Tygodnik Podhalański nr 26, 27 czerwca 2019
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2019)
Maciej Pinkwart
Żal świata
Jak mi żal dawnego świata...
Bynajmniej nie tego, w którym śpiewaliśmy
Jolka, Jolka,
pamiętasz, a Jolka rzeczywiście pamiętała, a
co ważniejsze - my pamiętaliśmy Jolkę: i to gdzie mieszka, i jaką wódkę lubi.
Nie - tego świata, w którym płaska Ziemia leżała na wielkim żółwiu, a wokół niej
kręciło się Słońce, Księżyc, kilka planet i trochę gwiazdozbiorów, które były
duszami zmarłych herosów i nimf, nad gwiazdami było Niebo zagwarantowane dla
dobrych, a pod żółwiem Piekło dla złych. Żal mi rozterek, wywoływanych przez
czytanie ważnych ksiąg z próbami zrozumienia. Jeśli Kain zabił Abla i został
wygnany na pustynię z piętnem, które nie pozwalało by ktoś jego zabił i skrócił
jego mękę, a jedynymi ludźmi poza nim żyjącymi jeszcze na świecie byli jego
rodzice Adam i Ewa, od których właśnie został wygnany - to kto miał go zabić? I
z jaką żoną spłodził Kainowe plemię? Skąd się ona wzięła, jeśli nie było innych
ludzi, poza rodzicami Kaina? Chyba, że poza Rajem Bóg wykonał większą liczbę
egzemplarzy, być może prototypowych? A czyimi potomkami jesteśmy my? Albo owego
Kaina i nie wiedzieć kogo, albo trzeciego, późnego syna Adama i Ewy o imieniu
Set. Seta - i? Wydaje się, że w przypadku Kaina i Seta mamy do czynienia z
alternatywą: kazirodztwo lub sodomia.
Ten Set przypomniał mi się, kiedy BBC
nadała program o działalności organizacji SETI, zajmującej się od lat
poszukiwaniem dowodów na inteligencji pozaziemskiej. Nie chodzi mi jednak tym
razem o autoironiczną anegdotę, którą pracownicy SETI (Serch
for Extraterrestial Intelligence) tłumaczą swoje
dotychczasowe niepowodzenia: najlepszym dowodem na istnienie w Kosmosie istot
inteligentnych jest to, że się z nami nie kontaktują. W istnienie „obcych”
wątpią zwolennicy teorii doboru naturalnego, opartego na zasadzie ciągłych
przypadkowych mutacji, wynikających z błędów w powielaniu kodu genetycznego.
Jeśli błędy te przynosiły zmiany pomagające żyć – utrwalały się i pogłębiały.
Jeśli nie – znikały razem z ich nosicielami. Ale jeśli przekształcenie fizyki i
chemii w biologię było teoretycznie dość łatwe - to oczekiwanie, że miliard
miliardów przypadkowych zmian doprowadzi do wyewoluowania prostej komórki w
inteligentnego człowieka jest poza granicą nawet teoretycznych możliwości.
Jednak liczba gwiazd jest we wszechświecie ogromna. Przy wielu miliardach z nich
są planety, na których możliwe byłoby powstanie życia, nawet przez przypadek. Na
milionach – może tysiącach z nich – przypadkowe mutacje genów mogły być dla
ewolucji pomyślne.
Czemu więc się wciąż nie znamy? Żeby wyprodukować choćby
teleskop Hubble’a czy radioteleskop zdolny wychwycić i zanalizować sygnały w
Kosmosu – trzeba było wielu milionów lat. Daleko nam jeszcze do stworzenia
rakiet międzygwiezdnych. Ale już jesteśmy na takim etapie rozwoju techniki, że w
kilka dni możemy całą naszą cywilizację zniszczyć. Rozwój ludzkości nieuchronnie
prowadzi na krawędź przepaści egzystencjalnej. I zapewne inteligentniejsi od nas
„obcy” granicę tę przekroczyli. Milczą, bo ich już nie ma.
A może gwiazdy to dziurki w niebie, przez które anioły zimą
sypią śnieg, a potem schodzą na ziemię i pilnują, żebyśmy nie robili głupstw? Na
przykład nie szukali obcych?