Tygodnik Podhalański nr 30, 25 lipca 2019
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2019)
Maciej Pinkwart
Hulanie
Jak każdy ambitny starzec staram się nadążyć za
rzeczywistością, ale ona ucieka chyżo gdzieś w okolice dla mnie niedostępne, pod
Kielce, za Rzeszów, czy na Podlasie i tam sobie złośliwie skrzeczy. Nie jestem
we władzach partii rządzącej, więc nie potrafię kreować nierzeczywistości by
zrobić z niej program polityczny i życiowy dla całego społeczeństwa, przeto aby
dogonić uciekające życie, sięgam z musu po środki techniczne. Dlatego też
ucieszyłem się szalenie, gdy dowiedziałem się, że rząd pochylił się z troską nad
kolejnym kluczowym problemem polskim, jakim jest jazda na elektrycznych
hulajnogach. Taki sprzęt chciałem sobie sprawić już dawno, bo kiedy na moim
podwórku stale brakowało miejsca do parkowania i musiałem stawiać auto coraz
dalej od domu – wydawało się, że hulajnoga będzie rozwiązaniem idealnym: stanę
gdzie będzie miejsce, wyjmę hulajnogę z bagażnika, podjadę na niej do domu,
wniosę na czwarte piętro, doładuję akumulator, a nazajutrz pokonam tę drogę w
odwrotnym kierunku. Ideałem byłoby stałe trzymanie samochodu na jakimkolwiek
parkingu i poruszanie się poza nim tylko na hulajnodze. Dodatkowym czynnikiem
motywującym byłby fakt, że paliwo wciąż jeszcze nie jest tańsze niż za czasów
Platformy. Prąd według solennych zapewnień rządu miał nie zdrożeć, a to, że
zdrożał, jest tylko statystycznym błędem. Pewien kłopot stanowiłoby opanowanie
wożenia na niewielkim w końcu sprzęcie zakupów, znajomych korzystających z
podwózki, czy psa, wyprowadzanego na spacer daleko poza miasto, bo schylanie się
ze stosowną torebką po codzienny urobek sprawia kręgosłupowi coraz większy
kłopot.
No i ciągłe intelektualne wyzwanie: jak i gdzie jeździć?
Chodnikiem, bo w sumie poruszam się na nogach? Jezdnią, bo jednak na kółkach?
Ścieżką rowerową, bo trzymam kierownicę? Tym właśnie zajął się rząd i na pewno
wypracuje jedynie słuszne rozwiązanie, może nawet w ekspresowym tempie parlament
przyjmie stosowną ustawę, prezydent podpisze i już następnego dnia Jarosław
Kaczyński i jego dwudziestu ośmiu ochroniarzy, obaj kierowcy, sekretarka pani
Basia oraz posłanka-makijażystka przeciągną hulajnogową kawalkadą z Żoliborza na
Nowogrodzką, witani oklaskami przez pieszych i kierowców. Od tego dnia hulanie
stanie się obowiązkowe dla wszystkich prawdziwych patriotów, którym od lat
właśnie prezes wyznacza trend, kierunek i drogę docierania do celu, jakim jest
rośnięcie Polski w siłę i dostatniejsze życie ludzi. Do celu tego dotrzemy
hulajnogą i żadni producenci opli, toyot i citroenów nie będą nam narzucać zasad
ruchu drogowego.
Hulanie
jest w ogóle miłym sposobem spędzania czasu – słownikowo to to samo co beztroska
zabawa połączona z pijatyką, bieganie w różnych kierunkach oraz łamanie prawa w
rozmaity sposób. Można z tego wywieść interesujący program społeczno-polityczny,
więc nic dziwnego, że w atmosferze przedwyborczej problem hulania na
nogach pojawił się zarówno w wypowiedziach koalicji rządowej jak w koalicji
antyrządowej. Ta ostatnia, zapewne, buduje już hulajgrody do burzenia
bastionów PiS, partia „Wiosna” ogłosi na jesień program pod hasłem hulaj
dusza, piekła nie ma, a elektorat nastawi się na kolejną hulankę na
koszt obiecanek przedwyborczych.