Maciej Pinkwart
Efekt mrożący
11 marca 2021
Wszystkie dzieci są nasze - tak
oryginalnie wypowiedział się kiedyś bezdzietny Jarosław Kaczyński i niedługo
potem ogłoszono statystyki, z których wynika, że w Polsce rodzi się coraz mniej
dzieci. Strach ma wielkie oczy, ale czasem jest przesadny. Jarosław Kaczyński
tego nie wie, ale z pewnością łatwiej jest rządzić krajem niż rodziną z
kilkorgiem dzieci. Stąd też zmniejszający się z roku na rok za rządów PiS-u
przyrost naturalny: ludzie nie chcą powoływać na świat następnych obywateli,
którzy będą musieli żyć w stanie permanentnego chaosu, zarządzanego przez
kompletnych amatorów z poziomem intelektualnym statystycznej nogi stołowej. W
telewizji pokazali ostatnio mojego równolatka z muskulaturą wyrzeźbioną na
podobieństwo wczesnego Schwarzeneggera, wyczyniającego na drążku i na bieżni
takie hopsztosy, że od samego patrzenia dostałem migotania przedsionków i
skrzywienia kości ogonowej. Ale jeśli dobrze zrozumiałem, ten zeszłowieczny
arcymłodzieniec też jest na emeryturze i muszą na niego pracować młodsi, o niebo
gorzej wyposażeni kulturystycznie. Przekonywanie ludzi, że po 2015 roku nastanie
dla wszystkich raj na ziemi, przynajmniej na naszej działce, nie dało efektów.
Może tylko częściej ludzie sięgają po działki. A prezes był zmuszony – z bólem
serca oczywiście – podzielić nasz kraj na lepszy i gorszy sort, na panów i
chamską hołotę, na mało piśmiennego suwerena i parszywą inteligencką elitę, na
ludzi kultury i na ludzi PiS-u.
Efekt pięćset plus okazał się znikomy i przejściowy: z tej
dodatkowej kasy korzystali w większym stopniu rodzice, niż dzieci, a zwiększona
liczba osób mogących sobie pozwolić na wakacje all inclusive w Egipcie
nie przełożyła się na większą ochotę do działań poczynających. Koktaile z
palemką w Hurghadzie nie skutkowały wzrostem uczuć macierzyńskich i ojcowskich.
Oczywiście, pod tym względem Polska jest już krajem całkowicie europejskim,
gdzie niemal wszędzie jest pod tym względem kiepsko, ale nasz kraj starzeje się
w tempie wyższym niż średnia w Unii, przy czym wskaźnik dzietności ma się nijak
do prymitywnego myślenia starców, rządzących Polską, którzy sądzili, że kupując
sobie głosy tzw. suwerena przy okazji namówią go do produkcji kolejnych
zwolenników PiS. Gorszą statystykę urodzin od Polski ma m.in. Chorwacja,
Portugalia i Cypr, może nie będące potęgami ekonomicznymi takimi jak my, ale
także Luksemburg czy Włochy. W przeciętnej polskiej rodzinie współczynnik
dzietności wynosi 1,48 – czyli będzie nas z pokolenia na pokolenie coraz mniej.
Niemcy mają współczynnik 1,57, a najlepsza pod tym względem Francja – 1,9, do
czego zapewne przyczynia się nie tyle wysoka stopa życiowa, ile wysoki przyrost
naturalny we francuskich rodzinach arabskich i afrykańskich. Choć nawet wskaźnik
niewiele mniejszy od dwóch sprawia, że świat Europejczyków będzie kurczył się w
zastraszającym tempie. Nie pomogą bogate w kalorie diety. No to co, jeszcze
jednego hamburgera? A może oscypka? I po maluchu, chluśniem bo uśniem?
Drugim po transferach socjalnych pomysłem PiS-u na zwiększenie liczby urodzeń w
Polsce miało być zaostrzenie prawa aborcyjnego. Za wcześnie jeszcze by osądzać,
czy fakt, iż przyjaciółka gastronomiczna prezesa PiS-u, Julia Przyłębska
ogłosiła znane orzeczenie tzw. Trybunału Konstytucyjnego zmuszające matki do
rodzenia dzieci terminalnie chorych, skłoni kobiety do poddania się temu prawu.
No i nie wiem, jak statystyka będzie kwalifikować dzieci, które umrą podczas
porodu, chwilę po nim, czy kilka lat później. I czy fakt, że powiększy się
liczba płatnych chrztów i pochówków poprawi demografię Polski. Ale skądinąd
wiadomo, że kraje europejskie, w których rodzi się najwięcej dzieci to
równocześnie kraje z najbardziej liberalnym prawem aborcyjnym - Francja,
Szwecja, Irlandia, Dania i Wielka Brytania. Kraje naszego kontynentu, w których
aborcja jest prawnie zakazana lub prawo jest pod tym względem mocno restrykcyjne
– jak Malta, San Marino, Andora, Lichtenstein i Polska – mają niskie statystyki
urodzeń.
Trwająca pandemia, lockdowny, kwarantanny i zamknięcie się w domach w obawie
przed zakażeniem wbrew oczekiwaniom nie doprowadziło do wzrostu urodzeń: wygląda
na to, że stała obecność rodziny w domu nie skłoniła Polaków do zbliżeń –
okazało się, że włączone telewizory, komputery jako miejsca pracy, dzieci
pętające się po domu cały czas, bez przerw szkolnych i ciągłe uzupełnianie
wysokoprocentowych środków odkażających raczej zwiększyły statystykę awantur
rodzinnych i rozwodów niż skłoniły do małżeńskich czułości. Częściej
kierowaliśmy uwagę na lodówkę, niż na łóżko. Inna rzecz, że cóż to za frajda: my
tu, panie, do igraszek, a pod oknem radiowóz sprawdza czy jesteśmy w domu,
sanepid wchodzi nam bezceremonialnie do aplikacji w smartfonie, w telewizorze
pokazują wielkiego ptaka wypełnionego nieprzepuszczalnymi maseczkami,
przyłbicami i prezerwatywami na całe ciało, zaś urzędnicy ministerstwa zdrowia
straszą kolejnymi falami pandemii i zajmują się bujaniem nas między chorobą
morską a błogim snem. Problem ten dotyczy całej Europy, ale tylko Polska ma
dodatkowe dawki strachu, które fatalnie wpływają na libido: Minister
Średniowiecza (dawniej: oświaty) pokazuje się codziennie w każdej telewizji, a
jego widok powoduje seksualny efekt mrożący, równie antykoncepcyjny jak taśmy
wójta Orlenu: jeden straszy samym wyglądem, drugi przyprawia swoje wypowiedzi
pikantnymi dodatkami: soli, paprykuje i zwłaszcza pieprzy, dzieci już nie
rozmawiają z nami normalnie, tylko każde słowo zmieniają w piszczek, a my z
przerażeniem myślimy, że jak się serio zabierzemy za poprawianie demografii, to
ewentualna progenitura będzie musiała iść do szkoły, zreformowanej przez
ministrę Zalewską i ministra Czarnka, a potem może zdobędzie prawo jazdy i
pojedzie zatankować na Orlen, gdzie będzie musiała złożyć daninę na rzecz prasy
i rezydencji prezesa Obajtka.
Ale w końcu prawa natury są silniejsze od prawa i sprawiedliwości, myślimy
sobie: a, co tam – w walce o głosy elektoratu władze obniżą teraz wiek
emerytalny do średniej wieku emerytowanych policjantów, na których ktoś będzie
musiał pracować, no to i my bierzemy się do pracy. I wtedy w telewizji występuje
Joachim Brudziński albo Ryszard Terlecki, których sam widok zniechęca nas do
wszystkiego, poseł Suski mówi w TVN, że jeśli by PiS straciło władzę, to rządy
Platformy będą gorsze od trzeciej wojny światowej, natomiast inni działacze
partii rządzącej uspokajają, że to nigdy nie nastąpi, bowiem Kaczyński będzie
rządził do końca świata i jeden dzień dłużej. Strach się bać, nie mówiąc już o
prokreowaniu.
Jeśli jeszcze nie opadła nam ochota do poprawiania bilansu demograficznego i
wszystko inne, to wtedy bez pukania do sypialni wchodzi teściowa i włącza TVP,
dzieci przynoszą komórki, na których mają klasówki z fizyki i z religii, a my
udajemy się do kuchni i odkorkowujemy ostatnie wino marki Zmora, pochodzące z
wyszczepionego w stu procentach Izraela, marząc o chińskiej szczepionce,
zawierającej wyciąg z jąder nietoperzy z Wuhan, którą wzorem premiera Orbana
zaszczepi się rząd, opozycja i cała nasza rodzina, a my z naszym partnerem czy
wedle woli – partnerką wrócimy do łóżka i podłączymy się do jednego respiratora,
zakupionego okazyjnie od handlarza buncu w Poroninie. Inhalacje z oscypka pomogą
na wszystko, nawet na opadające krzywe dzietności.
O tym, jak wielkie problemy z potomstwem mają nawet najbogatsi - dowiedzieliśmy
się kilka dni temu, kiedy cały świat, w tym prawicowo-lewicowa katolicka Polska
z wypiekami na twarzach oglądała dramat z wyższych sfer anglikańskich, czyli
wywiad, w którym nieszczęśliwa para księcia i księżnej Sussex donosiła na leciwą
babcię Elżbietę Drugą, koszmarnego Karolka i innych członków brytyjskiej rodziny
królewskiej, którzy nie lubili pięknej Megan i jej dziecka imieniem Archie, i
uczynili mu straszliwą krzywdę, nie nadając tytułu książęcego i podejrzewając
go, że może będzie mniej biały, niż jego rudy ojciec. Na problemy z kowidem i
demencją niektórych przywódców Polski kłopoty monarchii brytyjskiej są kojącym
balsamem. Daleka analogia związana z kolejnymi mężami i dziećmi bratanicy
prezesa PiS-u nie powinny w ogóle być rozpatrywane w kontekście innym niż te,
które opisywała Helena Mniszkówna w Trędowatej. Polska arystokracja,
reprezentowana przez wojewodę mazowieckiego Konstantego Radziwiłła i przepiękną
aktorkę Annę Czartoryską-Niemczycką niewątpliwie wesprze w tej sprawie Pałac
Buckingham.
A o konieczności posiadania większej liczby dzieci nadal będą nam opowiadać
teoretycznie pozostający w celibacie księża oraz bezżenny i bezdzietny polityk
bez prawa jazdy, który wiedzę na temat potrzeb i możliwości życia rodzinnego
czerpie z raportów służb specjalnych oraz z dzieł Antona
Siemionowicza Makarenki.