Tygodnik Podhalański nr 41, 13 października 2016

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2016)

Maciej Pinkwart

Czy konie mnie słyszą?

 

 

Można nie lubić posłów i nie zgadzać się z działalnością partii. Opozycyjnych, rzecz jasna. Ale nie można nie kochać naszego parlamentu, który nie tylko dostarcza nam co dzień bajecznej rozrywki (o tę dbają także inne władze, opozycja i media), a także sprawia, że czytając o jego pracy przy jedzeniu zatrzymujemy się z widelcem w pół drogi i porzucamy posilne dania na rzecz głębszej refleksji i niezwykłej pracy intelektualnej. Sejm nie próżnuje i jeśli nawet aktualnie nie uchwala kolejnych ustaw naprawiających ustawy lub organy konstytucyjne, nie podejmuje prac nad kolejnymi etapami przychylania nam nieba i nad upamiętnianiem kolejnych elementów naszej historii, które wynaleziono w ostatnich miesiącach – to pochyla się z troską nad codziennymi sprawami obywateli męskich, żeńskich i nijakich oraz ich majątku, poglądów i planów.

Śledzenie tych wątków znacznie lepiej od rozwiązywania krzyżówek i uczenia się języka suahili ćwiczy umysł, chroni przed marazmem starczym, a młodzieży podsuwa zabawę, ciekawszą od poławiania Pokemonów w miejscach pamięci narodowej. Jeśli uznaje się już niemal powszechnie, że doktorzy Kościoła nie mieli racji głosząc – jak święty Tomasz z Akwinu - że zarodek płci męskiej staje się człowiekiem po 40 dniach, zarodek żeński po 80 (podobno to zdanie jest wyrwane z kontekstu, stanowi skrót myślowy lub po prostu zostało źle odczytane z niewyraźnego pisma…) i człowiek w brzuszku kobiety powstaje jeszcze podczas entuzjastycznej wizyty jego tatusia – to po co nam ustawa o ochronie życia poczętego? Nie wystarczy art. 148 KK (Kto zabija człowieka…)? Ale doprecyzowanie jest przydatne, więc niebawem będziemy zapewne procedować ustawy zabraniające zabijania (okradania, oszukiwania, napadania, obrażania) kobiet, mężczyzn, blondynek, łysych, prezesów, skoczków o tyczce i nauczycieli dyplomowanych.

Ostatnio parlament pochylił się z troską nad końmi i zamierza przyjąć uchwałę upamiętniającą wkład koni w polską historię, a nawet zabraniającą nazywania czworonożnych bohaterów naszych zwycięskich bitew i powstań zwierzętami gospodarskimi. Otrzymają one status zwierząt towarzyszących człowiekowi - jak koty i psy. Spodziewać się można, że na Podhalu, gdzie tak pięknie kwitną gorące uczucia do zwierząt, nowy wytwór naszego Sejmu otrzyma gorące wsparcie.

Naturalnie wszyscy też poprzemy projekt, ograniczający możliwość prowadzenia handlu w niedzielę, Wigilię Bożego Narodzenia i Wielką Sobotę. Niesłuszne jest w nim tylko pominięcie Wielkiego Piątku, a dla równowagi religijnej – każdego piątku, kiedy jest muzułmańska niedziela i każdej soboty, kiedy jest żydowska niedziela, święta Qingming, Radonicy, Id al-Adha, Śiwaratri oraz rocznicy urodzin Sami-Wiecie-Kogo. Wspomniany projekt już jednak jest bezcenny, bowiem zawiera w art. 2 pkt 6. definicję słowa „handel”, który nareszcie polski Sejm określił precyzyjnie, jako proces polegający na sprzedaży, tj. wymianie dóbr na środki pieniężne. Doprecyzowałbym: i odwrotnie.

 

Poprzedni felieton