Tygodnik Podhalański nr 21, 23 maja 2019
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2019)
Maciej Pinkwart
Konsumowanie kiełbasy
Kampania wyborcza wydobywa na wierzch
ciekawe cechy charakteru wybierających i wybieranych. Na Podhalu ujawnił się
snobizm i wazeliniarstwo wobec władzy, które tutaj działa na zasadzie sprzężenia
zwrotnego: im bardziej władza umizga się do Podhalan, tym bardziej Podhalanie
kochają władzę. My
wam kiełbasę, wy nam głosy. Ale choć kiełbasa jest realna, to głosy są
wirtualne, by nie rzec - potencjalne… Snobizm polega na tym, że na plakatach,
anonsujących spotkania przedwyborcze, zapowiadano ministra Patryka Jakiego,
który jest wiceministrem, oraz premiera Jarosława Gowina, który jest
wicepremierem. To dość popularna chęć świecenia światłem odbitym od kogoś
ważnego, charakterystyczna dla osób, którym sekretariat wójta wydaje się
przedsionkiem Białego Domu. Te same motywacje kierują naszymi radnymi i
publicystami, kiedy o tzw. arystokratach piszą (na przykład na tablicach z
nazwami ulic) hr. Władysław Zamoyski,
albo lepiej: Władysław hr. Zamoyski.
Dotyczy to nie tylko Zakopanego, gdzie może nie wiedzą, że już u progu
niepodległości Polski, w Konstytucji z marca 1921 r. zapisano:
Rzeczpospolita Polska nie uznaje przywilejów rodowych ani stanowych, jak również
żadnych herbów, tytułów rodowych i innych, z wyjątkiem naukowych, urzędowych i
zawodowych.
Rzeczpospolita może nie uznaje, ale jej obywatele jak najbardziej, prawda, pani
baronowo?
Jeśli zatem ustaliliśmy już sobie zależności między
barem, baranem i baronem, możemy wrócić do gęstniejącej atmosfery
przedwyborczej, zgodnie z polityką historyczną spoglądając wstecz - by z naszych
dziejów czerpać podnietę do radosnego spoglądania w przód. Oto w 1911 r.
zakopiański wójt Józef Bachleda Curuś kandydował na posła do austriackiej Rady
Państwa, informując na plakatach, że do parlamentu się nadaje, Wiedeń zna
doskonale, bo służył trzy lata w austriackim wojsku i jest przedstawicielem
ludu, a nie panów, którzy się na niego rzucają
jak wilki na
barana. Głosy kupowano przy pomocy wódki i
kiełbasy, ale Curuś przegrał.
Rzecz miała precedens w jeszcze wcześniejszych wydarzeniach: w
1901 r. w wyborach do Sejmu Galicji kandydował na Podhalu dotychczasowy poseł dr
Jan Bednarski z Nowego Targu i, jako kontrkandydat, forsowany przez Władysława
Zamoyskiego dr Andrzej Chramiec.
„Przegląd Zakopiański” ujawniał szczegóły kampanii wyborczej zakopiańskiego
wójta: Już przy prawyborach w Zakopanem
lało się piwo i wódka dla zakopiańskich gazdów. Czyżby i tych nawet w taki tylko
sposób zjednać było można? Potem lało się jeszcze piwo dla wyborców z gmin
okolicznych, a potem płacono po kilkadziesiąt guldenów za głosy wyborców z gmin
dalszych i straszono wszędzie potęgą możnych protektorów niefortunnego
kandydata. Chłopi wódkę wypili, pieniądze wzięli, a gróźb się nie lękając,
oddali głosy swoje temu, kto ich sumienia nie kupował.
Wygrał dr Bednarski. Kupowanie sumienia za piwo, kiełbasę i
trzynastą emeryturę może się okazać inwestycją nietrafioną, a wydane na kredyt
publiczne pieniądze trzeba będzie spłacić. Niestety, ktokolwiek wygra, zapłacimy
my – wyborcy. Ceną jest tu nie tylko sumienie – także wizerunek własnej twarzy,
na którą w lustrze będziemy patrzeć również po wyborach.