Tygodnik Podhalański nr 40, 4 października 2018

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2018)

Maciej Pinkwart

Święte cielęta

 

Jedną z przyjemności wieku podeszłego jest świadomość tego, że popełniliśmy już prawie wszystkie błędy, jakie mogliśmy popełnić. Nie mniejszą frajdę daje wszakże myśl, że jest jeszcze parę błędów, które mogą się nam przydarzyć. Tym błędem, którego już nie uda mi się popełnić – jest posiadanie i wychowywanie małych dzieci.

Muzeum Narodowe w stolicy. Sala dokumentująca odkrycia jednego z moich wielkich profesorów – Kazimierza Michałowskiego. Rozczula mnie święta Anna - Mona Liza z Fajum, podziwiam czarną twarz biskupa Petrosa, siadam na ławeczce, by obejrzeć rekonstrukcję afrykańskiej bazyliki. Do sali wchodzi kilkanaścioro dzieci z opiekunką, która zaczyna z nimi zabawę w poznawanie muzeum. Ciszę i nastrój szlag trafił, dzieci wpychają się przede mnie by słuchać gadki o biskupie, którą mają generalnie w rymie, poddaję się i wychodzę – a razem ze mną kilkoro dorosłych, którzy zapłacili bilety po to, by zwiedzić muzeum, a nie załapać się do bezstresowego przedszkola.

Prom na Morzu Śródziemnym. Pogoda, brak wiatru, fale jak w łazience na Polanie Szaflarskiej. Tatuś - Anglik spaceruje z trzyletnią córeczką po pokładzie, uczy ją chodzić po schodach, prowadząc bezpiecznie za rączkę. Po chwili dołącza do nich pokrzykując ochoczo nieco starszy chłopiec z Grecji. Zabawę podejmuje niebawem blisko dziesiątka maluchów – z Niemiec, Japonii, Rosji, Polski, Włoch. Anglik z córką znikają na górnym pokładzie, bo takie spędzanie czasu jemu akurat nie odpowiada. Paru setkom innych osób też nie. Rozrywka małych terrorystów polega na tym, kto będzie głośniej krzyczał i tupał, przebiegając między dorosłymi pasażerami, którzy zapłacili spore pieniądze, by wygodnie i spokojnie przepłynąć między wyspami. Idylla zamienia się w koszmar, ale rodzice są szczęśliwi – dzieci nie płaczą, nie nudzą, tylko wrzeszczą. Próba zwrócenia uwagi nie skutkuje.

Lot przez pół Europy. Wśród blisko 180 pasażerów boeinga 737 jest kilkanaścioro dzieci w wieku od kilku miesięcy do 7 lat. Akcja terrorystyczna rozpoczyna się jeszcze przed startem. Polega na bezustannym wrzasku. Nie, nie chodzi o płacz, tylko o sposób komunikacji.  Czteroletnia dziewczynka wrzeszczy do siedzącej obok rówieśnicy, ta odpowiada jej w ten sam sposób, po chwili akcję „krzyk” podejmują pozostałe dzieci. W ciągu minuty jest około 40 wrzasków, zwykle powtarzających tę samą frazę. Lot trwa prawie trzy godziny. Mama sporadycznie uspokaja dziecko i niemrawo się przed nim broni, mówiąc: nie bij mnie, to boli. Dziewczynka kopie w fotele z przodu i z tyłu. Bilet dla dorosłego pasażera kosztuje kilkaset złotych. Nie reaguje nikt. W sumie nie ma się o co czepiać: nigdzie nie jest napisane, że podróż będzie przebiegać w spokoju. Mogłem płynąć kajakiem.

Tęsknię do czasów, gdy dzieciom pozwalano być dziećmi i do postrzyżyn czy pierwszego balu nie wprowadzano w świat dorosłych. Nie jestem pedofobem, ale nie zgadzam się na to, żeby dzieci miały więcej praw niż ja. Przede wszystkim powinny mieć prawo do rozsądnych rodziców, o co dziś trudniej niż o dzieci, co potwierdzi nawet Jarosław Kaczyński.

 

Poprzedni felieton