Tygodnik Podhalański nr 34, 22 sierpnia 2019
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2019)
Maciej Pinkwart
Krucjata poboczna
Czasem odnosi się wrażenie, że
obecnie trwająca kościelna kampania przeciwko rzekomej
ideologii LGBT, ochoczo
wspierana (może wywołana?) przez władze i elektorat partii rządzącej nie jest
zwykłą histerią czy fobią antyseksualną, obecną od czasów, gdy doktorzy Kościoła
ustalili, że kobieta jest gorszą wersją mężczyzny, która nie została stworzona
na obraz i podobieństwo Boga i rodzi się w wyniku uszkodzenia nasienia lub w
następstwie wilgotnych wiatrów, a duszę otrzymuje w 80 dni po zapłodnieniu
(zarodek męski już po 40 dniach). Cała ta awantura z LGBT wygląda tak, jak
metoda „łapaj złodzieja”: najgłośniej przeciw gejom krzyczą ci, wśród których
homoseksualizm wydaje się być częściej praktykowany niż w innych branżach, może
poza więziennictwem, o transseksualizmie krytycznie mówią ci, dla których płeć
zawodowa jest tą „trzecią” płcią: wszyscy mówimy, że na imprezie było
kilku panów, kilka pań i ksiądz.
Przebieranki mężczyzn w długie szaty nie muszą oznaczać
transu czy chęci uzyskania
niezdrowej podniety i są tylko środowiskowym
dreskodem. Biseksualizm widać dobrze u
niektórych bohaterów znanego filmu braci Sekielskich, zaś o czwartym składniku
akronimu LGBT (les – gay – bi – trans)
raczej zmilczę, z uwagi na tajemniczą atrakcyjność tej orientacji: sam nieraz
się czuję blisko les,
bo też wolę kobiety. Ewidentne jest zaś to, że krucjata przeciw LGBT ma na celu
odwrócenie uwagi od moralnych i kryminalnych problemów księży.
Ale nie aprobuję nagonki na
arcybiskupa Marka Jędraszewskiego, który nawoływał do przeciwstawiania się
tęczowej zarazie,
która nam grozi po ustąpieniu zarazy czerwonej.
Ta miniona czerwona zaraza w ustach duszpasterza z pewnością nie dotyczy koloru
bielizny (z napisem ROMA – AMOR), którą nauczanych przez siebie kleryków
obdarowywał arcybiskup Juliusz Paetz, broniony przed upomnieniami watykańskimi
przez swego ówczesnego podwładnego, właśnie M. Jędraszewskiego. Ale żadna
prokuratura zarzutów Paetzowi nie postawiła, czas minął i sprawa jest tak płasko
ukryta pod dywanem, że już jej w ogóle nie ma.
Nagonki nie aprobuję, bo jestem
anarchistą i fanatykiem wolności słowa. Arcybiskup był u siebie i mógł tam
mówić, co chciał. Nie namawiał nikogo do działalności przestępczej, ani nie
łamał prawa w żaden inny sposób. Jędraszewski wykazał się po prostu
nieznajomością sprawy lub usłużnością wobec obecnego trendu w PiS – i tyle. Nie
rozumiem, jak można takich rzeczy słuchać, ale jeszcze bardziej nie rozumiem,
jak można nad tym serio dyskutować. Tak jak śmieszy mnie deklaratywna troska o
dzieci ze strony formalnie bezżennych i bezdzietnych osób duchownych i pana
prezesa, tak samo bawi mnie potok deklaracji antyklerykalnych ze strony osób,
które takiego Kościoła nie akceptują. Jawna ingerencja Kościoła
instytucjonalnego w świeckie sprawy państwa to inna sprawa i należy się jej
przeciwstawić jako sprzecznej z Konstytucją. Ale póki nikt mnie siłą nie zaciąga
do kościoła, meczetu, cerkwi czy namiotu szamana – nic mnie nie obchodzi to,
jakie bzdury się tam wygaduje. Tak samo, jak mnie nie obchodzi, czy ktoś jest
L, czy
G, czy
B, czy
T – jeśli nie muszę się do
kogoś takiego - przepraszam za wyrażenie - dopasowywać.