Tygodnik Podhalański nr 17, 25 kwietnia 2019
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2019)
Maciej Pinkwart
Po pisankach
Świat oglądany z poświątecznej perspektywy wydaje się
jeszcze gorszy od tego, który był przed świętami. 15 kwietnia straciliśmy – my,
ludzie – jeden z najcenniejszych skarbów świata. Katedrę zapewne odbudują, ale
to potrwa. Ja jej już nie zobaczę inaczej, niż na własnych i cudzych zdjęciach,
ale to najmniejszy problem – ponad trzydzieści lat temu też znałem ją tylko z
wizerunków i opisów. Mimo tego czuję się uboższy i nie potrafię o tym spokojnie
myśleć.
Nauczycielski strajk wywołał we mnie uczucia co najmniej
mieszane. Nie wypowiadam się w kwestiach płacowych: choć pracowałem w szkole
przez przeszło ćwierć wieku, to jednak ta praca – zawsze za mało płatna – była
dla mnie tylko dodatkiem do innych prac, też zawsze za mało płatnych. Gdy
okazywało się, że po raz kolejny z trudem dociągam do pierwszego – brałem
kolejną robotę. Potem rozglądałem się za następną i tak w kółko, bo z biegiem
lat udoskonalałem swój główny talent ekonomiczny: potrafiłem w ciągu miesiąca
wydać dowolną sumę. Nie miałem wówczas możliwości dorobić sobie dzięki 500 plus
na dziecko czy na krowę, mimo że przez kilka miesięcy pracowałem w PGR. Na
świnię z dopłatą też się nie skuszę, mam ich w zasięgu wzroku wystarczająco dużo
i to one otrzymują bonusy…
W
dyskusji, którą rozpętano wokół strajku nauczycielskiego (z przesadą nazywanego
szkolnym) głównym argumentem przeciw
były głosy rodziców, utyskujących na to, że nie mają z kim zostawić dzieci w
domu. Jakoś nie dotarły do mnie narzekania, że oto dzieci są w ten sposób
pozbawiane kontaktu ze źródłem wiedzy, jakim jest szkoła i z fachowymi
działaniami wychowawczymi. Szkoła była i jest, niestety, traktowana głównie jak
szatnia, do której oddaje się na kilka godzin dziennie swoje potomstwo po to, by
móc spokojnie pracować, uprawiać politykę czy seks lub oddawać się innym
rozrywkom.
Wylewane na nauczycieli pomyje,
solidarnie – a jakże! – przez rząd i jego akolitów, dyspozycyjnych (tzw.
niepokornych) dziennikarzy, znaczną część rodziców i pisowski związek zawodowy
odniosły skutek: przeciw strajkowi jest połowa społeczeństwa, a nauczyciele
nadal będą cieszyć się prestiżem stosownym do wysokości ich zarobków. Wolałbym,
żeby na czas egzaminów i rad kwalifikacyjnych do matur strajk przybrał inne
formy, bardziej wizualne niż absencyjne i szkoda, że ZNP na to nie poszedł. Ale
w sumie to nie ma żadnego znaczenia: do komisji egzaminacyjnych powołano
katechetów, strażaków, kuratorów, muzyków, a matury mogą się nie odbyć – dla
PiS-u nie ma to żadnego znaczenia.
Nie matura, lecz
chęć szczera… Zresztą we władzach są teraz
prawie sami profesorowie, doktorzy oraz magister Zalewska z domu Gąsior i co z
tego? Używają tych swoich matur? Nauczyciele podwyżek nie dostaną, bo to nie
jest opłacalna inwestycja: i tak większość z nich PiS-u w wyborach nie poprze. A
przecież to oni zrealizowali najlepiej hasło Jarosława Kaczyńskiego:
ręce precz od
naszych dzieci…
Za chwilę majówka, eurowybory, Dzień Dziecka, Boże Ciało i
wakacje. Może wszystkim uczniom postawić szóstki, zawiesić strajk i na dużą
przerwę ponownie zadzwonić 1 września, już przed wyborami parlamentarnymi? Urny
często stają w szkołach…
Ale może jednak kupić krowę?