Tygodnik Podhalański nr 1, 4 stycznia 2018
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2018)
Maciej Pinkwart
Z nadzieją
Abyście się
wzajemnie miłowali… To najważniejsze z
przykazań Pańskich wydaje się być teraz niemożliwe do realizacji: do miłości
potrzeba przynajmniej minimalnego poczucia wspólnoty i wzajemnej akceptacji, a o
to teraz trudno. Mam życzenie nieco mniej wygórowane: abyśmy się wzajemnie
szanowali. Porównywanie życia społecznego do meczów piłkarskich jest dość
ryzykowne, zwłaszcza że owe mecze kojarzą się nam najczęściej z zadymami i
patriotyzmem kibolskim. Ale nie patrzmy na trybuny, patrzmy na boisko: dwie
przeciwne drużyny walczą o punkty, o puchar, o wielkie pieniądze, nieraz nie
fair, niekiedy faulują, starając się za wszelką cenę pokonać przeciwnika.
Przeciwnika – a nie wroga. Na boisku – ostra walka, przed meczem – uściski
dłoni, wymiana proporczyków, obejmowanie się. Do dobrego tonu należą wypowiedzi
trenerów, którzy przed meczem mówią o doskonałej formie przeciwnika i respekcie,
jaki do niego żywią. I nie jest to tylko ubezpieczanie się na wypadek
przegranej, bo po meczu coach
zwycięskiej drużyny zawsze powie, jak dobrze grali przeciwnicy, i jak się cieszy
w wygranej z tak dobrą drużyną. A publiczność najbardziej oklaskuje zawodnika
pomagającemu wstać przeciwnikowi, który odniósł kontuzję – a którego, w ferworze
walki przed chwilą sam podciął. Po meczu zawodnicy, choć niewątpliwie przegranym
jest zwyczajnie po ludzku przykro, czasem nawet wstyd, a wygrani już liczą
premie, które dostaną – poklepują się wzajemnie, wymieniają koszulki, trenerzy
przegrani gratulują wygranym…
Pewnie, zdarzają się i tacy, jak
obecny
coach Realu Madryt Francuz Zenédine
Zidane, który w dogrywce meczu w finale mistrzostw świata w 2008 r. potraktował
z byka
Marco Materazziego, co było efektem wcześniejszego starcia na boisku i
prowokacji ze strony Włocha. Zidana – najlepszego zawodnika turnieju – wyrzucono
z boiska z czerwoną kartką, ale obaj dostali kary finansowe i zostali odsunięci
od kilku meczów, a potem się wzajemnie przeprosili.
Elementem szacunku – niekiedy jego wariantem obocznym – jest
tolerancja. Nie mówię o akceptacji wielokulturowości, bo to temat tak często
poruszany i tak mało noworoczny, że lepiej o nim dziś nie mówić. Ale w naszych
codziennych kontaktach częściej musimy okazywać tolerancję nie dla innej
kultury, tylko dla braku jakiejkolwiek kultury. Jechałem niedawno w autobusie
obok dwóch młodych ludzi, z których jeden – uczeń technikum – nie potrafił
powiedzieć jednego zdania bez używania wulgaryzmów. Przy czym ewidentnie robił
to nieświadomie, bez chęci obrażania kogokolwiek – poza samym sobą. Pomyślałem
sobie o nim jak o osobie niesprawnej językowo, która z mnóstwa słownikowych
czasowników używała w zasadzie tylko jednego, z rozmaitymi przedrostkami, i
tylko dwóch – trzech rzeczowników – i w ten sposób opisywał swoją rzeczywistość.
Szanuję jego niepełnosprawność. Ale go nie lubię.
Szacunek więc. I co jeszcze ważniejsze, brak nienawiści. Bo,
powtarzam to aż do znudzenia: nienawiść jest chorobą zakaźną. Miłość, niestety,
nie.