Tygodnik Podhalański, 23 lipca 2015
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2015)
Maciej Pinkwart
Co dalej?
To pytanie stawiamy najczęściej, gdy spodziewamy się jakiejś zmiany i nie wiemy, jakie będą jej skutki. W naszym świecie zmiany jednakże następują tak szybko, że zwykle zamiast pytać co dalej, pytamy o termin następnej zmiany. Są zmiany tak zwyczajne, oczekiwane i powtarzalne, że ich w sumie jako zmian nie odczuwamy, tylko jako względne polepszenie, lub pogorszenie warunków życia: po lecie przychodzi zima, po złym burmistrzu przyjdzie burmistrz lepszy, gorszy, albo taki sam, po młodości przychodzi wiek dojrzały, potem starość, potem ciemność… Oczywiście, możemy wierzyć w starą socjalistyczną tezę, że „potem” będziemy mieć to, na co zasłużyliśmy: każdemu według zasług. Ale jakoś życie codzienne nauczyło nas, że tutaj raczej stosuje się komunistyczną obiecankę: każdemu według potrzeb, przy czym zwykle owo „każdy” dotyczy każdego z puli aktualnej władzy. To, żeby dało się u nas zastosować mało atrakcyjną protestancką zasadę: każdemu wedle jego pracy – jest wciąż mało realne.
Co dalej? W średniowieczu wierzono, że idąc dalej w jednym kierunku dojdzie się do krawędzi świata i można będzie, ostrożnie się wychylając, zobaczyć Kosmos, Boga w Niebie czy Słonia, stojącego na Żółwiu, który stoi na Lewiatanie, który pływa po bezbrzeżnym Morzu. A co za tym morzem? Nie garb się, synek… Potem wiadomo było, że gdy będziemy szli dostatecznie daleko w jednym kierunku, wrócimy do punktu wyjścia, a zatem dalej jest w sumie tym samym, co bliżej. Dziś wiemy, że gdybyśmy wsiedli w rakietę fotonową, to i tak do końca wszechświata nie dolecimy, bo grawitacja zagnie tor lotu tak, że po spirali powrócimy do miejsca startu.
Dalej – może się też odnosić do czasu. Ale i tu dalej jest nieobecne: poruszając się w przód dojdziemy do miejsca, gdzie nie ma niczego, a więc i nas. Gdybyśmy zaś pytali: co było przedtem i jeszcze przedtem, także dojdziemy do miejsca, w którym odpowiedzią jest NIC. Więc choćby Coś przed tym Niczym było, to tego się nie dowiemy, bo my także przestaniemy istnieć i nie będzie komu wysłuchać odpowiedzi.
Przeto pytanie: co dalej? na dobrą sprawę ma sens tylko wtedy, gdy znamy – choćby w przybliżeniu – odpowiedź. A więc, gdy dotyczy przyszłości w miarę najbliższej. Co będzie na deser? O której przyjedzie na pociąg? Kiedy ci kretyni odejdą na emeryturę? Im dalsza przyszłość jest tematem pytania, tym większa nieokreśloność i szersze spektrum odpowiedzi. To czy jest sens pytać, jeśli odpowiedź albo znamy, albo nigdy jej nie dostaniemy?
Jest. Bo tak naprawdę wiedza jest umiejętnością zadawania pytań. Odpowiedzi są tylko ich konsekwencją. Ich brak paradoksalnie stanowi o pięknie i sensie istnienia świata. Cóż byłoby warte życie, gdyby wszystko było w nim jasne, uporządkowane i zapisane w terminarzu? Zdobywcy musieliby zamienić się w magazynierów, wizjonerzy w reporterów, a pisarze w księgowych. Na szczęście, przynajmniej uporządkowanie nam zupełnie nie grozi: kto nie wierzy, niech pójdzie na spacer przez Bangladesz koło zakopiańskiej Krokwi.