Tygodnik Podhalański nr 29, 19 lipca 2018
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2018)
Maciej Pinkwart
Wróg dobrego
W neofickiej gorliwości
patriotycznego kibica napisałem tydzień temu, że polska drużyna narodowa
odniosła spektakularne zwycięstwo, będąc jedynym zespołem, który reprezentował
czysto europejską
white power. Nie
zauważyłem wówczas, że w jeszcze większym stopniu ową cechę reprezentuje
reprezentacja Chorwacji, która pokazała nam wszystkim, na czym polega gra w
piłkę nożną. Nie wszyscy tam są urodzonymi Chorwatami, ale właśnie oni
przypomnieli światu, że futbol jest dyscypliną zespołową, a końcowy wynik nie
jest wypadkową działań mniej czy bardziej wybitnych indywidualności. Tyle
kajania się za nadgorliwość.
Mówiono kiedyś, że nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, ale
to maksyma już przebrzmiała: rewizjoniści polskiej historii na ogół teraz
uważają, że od faszyzmu gorszy był komunizm, a nawet liberalizm: przecież można
było się z Niemcami dogadać i pogonić Ruskich, a nie nadstawiać ciała jednym,
drugim i trzecim, w Brukseli. To jednak kompletna iluzja, oparta na
nieznajomości historii i polityki. Ale u nas kompetencja nie jest potrzebna, a
przy zajmowania ważnych stanowisk jedynie przeszkadza. Widzieliśmy to w czasach
PRL - jednego dnia sprawdzony towarzysz był kierownikiem wydziału rolnego KC
PZPR, następnego - ministrem kultury, potem – ministrem oświaty, przy następnym
obrocie koła historii wracał do kultury, powołując się na swoje przebogate
doświadczenie, a kończył karierę zesłany „w ambasadory”. Ani rolnictwo, ani
kultura, ani oświata, ani dyplomacja specjalnie na tym nie cierpiały, gdyż już
nie bardzo było co psuć, a decyzje i tak nie zapadały w gabinetach ministrów,
ale przy biurku pierwszego sekretarza KC. Dziś zmienił się tylko adres biurka i
nomenklatura decydenta.
Każda taka zmiana zawsze była ogłaszana jako zmiana na
lepsze – co było i jest o tyle zaskakujące, bo władza niemal nigdy nie przyznaje
się, że postępuje źle i doprowadziła kraj – resort – gospodarkę na skraj
przepaści, więc by się ratować (nie, nie chodzi o ratowanie kraju – resortu –
gospodarki, tylko zawsze o ratowanie władzy) trzeba zmienić personalia. Zawsze
słyszymy że jest dobrze, a nawet wspaniale, a po zmianach będzie jeszcze lepiej.
Chyba, że mamy do czynienia ze zmianą władzy – wówczas wszystko to co było
przedtem, było złe, a teraz będziemy mieli prawdziwy raj.
Lepsze jest wrogiem dobrego: to porzekadło znane i
oszukańcze. Bo można je rozumieć albo jako imperatyw niezadowalania się już
osiągniętym stanem i stałym dążeniem do czegoś lepszego, albo jako smutną
konstatację, że gdy do poprawiania czegoś dobrego wezmą się popaprańcy, to
wszystko co było dobre – zepsują (żeby nie użyć popularniejszego słowa). Dlatego
gdy słyszę o jakichkolwiek zmianach na lepsze – zawsze się obawiam, o co obecnie
chodzi. Zwłaszcza teraz, kiedy od blisko trzech lat mamy do czynienia z dobrymi
zmianami i ciągłym poprawianiem – potrzebnych ustaw na potrzebniejsze,
wspaniałych premierów na wspanialszych, dobrych obyczajów na lepsze… Tylko jedno
się nie zmienia: dobre stale ma wroga. I wrogość okazywana wobec dobra
determinuje dziś nasze sprawy publiczne.