Tygodnik Podhalański nr 9, 28 lutego 2019
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2019)
Maciej Pinkwart
Studio nagrań "Polska"
Ze wszystkich mediów, w których
pracowałem, najbardziej podobało mi się radio. Może dlatego, że jednym z
pierwszych urządzeń technicznych, jakie udało mi się samodzielnie zbudować w
jeszcze szkole podstawowej był odbiornik na kryształki, na którym trochę było
słychać audycje na długich falach. Po latach trafiłem na praktykę do redakcji
wiadomości I programu Polskiego Radia. Nosiłem depesze agencji zagranicznych z
teleksu do dziennikarzy, a potem pisane przez nich teksty do cenzorów i
spikerów, patrzyłem z nabożnym podziwem, jak montażystki specjalnymi maszynkami
wycinają z nagranych taśm wszystkie słowa, usunięte przez redakcję lub cenzurę,
potem taśmę magnetofonową łączą sklejkami, by z jąkania i stękania zrobić
wypowiedź składną i potoczystą. Chciałem samemu biegać po mieście z magnetofonem,
ale biegałem z radiostacją, biorąc udział w pierwszej edycji nadawanego na żywo
Lata z
radiem. Marzyła mi się praca w snobistycznej
Dwójce albo luzackiej Trójce, co przyszło wiele lat później. Potem były
wspaniałe dla mnie lata 90-te, kiedy pracowałem dla wszystkich programów
Polskiego Radia, dla zakopiańskiego Radia „Alex”, Radia Kraków, Radia „Zet”,
radia „Kolor”, nawet dla Radia Szwedzkiego. Fascynujące możliwości otworzyły się
dla radiowców w momencie, kiedy ciężki i nieporęczny magnetofon został
zastąpiony przez cyfrowy dyktafon, a montaż rozstał się z żyletkami i taśmami
klejącymi, przechodząc na edycję komputerową. Praca radiowca stała się łatwa,
łatwiejsza, za łatwa. Technika ułatwiła wszystko – z wyjątkiem prawidłowego
posługiwania się trudnym językiem polskim i wykorzystywania sprzętu
nagrywającego do celów godziwych.
Podsłuchy, pluskwy i inne detektory
ludzkiej aktywności znaliśmy świetnie z filmów szpiegowskich i opowiadań o pracy
wywiadów. Zwykłych obywateli obowiązywało prawo, zakazujące nagrywania
wypowiedzi innych osób bez ich zgody. Ale prawo to poszło w kąt, gdy okazało
się, że nagrane taśmy mogą być wykorzystywane przeciwko oponentom politycznym. W
dodatku prawdziwe lub wymyślone zagrożenie terrorystyczne pogodziło nas z myślą,
że wszystko co robimy może być monitorowane, nagrywane i wykorzystane jako dowód
przeciwko nam. Początkowo potajemne nagrywanie polityków było domeną Adama
Michnika, agenta Tomka, ministra sprawiedliwości nagrywającego swoich kolegów z
rządu, czy kelnerów, mających pensje równie niskie jak moralność. I tak powoli
przywykliśmy, że wszyscy nagrywają wszystkich, a umówione media robią na tym
wzrost nakładów. Nagrywacze stają się gwiazdami mediów, kelnerzy mogą zrobić
karierę w rządowych agencjach, a zięć kuzyna prezesa może obalić nie tylko
dwie wirtualne wieże, ale i zmienić wizerunek Wielkiego Stratega. Oczywiście, to
się nie uda. Dla opinii publicznej ewentualne oszukanie Geralda Birgfellnera:
Austriaka, czyli Niemca, czyli Żyda – to może nawet czyn patriotyczny i
zięciu,
który prawdopodobnie stanie przed sądem za nielegalne nagrywanie, nie zagrozi
władzy PiS. Tę może obalić tylko minister Ziobro, jeśli ujawni to, co on nagrał
na swoim ulubionym dyktafonie (który kiedyś nazywał „gwoździem do trumny”)
podczas tajnych rozmów z prezesem Kaczyńskim.