Maciej Pinkwart
Kosmici atakują!
15 lipca 2021
Trzy dni luzu, wypoczynku od politycznego polskiego bagna, w miejscu, które
politycznie kojarzy się nie najlepiej – w Zakopanem. I to dzięki książkom, bo na
zakopiańskim Festiwalu Literackim o polityce nie mówiono w ogóle – ani
oficjalnie, ani prywatnie – przynajmniej w tych rozmowach, w których brałem
udział. Książki, pisarze, Tatry, góralszczyzna, moda, dzieci, psy, pogoda, tłok
na zakopiance – a więc dało się rozmawiać, nawet z ludźmi o poglądach
diametralnie różnych od mojego. Niestety, co wieczór wracało się do domu, a tam
na komputerze czekał przegląd codziennych wiadomości. I już nie było tak miło…
Jednym z gości stoiska Wydawnictwa „Wagant” był krakowski profesor astrofizyki,
zajmujący się w swoich badaniach kosmogonią. O początku wszechświata w
festiwalowym tłoku nie dało się rozmawiać, jednak kosmiczna transcendencja
pojawiła się jako ważny temat i dzięki temu znów zacząłem się zastanawiać nad
problemem samotności człowieka w Kosmosie. Bo jeśli struktura materii oraz
zasady fizyki, chemii i biologii są w całym znanym nam Wszechświecie takie same,
to życie organiczne, będące ewolucyjnym następstwem współdziałania fizyki i
chemii, przy sprzyjających warunkach nie tylko może, ale wręcz musi powstawać.
Czy jednak ewolucja musi wszędzie przebiegać tak, że w efekcie powstaną byty,
obdarzone inteligencją, zdolnościami do wykorzystywania i zmieniania
otaczającego środowiska, czy wreszcie – chęcią poznawania świata? Nie tylko nie
musi, ale zdaje się, że wręcz nie może. Wszystkie bajki o zielonych ludzikach,
Marsjanach czy ufoludkach to nostalgiczne opowieści człowieka, zaludniającego
Kosmos istotami stworzonymi przezeń na obraz i podobieństwo swoje. Ewolucja nie
przebiega celowo, w kierunku tworzenia organizmów coraz inteligentniejszych,
uczących się i myślących abstrakcyjnie, tworzących historię i kulturę,
dysponujących coraz większymi mózgami, ba! – w ogóle mających mózgi… Jest
efektem absolutnie przypadkowych, niecelowych zmian w genomie, wynikających z
błędów w jego replikacji. Utrwalają się – czyli przechodzą do następnych pokoleń
jako trwały element – nie te błędy, które optymalizują procesy życiowe czy
pomagają w reprodukcji (bo przeżycie i przekazanie genów jak największej liczbie
potomnych jest jedynym z punktu widzenia przyrodniczego celem życia), tylko te,
które w tych procesach nie szkodzą. Zatem pojawienie się rozumu, inteligencji,
urody, kultury itp. to jedynie przypadek, który nie szkodząc (na początkowym
etapie) mógł przetrwać. Gdyby ich nie było – życie trwałoby spokojnie dalej. Ba
– mamy wokół siebie całe mnóstwo osobników człekokształtnych, którzy
wymienionych tu cech nie mają – a żyją, mają się dobrze, czasem nawet zajmują
kluczowe stanowiska we władzach.
A zatem życie w Kosmosie może spokojnie egzystować nie mając rozumu większego,
niż potrzeba żeby przeżyć i się rozmnożyć. Ziemi też to dotyczy. Podobno
najinteligentniejszymi stworzeniami na świecie są ośmiornice, o których nie
słychać, żeby interesowały się dalekimi wyprawami w Kosmos, by szukać tam braci
(czy sióstr, bo ośmiornice najczęściej bywają wielopłciowe). O ile wiadomo,
szukały bratniej inteligencji w restauracji „Sowa i Przyjaciele”, ale nie
znalazły.
Może powinniśmy skasować wszystkie działające na świecie programy poszukiwania
pozaziemskiej inteligencji technologicznej, czekając na to, aż nasi kosmiczni
kuzyni dzięki swojej inteligencji sami nas odnajdą? Cóż, jeśli są inteligentni,
to będą zapewne omijać nas szerokim łukiem… Ba, ale jeśli inteligentni nie są?
Wtedy mogą nas odnaleźć, niepostrzeżenie przeniknąć do naszych kręgów
decyzyjnych, ale żeby przeżyć wśród ludzi, którzy w dość ograniczonym stopniu
akceptują inność muszą nosić kostium istot człekokształtnych.
Ulubioną kanwą literatury science fiction jest odkrywanie żyjących na Ziemi
kosmitów, ukrywających się w ciałach ludzi. Najpierw pisarze widzieli kosmitów w
ziemskich geniuszach – bo uważano, że pozaziemska rasa musi być genialna, żeby
nas odkryć, dolecieć tu i nie dać się poznać. Leonardo, Mozart, Einstein… Zdaje
się jednak, że od czasów opowiadania Sławomira Mrożka Wesele w Atomicach
konfrontacja ewentualnej inteligencji pozaziemskiej z ziemskimi osobnikami
antyinteligenckimi mogłaby doprowadzić do zagłady Kosmosu, więc przybysze
nauczyli się maskować i ukrywać – niekiedy w symbiozie z organizacjami
ziemskimi, co widzieliśmy w serii filmowej Men in Black. Z tą wersją mamy
do czynienia w Polsce.
Wiele osób już od dawna podejrzewało, że część władz polskich to mniej czy
bardziej zakamuflowani kosmici. Najpierw potwierdzono to w przypadku premiera
Władysława Pawlaka, który wszakże okazał się być jedynie cyborgiem, wysłanym z
głębi Galaktyki do spenetrowania nadającej się do skolonizowania planety.
Nowszym modelem takiego cyborga jest funkcjonujący od lat android, ostatnio
występujący pod marką Mateusz Morawiecki. Cechuje go wsobna interpretacja
światowej historii, oszczędne gospodarowanie zasobami prawdziwej wiedzy i
specjalną maszyną, umożliwiającą wciskanie kitu na skalę przemysłową. Kiedy
jednak okazało się, że Ziemia została tak zniszczona przez zbudowane z węgla i
wody sodowej istoty, zamieszkujące tę planetę, że żyć się tutaj nie da - kosmici
zrezygnowali z wykorzystywania jej jako nowej ojczyzny i traktują ją tylko jako
swoją kolonię karną. Jako jeden z pierwszych został tu zesłany osobnik, złapany
na gorącym uczynku podczas próby kradzieży Księżyca – próby zresztą nieudanej.
Zwierzchnicy z mgławicy Andromeda chcieli mu dać do towarzystwa osobniczkę płci
odmiennej, ale ustalenie tej odmienności było dość trudne, zwłaszcza z uwagi na
silny sprzeciw kolonisty, zatem zamiast skonstruować towarzyszkę jak zazwyczaj
to czyniono – z pośledniego ziobra, wydobyto ją z Brzeszcz i odtąd
kosmitka owa funkcjonuje na różnych stanowiskach pod marką Beaty Szydło.
Świadoma tego opinia publiczna mogłaby trochę protestować, bo – jak już wiemy –
Ziemianie zdecydowanie nie kochają Obcych, ale użyto w stosunku do niej
neutralizatora o nazwie, zapisanej w normie technologicznej jako Pięćset Plus,
przy czym to, co będzie dodane do liczby 500 nie zostało ujawnione, by
zmusić opinię do zapomnienia tego co było i wyczekiwania na to, co będzie.
Ten kamuflaż funkcjonował nieźle przez wiele lat, mimo błędów programowych,
skutkiem których kosmici – zapewne nie wiedząc nawzajem o swoim pochodzeniu –
zaczęli rywalizować ze sobą o stanowiska prezydenckie. W Polsce doprowadziło to
do bratobójczej walki między osobnikami o nazwach, pochodzących od lodowych ciał
z Pasa Kuipera - Duda, Hołownia,
Tanajno i Trzaskowski, w efekcie czego zwyciężył ten, który opanował w lepszym
stopniu sztukę odlotu tak, by nie przeszkadzać w działaniu kosmitów,
składających się na kolegium kierujące partią rządzącą. Kryzys zaczął się w
momencie, kiedy liczba kosmitów, korzystających z niepowiększających się już
zasobów energetycznych przekroczyła masę podkrytyczną. Ponieważ kosmici są
zdecydowanie alergiczni na jakąkolwiek krytykę, wypuszczono do działania
markowego kosmitę z transgalaktycznej planety Sushi. Ten przygotował projekt
uchwały, zabraniający działalności tych mediów, których władze nie są zależne od
władz partii kosmitów. Ten zamordyzm występuje pod przykrywką obrony przed
obcym, pochodzącym spoza Unii Europejskim kapitałem, na przykład rosyjskim,
chińskim czy arabskim. To, że jedyną stacją telewizyjną, której właściciele
pochodzą spoza Unii jest TVN, należący do amerykańskiej sieci Discovery, jakoś
tej argumentacji nie unieważnia. Kosmita Marek Suski, z argumentacją pochodzącą
spoza horyzontu zdarzeń czarnej dziury intelektualnej dodaje, że o potrzebie
takiej regulacji prawnej świadczą ostatnio ujawnione włamania dokonane na
prywatne skrzynki mailowe dostojników państwowych i to wg Suskiego z terenów
Rosji. Co ma mail do stacji telewizyjnej, a Rosja do Ameryki? No, proste: jedno
i drugie działa na prąd, a Rosja sprzedała kiedyś Stanom Zjednoczonym Alaskę.
Może teraz USA zechcą sprzedać Rosji warszawski Żoliborz ze śródmiejską ulicą
Nowogrodzką na dodatek?
Kosmiczny poseł Suski w jednej ze swoich publicznych
wypowiedzi szczerze aż do bólu mówi, że przymusowe wykupienie udziałów TVN przez
polskich biznesmenów pozwoli mieć wpływ na to, co się dzieje w tej telewizji.
Zbyt krótki pobyt pana Suskiego na naszej planecie jeszcze nie pozwolił mu na
nauczenie się tego, że w wolnym świecie nic nie działa tak jak w rządowej
Telewizji Polskiej, która funkcjonuje tak, jak ten pies z reklamy firmy RCA
Victor, z logo z napisem His Master’s Voice. To, że amerykańskie
pieniądze zainwestowano w TVN nie znaczy, że Ameryka będzie wymagała od stacji
reprezentowania amerykańskich interesów. Tak to działa w północnokoreańskiej
komunie, oraz w firmie RCA Victor Orban. I może jeszcze w kilku podobnych
mocarstwach, ale wolny świat rządzi się innymi prawami niż te, które chcieliby
wprowadzić kosmiczni rabusie księżyców. Czy kosmici wiedzą, że przez pewien czas
Radio Zet należało do przedsiębiorców czeskich? I to, że w owym czasie w tamtej
stacji nie rządził Jožin z bažin?
Myślę jednak, że czas kosmitów i ich odlecianych projektów powoli się kończy.
Niestety, z naciskiem na słowo powoli. Bo wciąż jeszcze musimy powtarzać
za Cyceronem: Jak długo jeszcze, Katylino, będziesz nadużywał naszej
cierpliwości? Jak długo w swoim szaleństwie będziesz się z nas naigrawał?
No właśnie, jak długo?