Tygodnik Podhalański, 26 listopada 2015

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2015)

Maciej Pinkwart

Uchodźstwo

 

W pierwszej połowie lat 70. Warszawę opanowała plaga gitowców. Bandy z żyletkami w rękach terroryzowały dzieci wymuszając okup, napadały samotnych przechodniów, znęcały się nad każdym słabszym czy wyglądającym inaczej. Miałem małe dziecko. Nie miałem mieszkania, coraz trudniej było dociągnąć od pierwszego do pierwszego, w dodatku coraz częściej były kłopoty z cenzurą i redaktorami. Coraz wyraźniej czułem, że czeka mnie nie marsz w świetlaną przyszłość, tylko dreptanie w miejscu w grząskiej mazi. Bo życie w PRL-u dla szarego obywatela to nie była heroiczna walka z opresyjnym reżimem i podkładanie bomb pod pomniki Lenina, tylko poszukiwanie sposobu na zachowanie normalności wśród powszechnego zidiocenia. Często pomagało poczucie humoru i jeszcze ważniejsze poczucie wspólnoty. Ale zintegrowana agresja chamstwa, braku perspektyw i ciągłych prób likwidacji wszelkiego indywidualizmu w pewnym momencie nie dały się już wytrzymać. Postanowiłem zostać uchodźcą. Jak tylu przede mną, jak tylu po mnie. Wyemigrowałem do Zakopanego.

Przez mroki średniowiecza wędrowali na południe mieszkańcy przeludnionej Małopolski północnej, by znaleźć bezpieczne miejsce do życia na Podhalu. Z południa przybywali Sasi spiscy, Madziarowie, Rusini. Po wiekach przywędrowali Wołosi, przynosząc zapach oscypków i dźwięk trombit. Z zachodu ciągnęli francuscy i niemieccy zakonnicy. Uchodźcy na Podhalu karczowali lasy i zakładali pierwsze wsie na polanach kopanych. Aż kiedyś Kopane na Ustupie się przeludniło i uchodźcy poszli dalej na południe, osiadając za kopanem. Uchodzili z zadymionych miast suchotnicy, uciekali od biurowej nudy miłośnicy Tatr, znajdowali azyl skopani przez życie frustraci i mężowie opatrznościowi. Aż do momentu, kiedy w czasie jakiejś kampanii wyborczej na budynku toalety miejskiej pojawił się anonimowy napis: Zakopane dla górali! Obok ktoś, także anonimowy, w bezsilnym proteście wydrapał: Ten sracz jest nasz!

Historia świata to dzieje uchodźców i imigrantów. Uchodźca z ojczyzny swojej Litwy tylko przejechał przez ziemie polskie emigrując do Paryża, gdzie został największym polskim poetą. Uchodźca z francuskiej wioski Marainville-sur-Madon osiadł w Warszawie i został ojcem największego polskiego kompozytora, który zrobił karierę po reemigracji do Francji. Dawno temu Słowianie znad Dniepru uchodzili do środkowej Europy. Uchodźcami z Rusi Kijowskiej byli Polanie… Z pamirskiego płaskowyżu emigrowali na zachód i południe indoeuropejczycy… Uchodźcami z Islandii byli pierwsi wikingowie, osiedli na wybrzeżu amerykańskiej Nowej Fundlandii, a także pasażerowie statku Mayflower, których potomkowie utworzyli Stany Zjednoczone – państwo imigrantów. Imigrantami byli potomkowie pramatki Lucy, którzy wędrowali przez Bliski Wschód do Eurazji. Koniec końców, w Raju też nie udało się zostać na zawsze…

Mimo tego, nikt nie przeczy, że od pewnego czasu Podhale jest głównym ośrodkiem prawdziwej polskości. Choć jego dzieje to niekończąca się historia uchodźstwa.

 

Poprzedni felieton