Maciej Pinkwart
Lepszość
16 września 2021
Dzieci uwielbiają biegać, jeździć na hulajnodze czy na rowerze, nie
interesuje ich otoczenie, a nawet cel obranej drogi: fascynuje je szybkość.
Starzy ludzie chodzą wolno, ostrożnie, rozglądając się wkoło. Ich pociąga nie
szybkość tylko wolność... Premier wyzłośliwiał się ostatnio na temat
TVN mówiąc, że to nie wolne media tylko wolne żarty. Pyszny dowcip, ale zarazem
kalumnia. Premier powinien być poważny i powstrzymywać się od zbyt szybkich
żartów.
Czy zauważyli Państwo, że ostatnio rządzący jakoś nie nadużywają
terminu „dobra zmiana” w odniesieniu do swojej działalności wobec społeczeństwa?
Nie jest to, jak przypuszczam, skutek autorefleksji, zawierającej element
samokrytyczny: nie była to zbyt dobra zmiana, mogłaby być lepsza. Jakakolwiek
krytyka i refleksja pod własnym adresem jest tej władzy całkowicie obca, albo
okazuje się zasłoną dymną, pozoranctwem czy kamuflażem. Pamiętamy akcję
prowadzoną pod kryptonimem „Tłuste Koty”, będącą niby to walką z nepotyzmem w
szeregach PiS. Z intratnych fuch zrezygnowało kilkunastu swojaków, kilka tysięcy
pozostało na stanowiskach, a podczas szukania poparcia dla coraz bardziej
konwulsyjnych ruchów sejmowych rozdano parę następnych stołków i napchano
kolejne portfele. We współczesnej Polsce jedyna zmiana, która z pewnością byłaby
dobra, to codzienna zmiana skarpetek. Jednakże korzystanie ze środków
komunikacji publicznej w sezonie letnim wykazuje, że i to się u nas nie
przyjęło.
Przejdźmy na chwilę na bardziej ogólne i bezpieczniejsze podwórko
filologiczne. Język polski, jest, jak wiadomo językiem trudnym i całkowicie
nieprzetłumaczalnym dla cudzoziemców, nawet takich, z którymi pozostajemy w
bliskich kontaktach – czego dowodzą trwające podobno nadal próby porozumienia
się z Czechami na temat trucicielskich działań polskiej kopalni i elektrowni w
Turowie. Brak porozumienia polski premier Morawiecki nazywał porozumieniem,
czeski premier Babiš dementował
informację o wycofaniu przez jego rząd skargi na Polskę do trybunału unijnego,
co polski rząd tłumaczył trudnościami z tłumaczeniem. I zapewniał nas, że trwa
szukanie porozumienia, do czego oddelegowany został wicepremier Jacek
Sasin. Osoby znające choć trochę język czeski, albo i słowacki kiwały głową ze
zrozumieniem: do szukania czegokolwiek ten akurat członek rządu nadaje
się jak mało kto. Pamiętamy naturalnie kłopoty z wytłumaczeniem władzom Unii
Europejskiej, że dla rządu polskiego podpisane przed laty traktaty akcesyjne i
ich zasady są nieobowiązujące, że to, iż zobowiązaliśmy się do uznawania
wyższości prawa unijnego nad lokalnym prawem polskim oznacza iż się do tego nie
zobowiązaliśmy. Ktoś nie rozumie? To proszę powiedzieć uniokratom, że dla
nas to normalne, bowiem w języku polskim słowo i jego zaprzeczenie oznaczają to
samo, jak na przykład opodal i nieopodal. Ponadto jesteśmy regionalistami i za
nic nie będziemy się tłumaczyć z tego, że jesteśmy jedynym krajem unijnym, który
ma w swoim języku słowo, zawierające naraz podmiot, orzeczenie i pierwiastek
ludowości. Słowem tym jest srogość.
Wiem, że to
znacie, że o tym już pisałem, ale jak wiadomo, dobrego nigdy dość i ciągle nie
jesteśmy przekonani, że niedobre nie może stać się lepsze. I tu znów wchodzimy
na chybotliwą kładkę przerzuconą nad bagnem filologii polskiej. Lepszy to
teoretycznie stopień wyższy przymiotnika dobry. Brnijmy dalej, w gąszcz
przysłówków: leżymy chorzy w łóżku. Ale podejmujemy wysiłki, żeby się wyleczyć i
powolutku zaczynamy czuć, że przynosi to skutek. Kiedy nas pytają, jak się
czujemy, odpowiadamy: lepiej. Ale jeszcze jesteśmy kiepscy i wiemy, że
daleko nam do dnia, kiedy na to samo pytanie odpowiemy dobrze. Zatem –
lepiej to gorzej niż dobrze.
Dla cudzoziemców oraz przedstawicieli polskich władz
miałbym dobrą radę: trzeba opanować w językach obcych sformułowanie wyrwane z
kontekstu, które może zakamuflować błędy znaczeniowe i trudności w
porozumiewaniu się, a przede wszystkim ukryć nieoczekiwane chlapnięcie ozorem,
zdarzające się przede wszystkim tym, którzy z głupoty czy nadgorliwości (to
poniekąd synonimy) w chęci przypodobania się władzuchnie palną coś jak gołąb o
parapet. Potem można zawsze rozłożyć ręce i powiedzieć, że na przykład
konieczność walki z okupacją brukselską to sformułowanie taken out of
context.
Niestety, wiem, że
w Brukseli moje felietony mają dość ograniczony odbiór, zaś w Polsce jedyne
dobre rady, które interesują sfery rządzące to rady nadzorcze w spółkach skarbu
państwa. Przez moment myślałem, że gdyby członkowie sejmiku małopolskiego użyli
swoich służbowych tabletów do przetłumaczenia sobie kilku pojęć, wokół których
toczyły się ostatnio polemiki w obradach, mających cofnąć uchwały anty-LGBT, co
otworzyłoby drogę do otrzymania dotacji z Unii Europejskiej – nie musieliby
łykać jak indyk kluski nonsensów, opowiadanych przez przewodniczącego Jana
Tadeusza Dudę. Ojciec polskiego prezydenta ma szczególne kompetencje
filologiczne i polityczne, bo jest profesorem nauk technicznych, więc
proponował, by sformułowania dotyczące sprzeciwiania się ideologii LGBT zastąpić
chęcią do zahamowania wpływów genderu, rozumianego jako
neomarksistowska ideologia płciowości kulturowej. Co według niego znaczy
neomarksizm i co ten neomarksizm ma do genderu profesor nie wyjaśnił, jak
również nie dokonał szczegółowej analizy tego bełkotu bez desygnatów
znaczeniowych, nie było to zresztą potrzebne, bo jego wypowiedź została przyjęta
z ogromnym aplauzem, jako że wszyscy uwierzyli w to, że profesor Duda w ten
sposób okiwa władze Unii i unijne pieniądze dla Krakowa, zatrzymane w sprzeciwie
wobec nietolerancji szerzonej przez radnych PiS, popłyną szerokim strumieniem.
Uważam, że to działanie dobrze przemyślane: w walce z Unią Europejską,
prowadzonej przez władze Polski, może dojść do sytuacji, w której główni
politycy unijni po prostu umrą ze śmiechu czytając, że władze samorządowe
Krakowa będą teraz walczyć z genderem, czyli z płcią. Ale nie ma się z
czego śmiać: przewodniczący krakowskiego sejmiku powtarza po prostu bzdury,
wygłaszane przez arcybiskupa Jędraszewskiego, no a wiadomo, że osoby z domu przy
ulicy Franciszkańskiej 3 nie mogą się mylić, zwłaszcza co do płci, która – jak
to o Irenie Krzywickiej mówił Tadeusz Boy-Żeleński – rzuciła się im na mózg.
Kiedyś marszałek Piłsudski powiedział, że tacy ludzie powinni raczej – tu wyrażę
się oględnie – kury prowadzić na siusiu niż zajmować się polityką. Mężczyznom w
sukienkach, walczącym z płcią, cudzą oczywiście, bo własnej nie mają (w Polsce
powiedzenie do księdza „pan” uważane jest za obrazę uczuć religijnych), można by
doradzić oczywiście pielęgnowanie cnót niewieścich w postaci robótek na drutach,
gdyby nie to, że robótkami na drutach zajmują się teraz polskie władze w
okolicach Usnarza Górnego.