Tygodnik Podhalański, 7 lipca 2016
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2016)
Maciej Pinkwart
Dobre zmiany w oddziale zamkniętym
Och, jak wspaniale byłoby, gdyby wszystko było takie samo! Gdyby na świecie był tylko jeden język, gdyby ludzie wyglądali jak jednojajowe bliźniaki, gdyby wszyscy mieli po równo, a za oknem był taki sam krajobraz. Gdyby wszystkie osobiste kariery i ambicje zostały zastąpione jedną, taką samą dla wszystkich, ideą propaństwową. Jeden naród, jedno państwo i jeden wódz, zarazem twórca tego wszystkiego – Pantokrator. Nikt nie byłby głodny, nieszczęśliwy i obrażony – wszyscy mieliby dobrą figurę, piękną twarz, równy poziom wiedzy i status majątkowy. Jedyną ich troską byłoby to, czy Pantokrator ich docenia i chwali. Cudownie, prawda?
Nieprawda. W jednej z opowieści Ijona Tichego w Dziennikach gwiazdowych Stanisława Lema podróżnik trafia na planetę Panta. Panta to po grecku „wszystko”. Tam, w toku sterowanej ewolucji, wszyscy upodobnili się do siebie i są piękni jak anioły. Nierówność statusu społecznego zlikwidowano w ten sposób, że o północy każdego dnia następuje losowa zmiana kadrowa: dziś byłeś nauczycielem, jutro będziesz rolnikiem, pojutrze ministrem, popojutrze przedszkolanką... Niekompetencja pojedynczych osób nie grozi państwu, bo ileż można zepsuć przez jedną dobę? Nie nakradniesz się, bo twój majątek jutro nie będzie należał do ciebie. Nie zrobisz kariery, bo to nie ty dostaniesz jakieś stanowisko, tylko twój nieznany ci zmiennik. Pewien kłopot sprawiało to, że na przykład ktoś na stanowisku ojca akurat rodził dziecko, ale parlament przegłosował, że jest to prawnie dopuszczalne, więc nie było i z tym problemu. Pamięć długotrwała została zlikwidowana, jako ewolucyjnie zbyteczna. Ewolucja zresztą też została zatrzymana: po co poprawiać coś, co już lepsze być nie może?
Tyle u Lema, wróćmy do opisu wymyślonej współcześnie sytuacji. I do Pantokratora. Bo Pantokrator jest inny. On ma w zasadzie tylko pamięć długotrwałą, on jeden się nie zmienia i trwa w przekonaniach z czasów, kiedy został ukształtowany. Pamięta wszystkie krzywdy i upokorzenia, jakich doznał, wszystkie dwóje z nauki języków, z wuefu, z geografii, z matematyki, z ekonomii, z socjologii. W młodości musiał się wszystkim kłaniać i podlizywać, więc jego jedynym celem w życiu była zamiana ról – by wszyscy musieli się kłaniać i podlizywać jemu. Teraz osiągnął, co chciał: całkowicie zmieniony system wyrugował z myśli współobywateli pojęcie inności jako czegoś dobrego; inny znaczy zły, nie do akceptacji.
Jest tylko jeden problem: system
zmianowy jest silniejszy od Pantokratora, który nie wie o tym, że przyjdzie ta
chwila, kiedy jego drzwi kiedyś otworzy jakiś zmiennik i zajmie jego miejsce, a
on zostanie nauczycielem, rolnikiem, ministrem, przedszkolanką czy nikim. I
będzie się musiał ukorzyć przed nowym Pantokratorem, który obejmie rządy też
tylko na chwilę. Może to będzie przyjaciel, a może wróg. Ale i on nie zdąży
nawet powiedzieć jak Faust przy Małgorzacie:
trwaj, chwilo, chwilo, jesteś piękna – a
Mefistofeles wymaże go nawet ze wspomnień.