Tygodnik Podhalański nr 25, 22 czerwca 2017
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2017)
Maciej Pinkwart
Koszula
Po drodze z domu do księgarni mam sklep odzieżowy, gdzie
ciągle wstępuję, żeby kupić sobie drugą parę spodni, ale jeszcze mi się nigdy
nie udało tego zrobić, bo zawsze w sklepie ze spodniami kupuję koszule. Koszul
mam tyle, że kupując nową, staram się oddać dwie stare, ale pozostałe i tak w
szafie się gniotą i muszę je na okrągło prasować, czego nie umiem, nie lubię i
wciąż to robię. Egzystencjalne rozterki…
Koszula ostatnio kupiona ma krótki rękaw i różowo-białe
prążki. Kupiłem ją z sentymentu, bo taką samą kiedyś kupiła mi w Paryżu jedna z
moich teściowych. Polacy zawsze się cieszyli, kiedy dostawali coś z Paryża,
nawet jak był to król Henryk Walezy czy francuska choroba, bo mieliśmy do tego
miasta jakiś dziwny sentyment, zbudowany głównie na tym, że Francja miała to,
czego nam zawsze brakowało: wielkie terytorium o zróżnicowanym klimacie, kolonie
w egzotycznych stronach, Łuk Triumfalny, cesarza małego wzrostem, ale wielkiego
umysłem (u nas te cechy idą osobno), dobrze funkcjonujące gilotyny, rozdział
kościoła od państwa oraz Brigitte Bardot.
Biało-różowa koszula była kupiona w Galerie La Fayette, ale
mnie wówczas galeria kojarzyła mi się tylko z wystawami obrazów, zaś generał La
Fayette był dla mnie kumplem Tadeusza Kościuszki, miał na imię Maria Józef, a
jego pierworodny syn nazywał się Georges Washington i wcale nie był prezydentem
Stanów Zjednoczonych. Tadeusz Kościuszko to był jeden z dawniejszych bohaterów
narodowych, o którym dziś się milczy, bo nie poległ w obronie ojczyzny, walczył
o niepodległość i demokrację, a będąc w niewoli podpisał Rosjanom lojalkę.
A kiedy odpakowałem paryską koszulę
od La Fayette’a, zobaczyłem na kołnierzyku metkę z napisem
Made in Kambodja.
Świat był wtedy bardzo duży. Do
Kambodży nikt nie jeździł, tak zresztą jak do innych krajów z wyjątkiem
Bułgarii. W Phnom Penh rządził król Norodom Sihanouk, miotający się od
wietnamskiego komunizmu do amerykańskiego kapitalizmu. Potem królestwo
zlikwidowano, król uciekł do Chin, a niebawem władzę przejęli populistyczni
Czerwoni Khmerowie, który najpierw zaczęli rozdawać majątek narodowy, potem
chcąc zmobilizować wokół siebie społeczeństwo wywołali konflikt ze wszystkimi
sąsiadami, a gdy to się nie udało – rozpoczęli patriotyczne represje, w wyniku
których wybito 25 % ludności. Potem reżim Pol-Pota musiał się poddać, w
wewnętrzne sprawy Kambodży
wtrąciła się
ONZ, pod jej nadzorem przeprowadzono wolne wybory, reaktywowano w miarę
demokratyczne królestwo i dziś można tam pojechać z polskim biurem podróży za
pięć tysięcy na 9 dni. I wrócić.
Za czasów mojej ex-teściowej nawet do Paryża jeździli tylko
wybrańcy ówczesnych bogów, jak ona – szefowa jednego z pism modniarskich. Ja
mogłem o tym wtedy tylko pomarzyć. Potem nad Sekwaną byłem jak u siebie. Teraz
mój Paryż przestał być moim Paryżem, choć o Kambodży nadal nie marzę.
Moja nowa koszula ma na metce napis „Classic design”, co zapewne znaczy, że wykonano ją w Chinach. W Nowym Targu kosztowała niecałe 14 złotych.