Tygodnik Podhalański nr 8, 21 lutego 2019

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2019)

Maciej Pinkwart

Dojutrkowość

 

Tylko zupełne oseski polityczne i prowincjuszy mogło zaskoczyć powstanie partii „Wiosna” i to, że zdeklarowany homoseksualista myśli o ubieganiu się w katolickiej Polsce o fotel premiera. Nadejście „Wiosny” zapowiadały dziennikarskie newsy od co najmniej roku, a – z całym szacunkiem i sympatią dla Roberta Biedronia – nie takich gejów mieliśmy i mamy w polskiej i światowej polityce, o kulturze już nie mówiąc. Dla mnie sztandarową postacią w tej, by tak rzec, kategorii jest Bertrand Delanoë, który przez 14 lat był merem Paryża– gej, socjalista, urodzony w Tunezji. Z Paryża do Polski – prawie 430 lat wcześniej – przybył pierwszy polski król elekcyjny Henryk Walezy, o którego orientacji seksualnej trudno wyrokować – zdaje się, że płeć partnerów nie miała dla niego większego znaczenia. O zainteresowaniach starożytnych cesarzy rzymskich czy współczesnych mężów stanu w Europie, nawet tej środkowo-wschodniej nie wspominajmy, o kompozytorach, aktorach czy sportowcach również – bo nie ma to znaczenia dla oceny ich dorobku. W partii „Wiosna” oryginalny jest nie gust jej przywódcy ani nie jego wybujałe ego, ale to, że jest ona pierwszym ugrupowaniem, które pojawiło się na scenie przedwyborczej przedstawiając sprecyzowany program działania: niepełny, może nierealny, może zbyt hasłowo ujęty – ale jednoznaczny. PiS, jeśli mówi w ogóle o swoim programie, akcentuje potrzebę kontynuowania tego, co robił dotąd. Platforma – deklaruje, że nie będzie robić tego co robi PiS. Inne partie albo chcą przelicytować PiS, albo Platformę.

Jedno łączy program Biedronia z programami Kaczyńskiego, Schetyny czy Kosiniaka-Kamysza: perspektywa czasu, którą obejmują, jest krótka: dziś, jutro, następna kadencja. W dodatku programy te starannie omijają wszystkie najważniejsze problemy, z jakimi ludzkość – także Polska – będzie się musiała zmierzyć. Wiadomo, że wśród elektoratu każdej partii największy odsetek stanowią – nie cierpię tego wyrażenia – „zwykli zjadacze chleba”. Tych nie przyciągną pozytywne idee, tylko pieniądze oraz idee negatywne: 500, a może 1000 + i nienawiść do obcych.

Ale ważne problemy i tak nas dogonią i będziemy musieli się z nimi zmierzyć. Integracja ludzkości czy powrót do XIX-wiecznego rozbicia na nienawidzące się państewka etniczne? Węgiel i ropa, zanim nas zatrują, to się skończą. A więc: atom czy wiatr i słońce? Ingerencje w genom nie tylko roślin i zwierząt, ale i człowieka? Eliminacja chorób, ale i niebezpieczne dla gatunku przedłużenie życia? Zdrowa żywność, smaczna żywność czy chlorofil? Eksploracja Kosmosu i związane z tym niebezpieczeństwo ujawnienia się wobec Innych, czy likwidacja źródeł informacji o naszej egzystencji? I najważniejsze z ważnych – jak daleko możemy się posunąć w pomocy dla rozwijającej się sztucznej inteligencji? Oczywiście mówienie o tym w kraju, gdzie jakakolwiek inteligencja jest towarem deficytowym wydaje się skrajną utopią. Ale rozejrzyjmy się wkoło: ona już jest. W samochodach, w telefonach, w komputerach, w sklepach, fabrykach i szpitalach. Kiedy lekarzy, aptekarzy, prawników i bankowców zastąpią roboty, co stanie się z klauzulami sumienia? I kogo będzie się telefonicznie wzywać na Nowogrodzką?

 

Poprzedni felieton