Tygodnik Podhalański nr 13, 30 marca 2017

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2017)

Maciej Pinkwart

Tymczasowa dominacja kalarepy

 

Mało komu tak się „należała” Aleja Zasłużonych na warszawskich Powązkach, jak „Panu Wojtkowi” - jak powszechnie nazywano jednego z największych poetów współczesności, Wojciecha Młynarskiego. Po odejściu Jeremiego Przybory i Agnieszki Osieckiej to kolejna niepowetowana strata dla wszystkich, którzy w piosenkach poszukiwali nie tylko tła do teledysków, ale ważnych, poruszających treści. Młynarski był pilnym obserwatorem rzeczywistości, finezyjnym krytykiem chamstwa, głupoty, tromtadracji i niekompetencji władzy, także tej obecnej. I pewno dlatego zebrał tyle chamskiego hejtu, i za życia, i po śmierci. Najgłupsze określenie, jakie trolle prawicy wymyśliły, to „pieszczoch komunizmu”. Pewno i on, i my, którzy uważamy go za genialnego twórcę, mamy to gdzieś, zwłaszcza, że tym epitetem obdarza się każdego, kto choć trochę wyrósł ponad dno, po którym pełzają ci, którzy nie mają pojęcia, o czym pisał, bo albo żadnej z jego piosenek nie słyszeli, albo żadnej nie zrozumieli. Pan Wojtek był guru polskiej inteligencji i to już wystarczy za odpowiedź trollom. Dla nich jest tylko jeden ważny argument: zrobił karierę już za komuny. No, a wiadomo – w tamtych czasach byli tylko krwawi oprawcy i żołnierzy wyklęci. Wszyscy inni byli pachołkami reżimu.

Taki obraz PRL-u mają ci, którzy patriotyzmu uczyli się na stadionach. Wrogiem ich Polski był ktoś, kto w tamtych czasach się śmiał (chyba, że był to Jan Pietrzak), kto skończył studia (chyba, że Antoni Macierewicz), kto zrobił doktorat (chyba, że Jarosław Kaczyński), kto był pracownikiem naukowym reżimowej uczelni (chyba, że Lech Kaczyński), kto wtedy zrobił karierę aktorską (chyba, że Jerzy Zelnik), kto się ożenił i miał dziecko (chyba, że rodzice Andrzeja Dudy)… A spadkobiercami tego Gułagu, jakim była Polska przed 25 października 2015 r. są wszyscy ci, którym się nie podobają rządzący i krytykują to, że doszli do władzy i trwają przy niej posługując się metodami skutecznymi, choć nieetycznymi, że schlebiają najniższym instynktom i najgorszym cechom znacznej części społeczeństwa, którzy poświęcą polskie jutro po to, by dziś zawłaszczyć pełnię władzy, że czego dotkną, zaraz popsują, w domu czy w pracy i przy grzmocie oklasków swoich wyznawców będą próbować zniszczyć to, czegośmy się przy wielkim trudzie także poetów i innych przedstawicieli tak pogardzanej dziś elity dorobili. Jasne, że dalej trzeba robić swoje, bo może dzięki temu drobiazgów parę się uchowa: kultura, sztuka, wolność słowa, ale żal, że subtelny smak truskawek z Milanówka jak na razie ustępuje przed smrodem kalarepy z Wołomina. Może zanim władza powoła wszędzie swoich komisarzy i prokuratorów, zdążymy sobie uświadomić, że czasami najtrudniej jest rozpoznać bandytę, gdy dokoła są sami szeryfi. Nie martwmy się tym, że przyjdzie walec i wyrówna, powiedzmy sobie wójta się nie bójta, a tymczasem zaapelujmy: dziewczyny, bądźcie dla nas dobre na wiosnę. Zwłaszcza, że akurat tego Pan Prezes nam na pewno nie odbierze.

 

Poprzedni felieton