Tygodnik Podhalański nr 51-52, 21 grudnia 2017

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2017)

Maciej Pinkwart

Przed stajenką

 

Podzielili się opłatkiem? Pojedli? Pożyczyli sobie zdrowia i szczęścia? Rozpakowali prezenty? To nie włączaj teraz telewizora, choćby miał przemawiać jakiś ważniak, albo Kevin miał być sam w domu. Popatrz na mnie. Na niego. Na nią. Wyciągnij do nas rękę. Ale nie tę z kijem, z łańcuchem, z łopatą, z siekierą, z patykiem do wykłucia oczu. Ciepłą, ludzką rękę. Jak z czymś do jedzenia to fajnie, ale jak tylko ze zwykłą chęcią przytulenia czy pogłaskania, to też cię z wdzięcznością i miłością poliżemy. A teraz popatrz z nami w tę noc.

Nad stajenką dalej świeci gwiazda, ale pasterze uwielbili, pośpiewali „hosanna” i poszli sobie. Trzej Królowe mają jeszcze prawie dwa tygodnie na podróż. Dzieciątko, zmęczone płaczem, usnęło. Drzemie i Józef, Maryja przy żłóbku przymknęła zmęczone oczy. Tylko zwierzęta w ciszy pogryzają to, co w stajence zostało do jedzenia. To baran, osioł i wół. Dlaczego baran, którego parę razy ostrzygą na skina, a potem zarżną, obłupią ze skóry, żeby się nią przykryć, a to co pod skórą – upieką i zjedzą? Dlaczego nie jeleń, z którym tak lubią się fotografować, kiedy martwy leży pokotem z innymi zwierzętami, ze zgasłymi oczami i wywalonym z pyska językiem? Dlaczego osioł, na którego chudy grzbiet za chwilę wsadzą wielkie paki, dwakroć cięższe od niego samego, a jak nie da rady, to przerobią go na salami? Dlaczego nie koń, którego zaprzęgną do fasiąga z dziesięcioma ludźmi, a jak osłabnie, to go zatłuką kijami? Dlaczego wół, którego wykastrowali po to, żeby był łagodniejszy, silniejszy i obrósł w więcej mięsa do jedzenia? Dlaczego nie krowa, której najpierw będą zabierali mleko, potem ją zjedzą, a ze skóry zrobią dywanik? A to coś ze skrzydłami? Nie, to nie orzeł, nie kura, nawet nie kanarek, to tylko anioł-stróż, który nudzi się na służbie, bo nie ma czego pilnować i o czym donosić, przecież tu nikt nie zgrzeszy.

Nie, nie bój się, o północy nie powiemy ludzkim głosem o naszej biedzie. I tak nas do stajenki nie wpuszczą. Westchniemy tylko tu, na polu, do Maleństwa, żeby nas broniło przed tymi, którzy uważają, że nie mamy duszy. A oni mają? To nie nas wygonili z Raju za kradzież jabłek. To nie my wymyśliliśmy koło, kałasznikowa i Facebooka. To nie my zabijaliśmy się nawzajem o ziemię, złoto, władzę. To nie my zburzyliśmy Kartaginę, Konstantynopol, Warszawę, Hiroszimę i Aleppo. My nie mamy nic – tylko miłość do tych, którzy nas pokochają. Którzy nas nie wyrzucą z pędzącego samochodu, bośmy się znudzili, nie uwiążą łańcuchem do zimnej budy, nie zagłodzą, nie pociągną za samochodem, nie zatłuką łopatą, bośmy za wolno szli, nie powieszą i nie podpalą… Poprosimy Dzieciątko o miłość, o życzliwość, o ciepły kąt i resztki z pańskiego stołu, wreszcie o to, by nas nie utylizować, tylko żeby przy każdym miasteczku zrobić mały cmentarzyk, gdzie powrócimy do prochu, z którego powstaliśmy i gdzie ci, którzy nas kochają, będą mogli nas odwiedzać i po nas zapłakać.

Jeszcze żyję. Kocham cię. Nie włączaj telewizora, popatrz na mnie.

 

Poprzedni felieton