Tygodnik Podhalański nr 2, 11 stycznia 2018

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2018)

Maciej Pinkwart

Majteczki misyjne

 

Zakopiańska Równia Krupowa (występująca często pod niby-regionalnym pseudonimem „Rówień”) jest ogólnopolskim zabytkiem i dlatego rządowa telewizja w ramach swej działalności misyjnej realizowanej z naszych podatków, za zgodą i ochotą miejscowych władz dokonały jej sylwestrowej dewastacji, niszcząc przy okazji okolicę i do reszty unicestwiając opinię Zakopanego, jako miasta kultury. Ocenianie poziomu występów nie ma sensu, bo poziom nie występował, raczej pion, a najlepszą recenzję zaprezentowała Maryla Rodowicz, śpiewając pieśń Głęboka studzienka.

Imprezę w Zakopanem nazywano w reklamach góralskim Sylwestrem, góralszczyzna była wciąż eksponowana, a ze sceny wciąż rozlegały się apostrofy do górali, przy czym – jak się wydaje – za górali uważano wszystkich, którzy zgromadzili się przed sceną. Było ich, jak stwierdzili prowadzący, ponad 100 tysięcy. Związek Podhalan powinien od wszystkich tych górali ściągnąć składki członkowskie, chyba że publiczność sylwestrową uzna się za górali honoris causa. Pewna pani biegała po scenie wrzeszcząc do publiczności, by górale pokazali swoje, no, cechy męskie. Nie napiszę, jak wołała, bo ja jestem z tych czasów, kiedy chamstwo było chamstwem, a nie specyfiką kultury masowej. Żaden góral niczego takiego publicznie nie pokazał, jedynie burmistrz Leszek Dorula zademonstrował elegancki garnitur, składając noworoczne życzenia. Ze szczegółów garderoby największe wzięcie miały majteczki w kropeczki, o których pieśń niosła się od krzyża na Gubałówce po krzyż na Giewoncie, wszędzie budząc zrozumiały entuzjazm, a u niektórych nostalgiczne wspomnienie młodości i dawnych inicjacji kulturowych, kiedy to na magnetofonach kasetowych można było wsłuchiwać się w zachęty do demonstrowania bielizny, a następnie korzystania w różnych celach z mydełka Fa. Pieśń o mydełku kojarzy mi się z filmem Ostatnie tango w Paryżu.

Tanga nie było, co najwyżej można było obejrzeć tangi, czyli odmianę stringów, ukazywanych przez artystki, co mi się po wyłączeniu dźwięku podobało, choć żadne z tych szczegółów garderoby nie były w kropeczki. Wiem, że moje krytykanctwo może spotkać się ze słusznym oburzeniem tzw. suwerena (kiedyś po moim krytycznym tekście o rozrywce na Równi Krupowej, jakiś suweren mi napisał: jak się Pinkwartowi nie podoba, to niech idzie do Teatru Witkacego!), bo przecież mogłem przełączyć kanał. No, mogłem, ale większego kanału bym nie znalazł, a poza tym masochizm jest naszą cechą narodową. Zresztą zamykanie oczu na rzeczywistość nie jest najlepszym sposobem na jej zmianę.

Ostrą konfrontację z rzeczywistością mieli zarówno ci, którzy wracali z zakopiańskiego Sylwestra Marzeń, jak i ci, którzy nie uczestnicząc w nim, chcieli po Nowym Roku normalnie poruszać się po terenie Podhala. Wcale mi ich nie żal. Trzeba się przyzwyczajać do tego, że rozwijając się w obecnym kierunku, wrócimy do furmanek i piechotki. Cywilizacyjnie najwyraźniej znaleźliśmy się na urządzeniu, które w fizyce nazywa się rówień pochyła.

 

Poprzedni felieton