Tygodnik Podhalański nr 10, 7 marca 2019
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2019)
Maciej Pinkwart
Doktorat z Kaczyńskiego
Kiedyś pisałem plagiatując Woltera, że gdyby Jarosław
Kaczyński nie istniał, należałoby go wymyślić. Bo tylko on tak bardzo wszystkich
inspiruje – felietonistów, polityków i satyryków. Dziś dodałbym do tego
historyków i filozofów.
Publicyści wielu mediów zarabiają krytykując go i wytykając
błędy czy niedorzeczności jego działania, pointując szczególnie kwestie
społeczne, gospodarcze i medyczne. Apologeci żyją z chwalenia prezesa, jego
geniuszu politycznego, strategicznego, a ostatnio nawet deweloperskiego,
dodatkowo zajmując się wyjątkowo trudną dziennikarską egzegezą perystaltyki jego
koncepcji ideowo-moralnych. Towarzysze partyjni, żyjący publicznie dzięki
łaskawości Jarosława Kaczyńskiego i z tego powodu darzący go manifestacyjnym
uwielbieniem, jakim w Polsce nie cieszył się nikt (zapewne nawet Piłsudskiemu
politycy nie czyścili marynarki z łupieżu na oczach całego Sejmu) – rzadko kiedy
wypowiadają coś bezpośrednio od siebie, ograniczając się do recytowania, a
niekiedy interpretowania wysyłanych przez sekretariat prezesa esemesowych
komentarzy nazywanych „przekazami dnia”. Politycy opozycji też żyją z prezesa –
wystarczy, że deklarują publicznie, iż się z nim nie zgadzają.
Jest to postać nie tylko kultowa (do kultów jednostki
Polacy, niby tak zdystansowani do każdej władzy, jakoś się od stuleci
przyzwyczaili), ale także niewątpliwie historyczna. Nie chodzi tu bynajmniej o
historyczne dokonania Kaczyńskiego i jego partii: takich nie ma, a gdy to, co
pozostanie po ich rządach ktoś odcedzi z propagandowej tromtadracji, będzie tego
zadziwiająco mało. Chodzi mi o absolutnie wyjątkową, a więc i historyczną rolę,
jaką prezes PiS już odegrał w Polsce – a jestem pewien, że nie powiedział
ostatniego słowa ani on, ani jego akolici. Nie chodzi o to, że jest postacią
pomnikową czy demoniczną, demiurgiem, czy dyktatorem – nie jest. I nigdy nie
będzie ani wcielonym dobrem, ani uosobieniem zła. Historyczność filozoficzna, a
jeszcze bardziej socjologiczna Kaczyńskiego polega na tym, że rządzi, że jest
mniej czy bardziej szczerze kochany czy nienawidzony mimo tego, że: stanowi
modelowy przykład człowieka, który do rządzenia nie ma najmniejszych
kwalifikacji – a wśród swoich towarzyszy nie ma żadnej konkurencji; który
postępuje wyłącznie nieudolnie – a skutecznie wpływa na polską politykę od
kilkunastu lat; który sam z siebie jest zaprzeczeniem wszystkich idei, które
głosi on i jego partia. Bezdzietny stary kawaler – pełen frazesów na temat
rodziny; skromny tak, że aż niechlujny – obracający miliardami złotych;
wzywający Polaków do odwagi w działaniu – nie poruszający się bez ochroniarzy
ani na krok; walczący o międzynarodową pozycję Polski – nie mający pojęcia o
świecie i jego sprawach; słynący z galanterii dla kobiet – niemal wyrywający im
ręce ze stawów przy rytualnym pocałunku w dłoń; obniżający ludziom wiek
emerytalny – ani myślący o odejściu na emeryturę… Listę takich antynomii można
by ciągnąć bez końca.
Ale dla 30 procent społeczeństwa jego wady postrzegane są
jako zalety. Jako socjo-politycznie kuriozum już przeszedł do historii. Teraz
pora, by jak o trzonopłetwej latimerii zaczęto o nim pisać doktoraty.