Maciej Pinkwart
Gra pozorów
22 kwietnia 2021
Wiosna udaje, że już przyszła. Zima – że jeszcze nie odeszła. A my udajemy, że
nas cieszy zbliżanie się lata, bo może dostaniemy paszport szczepieniowy i
będziemy mogli pojechać do Szczyrbskiego Jeziora. Jak na razie, władze innych
krajów – podobnie jak nasze – mają w nosie fakt, żeśmy się zaszczepili i mamy
furę przeciwciał: przecież za kołnierzem możemy przywieźć kilo wirusów, które
nie mogąc się wgryźć w nasze zaszczepione płuca, z tym większą werwą rzucą się
na Słowaków, Włochów czy udających Greków mieszkańców Murzasichla. Minister
zdrowia sprawia wrażenie, że właśnie wszedł w posiadanie wiedzy o w miarę
prawdziwej, a w każdym razie prawdopodobnej liczbie chorych na kowid i nawet nie
próbuje udawać, że wie, ile osób zmarło na zawał i na raka. Udaje też, zdaje
się, że szukanie haków na byłego posła Zjednoczonej Prawicy Wojciecha
Maksymowicza nie ma związku z jego krytyką pana ministra i ogólnie rządu, tylko
z kwestiami moralnymi. Moralność profesora Maksymowicza wisiała panu ministrowi
zwiędłym kalafiorem póki nie zaczął się on wypowiadać krytycznie o rządzie,
który współtworzy jego partia – Porozumienie Jarosława Gowina, bo profesor stał
się niemoralny z momentem, kiedy otworzył buzię w sposób krytyczny. W sumie
racja, bo jeśli się nie kracze jak wrony, między które się weszło, to nie jest
się wroną, ani tym bardziej kurą czy nie daj Boże kaczką, tylko ni psem, ni
wydrą, ale hydrą, której trzeba urwać łeb – niestety urywający są dość leciwi i
mało silni, bo ich siła siedzi zamknięta w gabinecie na Nowogrodzkiej, który w
coraz większym stopniu staje się gabinetem jednego cienia. A może nawet
cieniasa.
Rząd udaje, że jego rozporządzenia w sprawie noszenia maseczek są zgodne z
konstytucją i obowiązują jako prawo, obywatele udają, że ich to nie dotyczy,
albo, że noszą maseczki – pod nosem, jakby chusteczek higienicznych w sklepach
zabrakło, na brodzie, jak nieboszczycy z opadającą dolną szczęką, czy na
przegubie, żeby założyć, jak będzie nadlatywał wirus czy policjant. Policja
udaje, że egzekwuje te przepisy, wypisując kilka mandatów dla uczestników
kilkusetosobowego zgromadzenia kibiców i kilkaset mandatów dla uczestników
kilkudziesięcioosobowej demonstracji opozycyjnej.
Polska opozycja udaje, że wierzy w szczerość propaństwowych intencji Jarosława
Gowina, a on udaje, że jest gotowy podjąć z nią dialog, udając przy okazji, iż
wierzy w to, że ludzie zarusieńko zapomną u czyjego boku wicepremier stał przez
ostatnie sześć lat, a będą pamiętać to, że przedtem stał u czyjego innego boku.
A jeśli Gowin pomoże nam podziękować Kaczyńskiemu i odprowadzić go do drzwi, to
może zapozorujemy to, że to nie my mówiliśmy o nim, jako o osobie siedzącej
okrakiem na barykadzie zbudowanej z żyletek, co musi fatalnie się odbijać na
podejmowaniu męskich decyzji. To jest ta sama technika polityczna, w myśl której
wicepremier za demolowaniem Sądu Najwyższego głosował tak jak mu kazał Kaczyński
– ale się z tego nie cieszył. Teraz niezwykle elegancko w swoim programie
politycznym mówi o przyjaznym rozdziale Kościoła od Państwa – a raczej Państwa
od Kościoła - twierdząc, że gdy Państwo wchodzi w sprawy Kościoła, to Kościołowi
nie służy. Odwrotnie rzecz jasna też, dopowiedział po krótkiej przerwie. Można
to podziwiać: c’est le ton, que fait la chanson, jak mówili dobrze
wykształceni przedstawiciele tzw. salonu.
Kościół – ma się rozumieć: katolicki, inne są jedynie elementem folkloru –
poprzez oświadczenie blisko 100-osobowej Konferencji Episkopatu poinformował nas
kompetentnie, że dwie szczepionki antykowidowe są robione z wyskrobanych płodów,
więc katolicy nie powinni tym się szczepić, chyba że nie mogą czym innym.
Abstrahuję, przepraszam za wyrażenie, od medycznych kompetencji Episkopatu
Polski, zresztą jest on zapewne przekonany, że wypowiada się w kwestiach
moralnych. Przyjmijmy na chwilę roboczo, że to prawda i przeanalizujmy to
stanowisko. Otóż jeśli zaszczepimy się Astrą czy Johnsonem, tudzież Zeneką i
drugim Johnsonem, bo rząd nie pozostawił nam wyboru – to jest ok. Jeśli mamy
wybór, to zakłujmy się Pfizerem czy Moderną. Inaczej mówiąc: nie popełnia
grzechu ten, kto nie ma wyboru i musi popełnić. Kradnę, ale nie miałem wyboru –
bo byłem bez grosza. Zabiłem, ale nie dało się inaczej załatwić sprawy.
Pożądałem żony bliźniego swego, ale co miałem zrobić, jak taka ładna była…
Abdykacja moralności w polskich władzach kościelnych nikogo w zasadzie nie
powinna dziwić, ale że starsi panowie w genderowych sukienkach i myckach
ogłaszają to tak otwartym tekstem, podczas gdy w kwestiach molestacji
seksualnych i pedofilii milczą, albo udając zatroskanie składają obłudne,
ezopowe czy wręcz kłamliwe deklaracje – może trochę zaskakiwać. A przy okazji –
w szczepionkach nie ma ani jednej komórki ludzkiej. O kwestiach nieludzkich
rzecz jasna episkopat wie więcej niż o ludzkich, ale po co opowiada takie
androny z dziedziny medycyny? Nie dość mu dysput na temat tego, ilu diabłów
mieści się w jednym plemniku?
„Solidarna Polska” Zbigniewa Ziobry udaje, że zależy jej na niezależności Polski
od Unii Europejskiej, a tak naprawdę chodzi jej o to, by nikt nie przyglądał się
demontażowi polskiego systemu prawnego. „Porozumienie” Jarosława Gowina udaje,
że jest partią niezależną i spolegliwą, a gdy wypinają się na nią należący do
niej wiceministrowie – żąda od premiera ich odwołania. Premier udaje, że ogłuchł
i oślepł, więc para idzie w gwizdek. A Gowinowcy udają, że to nieprawda, że im
napluto w twarz: przecież meteorolodzy zapowiadali, że deszcz będzie padał.
Prezes PiS-u udaje, że jest dla obu swoich przystawek dobrotliwym ojcem
chrzestnym i leje pasem w oba pośladki: nie odwołuje dysydentów, którzy przeszli
od Gowina do Bielana, ale odwołuje Janusza Kowalskiego ze stanowiska
Ziobrystowskiego wiceministra, a Ziobro wraz z Kowalskim udają, że takie
złamanie umowy koalicyjnej jest drobiazgiem, bo „Solidarna Polska” z Kaczyńskim
się solidaryzuje, tylko nie lubi premiera.
Gra pozorów hula też w środowisku opozycyjnym. Borys Budka udaje, że powołanie
ruchu Rafała Trzaskowskiego było tylko takim niepotrzebnym chlapnięciem ozorem,
a Rafał Trzaskowski udaje, że kocha Budkę miłością wielką, jako jeden z
nielicznych zresztą. Szymon Hołownia udaje, że siada do stołu z Platformą i
PSL-em, ale pod stołem aż furczy od kopiących się po kostkach nóg. Władysław
Kosiniak-Kamysz udaje, że może stworzyć coś wspólnie z Gowinem i Kukizem, ale
chyba udaje też, że wierzy w to, iż jego partia w ogóle wejdzie do Sejmu w
przyszłych wyborach. Nowa Lewica pod przewodem nie koniecznie nowego, ale
zabawnego Włodzimierza Czarzastego udaje, że jest jeszcze jakąś siłą polityczną
w kraju, który udaje, że już wyszedł ze średniowiecza. Dawniej lewicowa, ale
zawsze przesympatyczna Barbara Nowacka nie przytula się ani do Budki, ani do
Trzaskowskiego i udaje że jest ładną twarzą czegoś, co udaje, że istnieje:
Koalicji Obywatelskiej, walczącej z milicją obywatelską przy pomocy obsikiwanej
gazem legitymacji poselskiej. A zapytywani przez ankieterów kandydaci na
wyborców udają, że rozważają, czy głosować na PiS, czy na Platformę, czy na Ruch
Hołowni. Pozory jednak wskazują, że zagłosują na PiS, jako partię wiarygodną i
sypiącą wśród swoich prezentami, no i wciąż skonsolidowaną w myśl zasady: jedna
partia, jeden naród, jeden wódz, a reszta won, na śmietnik historii.
Na szczęście, wiemy też dobrze o tym, że pozory mylą.
22 kwietnia 2021