Tygodnik Podhalański nr 50, 14 grudnia 2017
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2017)
Maciej Pinkwart
Pocałunki Almanzorów
Abu Aamir Muhammad Ibn Abdullah Ibn
Abi Aamir
Al-Hajib Al-Mansur,
X-wieczny pogromca hiszpańskich chrześcijan nie był wcale obrońcą twierdzy w
mieście Grenada (bronił ją prawie 500 lat później emir Muhammad XII). Wieszcz,
któremu się wszystko pomyliło, przechrzcił go na Almanzora, uczniowie nazywali
go zwierzem
Alpuharym („broni się jeszcze
z wież Alpuhary
Almanzor z garstką rycerzy”), dziś pewno zostałby
ciapatym
i zamiast rycerzy wysłano by przeciwko niemu pluton egzekucyjny ONR-u, tym
bardziej, że lubił całować się z mężczyznami. A Prezes znalazłby w nim
potwierdzenie swej tezy o uchodźcach roznoszących zarazki, bo to przecież on
swym pocałunkiem śmierci zaraził chrześcijan dżumą. A Alpuhara (Las Alpujarras)
to nie żaden zamek, tylko górski region w Andaluzji.
Ale publiczne całowanie kobiet na ważnych stanowiskach jest
działaniem dość rutynowym i na razie nie jest traktowane jako przejaw
molestacji, więc gdy prezydent Francji Emmanuel Macron obejmował i obcałowywał
panią premier Beatę Szydło – niektórzy mówili, że żabojady wreszcie zrozumiały,
iż tylko pod dyktando Polski można zreformować Unię Europejską. I że to kolejny
polski sukces, po zwycięstwie Beaty Szydło lansującej Jacka Sariusza-Wolskiego
na prezydenta Europy. Inni, przeciwnie, sądzili, że Macron, przyzwyczajony do
publicznego całowania swej żony Brigitte, po prostu się zagalopował. Jeszcze
inni – że wywiad mu doniósł, iż to ostatnia okazja do spotkania z uroczą polską
premier, więc skorzystał.
Oczywiście niektórzy uważali, że co
za dużo to niezdrowo i że pani Szydło, zamiast dać Macronowi w pysk, ochoczo się
nadstawiała, co mogłoby być fałszywie zrozumiane jako zmiana stosunku polskiego
rządu do Unii, i że może nawet
unijna szmata powróci
jako tło dla konferencji prasowych pani premier. Tak czy inaczej, większość osób
była pewna, że po tym całowanku kariera pani Szydło się załamie. Ale nikt nie
sądził, że otworzy to drogę do najdziwaczniejszego wydarzenia w dziejach
światowego parlamentaryzmu, kiedy to tego samego popołudnia grupa trzymająca
władzę jak jeden mąż obroniła panią premier przed dymisją, wnioskowaną przez
opozycję w głosowanym 7 grudnia wotum nieufności, prezes wręczył jej bukiet
kwiatów niemal większy od niego samego i wyrywał jej rękę, składając na niej
gratulacyjny pocałunek – a kilka godzin później ci sami, co ją właśnie od
dymisji obronili, głosowali za odwołaniem pani premier i zastąpieniem jej
bynajmniej nie przez prezesa – jak mylnie przypuszczałem – tylko przez
wicepremiera. Świat przeciera oczy ze zdumienia, a niedawny molestant Emmanuel
Macron zapewne każe sprowadzić sobie do Pałacu Elizejskiego teatrzyk Grand
Guiniol, żeby przypomnieć sobie, jak się animuje kukiełki.
Konrad Wallenrod, który u Mickiewicza śpiewał Krzyżakom
balladę o całowaniu w celu przekazania zarazków dżumy, jest postacią dość
dwuznaczną, a jego rola jako podwójnego agenta nie ma wśród Polaków najlepszych
notowań. Tak czy inaczej – adwent trwa, więc czekamy na nadejście wielkiej
zmiany. I, oczywiście, na prezenty.