Maciej Pinkwart
Chamstwo narodowe
10 listopada 2021
To, że wicemarszałek polskiego Sejmu w publicznym miejscu lży kobietę, która
grzecznie zadaje mu może nieproste pytanie i nazywa ją kretynką, nie zaskakuje
nas bynajmniej: znamy jego wcześniejsze występy, oficjalne i nieoficjalne, i
wiemy, że takie zachowanie Ryszarda Terleckiego jest zapewne wynikiem
frustracji, której nie sposób się dziwić, gdy zna się jego stosunki rodzinne,
przeżycia w młodości, które pozostawiły trwały ślad na jego urodzie, fakt, że na
drugie imię ma Iwon, jego ciężką pracę nad zepsuciem wizerunku krakowskiego
profesora uniwersyteckiego i PiS-owski sposób bycia. Poza tym marszałek na pewno
już teraz przypomniał sobie stare przedszkolne powiedzenie kto się przezywa,
tak się sam nazywa… i jest mu z tego powodu przykro. Ale incydent w
krakowskiej galerii handlowej z udziałem wicemarszałka, a zarazem
przewodniczącego klubu parlamentarnego PiS jest tylko wizualizacją
indywidualnego braku kultury tego polityka, rówieśnika i wieloletniego
współpracownika Jarosława Kaczyńskiego. Kierowana przez nich partia uczyniła zaś
z chamstwa metodę rządzenia, o czym wielokrotnie przekonujemy się obserwując
postępowanie posłów, realizujących przekazy dnia z Nowogrodzkiej, z
zaangażowaniem, które ma zapewnić im sympatię głównych chamideł Rzeczpospolitej
i, ewentualnie, miejsca w spółkach skarbu państwa, w gabinetach rządowych czy na
listach wyborczych.
Oczywiście, nie chodzi tylko o stosunek prominentów PiS do tych, którzy ich nie
popierają, więc trzeba ich obrzucać najgorszymi wyzwiskami, ani do tych, którzy
ich popierają, więc się im dziękuje przy pomocy wielkich tekturowych czeków, co
także jest wyrazem pogardy dla przekupnego motłochu, którego poświęcenie dla PiS
przestanie być doceniane natychmiast po tym, jak zostaną wyłączone kamery
telewizyjne. Owo chamstwo manifestuje się także w podszytym strachem
demonstracyjnym odrzucaniu elit artystycznych i intelektualnych – w obawie, że
może zachowają się niekonwencjonalnie, rzucą jakiś bon-mot, którego PiS nie
zrozumie, ale się obrazi, w myśl znanego powiedzenia nie wiem co to znaczy,
ale licz się pan ze słowami!, że może opiszą ich w artykule czy książce nie
całkiem pochlebnie… W końcu, artykulik o polskich kartoflach zamieszczony w
niemieckiej prasie bulwarowej ukształtował stosunek Kaczyńskiego do Niemiec
bardziej niż obie wojny światowe z jednej strony, czy doskonałe współczesne
relacje gospodarcze z drugiej.
Bulwersuje niektórych fakt, iż minister kultury (KULTURY!) finansuje chamstwo
ekipy Roberta Bąkiewicza, który z kulturą zgoła nic nie ma wspólnego. Ale
przecież owo finansowanie Marsz Niepodległości otrzymał w czasach, kiedy
profesor Gliński był ministrem nie tylko kultury, ale i kultury fizycznej, a
kultura fizyczna jest głównym paradygmatem tzw. patriotów. Notabene, to słowo
robi zawrotną karierę w ostatnich czasach, a większość mojego środowiska reaguje
na nie tak, jak kiedyś na działalność księży-patriotów, która tak się
miała zarówno do księży, jak i patriotów, jak dziś historycy IPN do historyków.
PiS hołubi Bąkiewicza i skrajną prawicę nie ze względu na manifestacje
patriotyzmu, które w gruncie rzeczy ma tylko w gębie, ani ze względu na to, iż
patrioci z racami i opaskami z falangą czy mieczykiem Chrobrego na rękawie ich
popierają. Bo Bąkiewicz i Konfederacja bynajmniej nie popierają PiS-u, tylko
bardziej manifestują nienawiść do tych, którzy PiS chcą odsunąć od władzy:
liberałów, lewicy, spokojnych, wesołych, uczciwych ludzi. W ten sposób Bąkiewicz
i jego ludzie stają się orężem w ręku PiS. Nie jest to co prawda finezyjna i
nowoczesna broń laserowa, nawet nie czołg Abrams, tylko cep, ale to się
elektoratowi PiS najbardziej podoba.
Coraz większe upowszechnienie się chamskich relacji międzyludzkich jest nie
tylko efektem przykładu idącego z góry (jakkolwiek nisko owa góra byłaby
usytuowana), ale także współczesnych metod dziennikarskich. Daleki jestem,
oczywiście, od zrzucania odpowiedzialności za wszystko zło świata na pismaków,
ale faktem jest, że im bardziej chamskie i głupie są wypowiedzi polityków, tym
większa jest oglądalność takich materiałów, a więc dziennikarze biegają z
kamerami i mikrofonami za Terleckim, Suskim, Brudzińskim, Glapińskim, Kowalskim,
Wójcikiem czy Cymańskim. To działa jak sprzężenie zwrotne: ponieważ chamstwo i
głupotę pokazują najczęściej, więc lud ma się z czego uczyć i z tym wychodzi na
ulice. Myślę, że nie tylko z tym: kije bejsbolowe ostatnio nie były widziane,
ale sądzę, że już niebawem wrócą do patriotycznych łask, obok sztachet, kostki
brukowej i koszy na śmieci. Niewykluczone, że symbioza Niepodległościowców z władzą już niedługo przyjmie taki wygląd, jak w 1976 r., kiedy to
masy robotniczo-chłopskie były dowożone na stadiony, gdzie podczas wieców
potępiały radomskich czy ursuskich
warchołów i pomagających
protestującym robotnikom działaczy KOR-u. Którym, notabene, podobno nie
kierowali bynajmniej Jan Józef Lipski, Jacek Kuroń, Antoni Macierewicz, Jerzy
Andrzejewski, Stanisław Barańczak, Edward Lipiński czy Henryk Wujec, tylko rzecz
jasna bracia Kaczyńscy, Ryszard Terlecki bez taty i 8-letni Mateusz Morawiecki z
tatą.
Piszę te słowa w przededniu tzw. Marszu
Niepodległości, w przekonaniu, że w dniu 11 listopada nic nie będzie miało
charakteru uroczystego, radosnego święta, choć politycy PiS i ich dyspozycyjni
dziennikarze będą się zapewne zachwycać łopotem biało-czerwonych flag,
niebiańskim zapachem palonych flag niebieskich i tęczowych, blaskiem rac i
wyciem haseł o kolorze zbliżonym do brązu i czerni. Co więcej, rząd PiS,
lekceważąc całkowicie stanowisko kilku instancji sądowych oraz władz Warszawy,
która poniesie koszty zabawy w patriotyzm, oficjalnie przejął marsz pod swój
polityczny parasol. Teraz już wyraźnie widać, kto rządzi Polską i jasne staje
się stanowisko niefaszystowskiej Europy, której taka Polska nie kojarzy się z
tym krajem, który w 2004 roku wstępował do Unii. Na drodze narodowców stanie
może kilkanaście kobiet i zapewne dzielna policja usunie je z Mostu
Poniatowskiego, żeby nie doznały uszczerbku w tłumie, gdzie mogą się znaleźć
lewacko-marksistowscy prowokatorzy. Dojdzie do konfrontacji, może z policją,
może z normalnymi ludźmi, wskutek czego to policjanci znajdą się w szpitalu, o
ofiarach cywilnych się nie dowiemy, ale i tak nasza opozycja będzie narzekać, a
może nawet płakać jak Jan Maria Rokita, krzyczący w samolocie Lufthansy, że go
Niemcy biją, dziennikarze prorządowi o wszystko zło oskarżą Trzaskowskiego i
Tuska, dziennikarze antyrządowi zrzucą górę pogardy na prawaków, PiS i
Kaczyńskiego, a narodowcy z pieśnią na ustach pójdą zdobywać następne zagony
Ojczyzny. Obawiam się, że tak to się będzie kręcić, bo żadna nasza szlachetność,
dobre wychowanie, kultura, ruchy non violence, mniej czy
bardziej radykalne hasła na tekturkach i wzniosłe ideały demokracji nie
przekonają patriotów kibolskich do niczego. Są ludzie, którym należy się,
oczywiście, szacunek, ale dać im znać o tym, że się mylą w poglądach może tylko
– przepraszam za wyrażenie - solidny
wpierdol.
A, ciekaw jestem, czy uczestnicy Marszu
Niepodległości w ogóle wiedzą, co zdarzyło się na świecie, a zwłaszcza w Polsce
11 listopada 1918 roku?