Tygodnik Podhalański nr 4, 24 stycznia 2019
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2019)
Maciej Pinkwart
Puszka Pandory
Dwa lata temu nie było nadzwyczajnej sytuacji, na żadną tragedię się nie
zanosiło. A przyczyna podjęcia tej tematyki była zupełnie lokalna: w gazecie,
którą czytam, a nawet do niej czasem pisuję, zaczęły się pojawiać teksty,
reprezentujące ten typ publicystyki, która przez deprecjonowanie opisywanych
osób miała zapewne podnosić ego autora. A ponieważ uważałem i uważam go za osobę
ciekawą i utalentowaną – postanowiłem na to zareagować. Traktowałem jednak swoje
dywagacje za czystą teorię - ot, takie siedzenie na kanapie i zrzędzenie pisarza
ze starej szkoły. Pisałem tak:
Każda władza ma swoich hunwejbinów, którzy
bezinteresownie wyrażają dla niej swoje poparcie nie poprzez realizację jej
programu, ale przez atakowanie jej przeciwników. Najpierw dezawuuje się ich
nazwiska, zastępując je imionami: nie Petru, tylko Rysiek, nie Schetyna, tylko
Grzesiek, nie Tusk, tylko Donek… Potem przydaje się im obraźliwe epitety: „kodziarze”,
co wprost nawiązuje do niepochlebnego określenia „kociarze”, „Peło”, co
identyfikuje PO jako wsiockich ważniaków, komuniści i złodzieje, ubeki,
staruszki z Komunistycznej Ofensywy Dywersantów… Potem następuje proces
dehumanizacji przeciwników: to nie tacy sami ludzie jak my, więc nie myślą tak
jak my, czyli nie mają słuszności. Dlaczego? Bo to ludzie gorszego sortu (w
innych czasach używało się sformułowania
untermensch), zbrodniarze lub genetyczni bandyci,
element animalny, zdradzieckie mordy, osoby specjalnej troski, szpiedzy, Żydzi,
terroryści, agenci Moskwy czy Brukseli, wnukowie dziadków z Wermachtu, ukryta
opcja niemiecka… Nikt, kto nie popiera obecnej władzy nie jest traktowany jako
równouprawniona osoba o odmiennych poglądach, bo jest wrogiem, zaprzańcem,
którego prawa do funkcjonowania w społeczeństwie powinny zostać mocno
ograniczone. U naszych wschodnich sąsiadów opozycjoniści trafiali do
„psychuszek”, bo nie może być normalny ktoś, kto nie popiera takiego programu,
który jest jedynie słuszny…
Takiego odczłowieczonego przeciwnika już nie żal potraktować z buta, w przenośni
czy dosłownie, bo to przecież jest tylko osoba „człowiekopodobna”, to nie Polak,
tylko osoba „polskojęzyczna”, to nie patriota, tylko zdrajca Ojczyzny. Na
początku tej drogi jest obrzucanie przeciwników władzy słownymi, wirtualnymi lub
realnymi ekskrementami, potem można ich nakryć czapkami przy niewielkim wsparciu
kijów bejsbolowych, na końcu drogi są krematoria w Auschwitz…
Dziś, po gdańskiej tragedii, teoria się upraktyczniła. Prawie nikt nie
podejrzewa, że ktoś Stefana W. wyszukał, poszczuł, poinstruował i wsadził mu do
ręki nóż. Nikt nie powie, że w Marszach Niepodległości maszerują zorganizowane
bojówki partii, gotowe zabijać jej przeciwników. Ale ktoś świadomie otworzył
puszkę Pandory. Jej zawartość najmocniej działa na umysły osób chorych,
skrzywdzonych, bojących się świata, zamkniętych w enklawach plemiennej
frustracji. Takie osoby podziwiają chamstwa polityków, każdy hejt z smakują
lubością i nasiąkają nienawiścią, którą uważają za usprawiedliwioną. A nienawiść
jest jak tsunami: niszczy wszystkich i wszystko. I jest chorobą zakaźną. Miłość,
niestety, nie.