Tygodnik Podhalański nr 14, 4 kwietnia 2019
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2019)
Maciej Pinkwart
Po pierwszym
Od kilku lat w zasadzie nie zauważamy
pierwszego kwietnia jako dnia, w którym można, a nawet trzeba bujać, kłamać,
nabierać i oszukiwać. Jest w tym coś podobnego do reakcji na nagość: oglądana
kameralnie cieszy, na plaży nudystów – zgodnie z nazwą – trochę nudzi, a już na
pewno nie przyciąga uwagi. Gdy codziennie kłamią najważniejsze osoby w Państwie,
prima
aprilis mamy przez cały rok. Humor zależy w
pewien sposób od orientacji politycznej: im bardziej na prawo tym poczucia
humoru mniej. Lewica żartuje chętnie - Robert Biedroń mówi, że zostanie
premierem i wyrzuci religię ze szkół, Leszek Miller wybiera się zostać posłem do
Europarlamentu, Grzegorz Schetyna zapowiada, że odbierze władzę PiS-owi i
winnych łamania prawa postawi przed trybunałem stanu, a Paweł Kukiz twierdzi, że
jest przeciw, a nawet za. Kiedy Jarosław Kaczyński występuje przeciw deklaracji
na temat LGBT, to najpierw nas to dziwi, ale po chwili wybuchamy śmiechem,
dostrzegając dowcip. Kiedy mówi
wara od naszych dzieci,
to nas bawi, bo przypominamy sobie jego kota, ale potem rozumiemy głębiej ten
dowcip, bo uświadamiamy sobie, że wszystkie osoby, które w polityce błądzą jak
pijane dziecko we mgle, są dziećmi Jarosława Kaczyńskiego. Zaś lewicowy Marek
Borowski objaśnia nam to jeszcze inaczej sugerując, że on na pewno mówił to do
księży.
Brak poczucia humoru łączy się z
brakiem poczucia dystansu wobec własnej osoby, a ten z kolei wynika z
kompleksów: jeśli mamy wszystko z wyjątkiem urody, wzrostu i poczucia
bezpieczeństwa, to łatwo nas zranić byle czym. Kiedy Jarosław Kaczyński
skierował do sądu pozwy przeciwko dziennikarzom opisującym jego spotkania i
negocjacje w sprawie budowy wieżowców im. Bliźniaków – nieco się dziwiliśmy, bo
oni po prostu wykonywali swój obowiązek informowania opinii publicznej o
działalności publicznej osoby publicznej. Ale dopiero po chwili zrozumieliśmy
dowcip: kiedy pan prezes stwierdza wobec sądu, że naruszono jego dobra osobiste,
to po pierwsze dowcipnie nam przypomina obowiązującą w państwie PiS zasadę
państwo to
ja, mając naturalnie na myśli siebie, swoją
sekretarkę panią Basię, jej męża, swojego kierowcę i kilkudziesięciu swoich
ochroniarzy. Niektórzy ludzie, nie mający poczucia humoru, pewno się dziwią,
dlaczego pan prezes skarży o zniesławienie dziennikarzy, którzy opisują to, co
on sam mówił w rozmowie z Geraldem Birgfellnerem, a nie skarży Birgfellnera za
nielegalne nagrywanie rozmów i udostępnianie ich treści. Ale wiemy przecież, że
pan Gerald to mąż córki kuzyna pana Jarosława, czyli powinowaty, czyli rodzina,
a rodzina jest dla prezesa PiS-u najważniejsza, o czym świadczy hasło
wara od naszych
dzieci, naszych kuzynów, ich zięciów i męża
pani Basi.
Codziennym dowcipem jest to, że uważana za antypisowską
stacja TVN do komentowania działania PiS zaprasza dawnych działaczy lub doradców
PiS, zaś prorządowa TVP do komentowania działania opozycji używa działaczy PiS i
Magdaleny Ogórek. A w radiu marszałek Senatu mówi, że Beata Szydło jest świetnym
politykiem.
Dlatego
prima aprilis,
nazywany na zachodzie
Dniem Głupków, u nas
przeszedł niemal niezauważony przez nikogo poza tymi, którzy pierwszego dostają
pensję lub emeryturę.