Tygodnik Podhalański nr 1, 5 stycznia 2017

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2016)

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2017)

 

Maciej Pinkwart

Branie

 

Większość z nas tak ma, że wolimy brać niż dawać. Jeśli dajemy, to zazwyczaj w ramach transakcji wymiennej: ja ci coś, ty mnie też coś. Bliżej temu do kupiectwa, niż altruizmu. Ja kładę pod choinkę niewielką paczuszkę dla ciebie, mając nadzieję na podobną – lub większą – przeznaczoną dla mnie. Ja okazuję ci gorące uczucie, mając nadzieję, że jutro zupa nie będzie przesolona, a talerze nie będą lądować na ścianie. Szef daje nam trzyprocentową podwyżkę, wymagając zwiększenia wydajności o połowę. Rząd daje nam pieniądze na dzieci, zmniejsza podatki, oferuje darmowe leki i obniża wiek emerytalny, oczekując poparcia w wyborach. Wrzucamy pieniądze do puszki dobroczynnej, bo może kiedyś trafimy do tomografu z czerwonym serduszkiem. Dajemy datek ubogiemu, mając przeświadczenie, że jesteśmy tacy dobrzy i ofiarni i z wewnętrznym zadowoleniem, że nie jesteśmy na jego miejscu.

Zazwyczaj dary są jednak czymś uwarunkowane. Dostaniemy prezent pod choinkę, jeśli byliśmy grzeczni. Będziemy obdarzeni uczuciem, jeśli spełnimy oczekiwania obdarowującego. Otrzymamy 500 złotych na jedno dziecko, pod warunkiem, że będziemy mieli dwoje. Obniżą nam podatki, gdy będziemy zarabiać tak mało, że i tak nie będziemy płacić podatku. Przejdziemy wcześniej na emeryturę, gdy będziemy mieli z czego poza tą emeryturą się utrzymać. Parę darmowych leków dostaniemy w 10-15 lat po przejściu na emeryturę. Będą nas kochać jeśli będziemy pacynkami, stworzonymi na obraz i podobieństwo osób stwarzających i kochających. Otrzymamy w darze wolną wolę pod warunkiem, że z daru tego nie będziemy korzystać. Od jutra nie będziemy musieli pracować, jeśli wyślemy SMS za 3 złote i jeśli wygramy pół miliona złotych.

Skąd się biorą nasze pieniądze? Tylko dziecko widząc bankomat odpowie, że tatuś bierze je ze ściany. Dorosły wie, że albo ktoś z przodków zdobył je w jakiś sposób i zdołał nie roztrwonić (przypadek rzadki, ale się zdarza), albo od kogoś dostaliśmy (co zdarza się jeszcze rzadziej, ale wciąż mamy na to nadzieję), albo po prostu nam ktoś za coś zapłacił: za usługę, za poparcie, za milczenie czy – czasami – za pracę. Za sam fakt istnienia zazwyczaj w gratisowej promocji mamy tylko choroby, śmierć i podatki.

Ale w 2016 roku w Szwajcarii przeprowadzono referendum w sprawie tzw. dochodu gwarantowanego. By „umożliwić obywatelom godny byt i ułatwić udział w życiu publicznym” planowano, że każdy dorosły obywatel tego kraju co miesiąc otrzyma za nic, za sam fakt istnienia kwotę 2,5 tysiąca franków (10 400 zł), a dzieci i młodzież, od chwili urodzenia do 18 roku życia – 625 franków (przeszło 2 600 zł). W zamian zlikwidowano by zasiłki i ulgi podatkowe. I co? Prawie 77 procent Szwajcarów zagłosowało przeciw darmowemu rozdawaniu pieniędzy argumentując, że to upokarza godność człowieka. Ale Szwajcarów jest tylko 8 milionów i mają nie tylko obrzydliwie twardą walutę, ale i dewizę państwową: Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. To tak jak u nas, tylko ten jeden jest u nas trochę inny.

Poprzedni felieton