Tygodnik Podhalański nr 36, 5 września 2019
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2019)
Maciej Pinkwart
Z zemstą weselej
Taki tytuł miała dadaistyczna sztuka
wystawiana kiedyś w teatrze „Plum-Plum” na warszawskiej ASP. A przypomniał mi
się on, gdy przeczytałem o hejtowej aferze w Ministerstwie Sprawiedliwości, a
potem, gdy usłyszałem, jak tłumaczą ją władze. Z rozmowy ze szkalującą sędziów
blogerką Emi wynika, że zlecenie wydane na nich przez wiceministra było zemstą
za ich przeciwstawianie się tzw. dobrej zmianie w wymiarze sprawiedliwości.
Dobra zmiana, jak wiadomo, polegać miała na zastąpieniu niezależnej władzy
sądowniczej zależną od ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego grupą
partyjnie umocowanych urzędników, wyznaczanych do poszczególnych zadań przez
władzę wykonawczą. Ciekawa koncepcja, jeśli w ślad za nią nie idzie projekt
likwidacji wolnych wyborów, bo przecież PiS kiedyś – może już na jesieni –
straci władzę i co wtedy, jeśli nowi rządzący zacytują Mickiewiczowskiego
Konrada: zemsta, zemsta, zemsta na wroga, z Bogiem
i choćby mimo Boga! PiS chyba więc nie przewiduje
możliwości oddania władzy, albo wierzy w to – co i ja dopuszczam – że uczucie
zemsty jest ich przeciwnikom (w przeciwieństwie do nich) zupełnie obce.
Potem z ust przedstawicieli władz dowiedziałem się, że
zamieszani w aferę wysocy urzędnicy resortu, a nawet główny zastępca ministra
sprawiedliwości to przecież zawodowi sędziowie, a ich postępowanie, kiedy to
wynajmowali za pieniądze (ciekawe, czy prywatne?) osobę do szkalowania swoich
nieposłusznych kolegów dowodzi słuszności programu ministra Ziobry, który już
dawno mówił, że sędziowie to podła kasta, bo nie dość na tym, że protestują
przeciwko jego działaniom, a nawet kilkakrotnie skutecznie przeciwstawili się mu
na sali sądowej, że kradną wiertarki i kiełbasy, nie płacą alimentów i uwodzą
żony kolegów, to jeszcze hejtują. Tak więc w sumie to zwykła kłótnia w rodzinie,
choć część tej rodziny zdołała się wkraść do ministerstwa sprawiedliwości,
powołani przez ministra.
Pomyślałem, że znam z filmu pewną
rodzinę, która podobne standardy stosowała i spora jej część wywodziła się z
sycylijskiego miasteczka Corleone. Ale potem się okazało, że kłótnia w rodzinie
ma jeszcze drugie dno. Otóż jednym ze współpracowników hejterki Emi był jej mąż,
sędzia oczywiście, pracujący z nadania PiS w Krajowej Radzie Sądownictwa. A
ponieważ właśnie państwo się rozwodzą, więc żona postanowiła się na mężu zemścić
i ujawnić proceder, do którego on ją wciągnął. Ale sztuka hrabiego Fredry
rozwija się nadal: oto właśnie się dowiadujemy, że to biedny mąż został przez
żoną wciągnięty w konszachty z jego własnymi przełożonymi i teraz nie pozostaje
mu nic innego, jak na zemstę odpowiedzieć zemstą i ujawnić, że żona to
alkoholiczka, narkomanka, niedoszła samobójczyni i osoba niezrównoważona
psychicznie. Za chwilę powtórzy to przekaz dnia i powiemy za Rzymianami, że nie
ma sprawy: Roma locuta, causa finita.
Nie, nie chodzi mi o teatr
„Roma”, choć i on mieści się przy Nowogrodzkiej.
A gdzież tu Wesele? Na razie nie będzie o złotym rogu i o ostawaniu się jeno sznura. W scenie dwudziestej piątej pierwszego aktu w sztuce Wyspiańskiego Czepiec mówi, że człek człekowi nie dorówna i że orzeł nie polezie do rymu. Niestety, już polazł.