak bardzo oburzają się na jakiekolwiek zapowiedzi wprowadzenia obowiązku okazywania certyfikatów kowidowych, głównie tych, dokumentujących szczepienie, przy wejściu do lokali publicznych oraz do miejsc pracy typu szpital, sklep czy szkoła. A przecież jest dla ludzi oczywisty wymóg posiadania uprawnień do kierowania pojazdem w momencie, gdy siadamy za kierownicą. Oczywiście, tak jak prawo jazdy nie chroni przed wypadkiem, tak certyfikat kowidowy nie chroni przed zarażeniem wirusem – ale w obu tych przypadkach wykazujemy, że mamy przynajmniej teoretyczne uprawnienia do wykonywania tego, co właśnie robimy. Jakoś nikt w imię równającej nas wszystkich demokracji i prawa do wolności obywatelskich nie nawołuje do tego, by każdy miał możliwość prowadzić pojazd bez obowiązku kończenia kursu, bo wiemy, że jadąc samochodem powinniśmy umieć to robić, no i musimy dbać nie tylko o własne życie, ale także o życie innych użytkowników ruchu drogowego. I proszę mi nie kontrargumentować tym, że statystycznie więcej ludzi ginie od wypadków niż od covidu. Bo samochodem możemy z własnego wyboru nie pojechać i zostać w domu, przesiąść się na tramwaj czy iść na piechotę, ale alternatywy dla procesu oddychania raczej nie mamy.

Pamiętacie, jak na początku pandemii działacze PiS zachowywali się tak, jak teraz politycy Konfederacji, to znaczy demonstracyjnie maseczek nie nosili, a prezes Kaczyński nawet podczas uroczystości pod Świętymi Schodami zbeształ swojego kuzyna w maseczce, który przerażony pewno tym, że mu prezes wleje pasem na goły tyłek - maseczkę natychmiast zdjął i jeszcze przepraszał? Teraz wódz przykładnie zasłania usta i nos, a że nosi maseczkę o dwa rozmiary za dużą – często także i oczy. Niestety, maseczka chroni tylko przed tym co do ust i nosa może wlecieć, ale nie chroni przed jadem nienawiści, tryskającym od zamaseczkowanego w stronę normalnych ludzi. Pewne nadzieje można pokładać w tym, że w związku z sytuacją na wszystkich granicach, za którymi czyhają na prezesa sami wrogowie, wicepremier do spraw bezpieczeństwa będzie niebawem na posiedzenia Sejmu wkładał na twarz maskę p-gaz w kolorze moro, zakamuflowaną przy pomocy liści i drobnych gałązek. W dalszej perspektywie nie można wykluczyć zastosowania żelaznej maski. W obydwu tych przypadkach już nie wiele jest do powiedzenia.

 

Poprzednie felietony