Tygodnik Podhalański, 2 lipca 2015

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2015)

Maciej Pinkwart

Gorący miesiąc

 

W 610 roku Mahomet ujrzał we śnie archanioła Dżibrila, który zaczął mu dyktować zasady nowej wiary i przewodnik w drodze do osiągnięcia szczęścia i prawdy. Przez 22 lata powstało 114 sur Koranu, który początkowo był przekazywany wiernym wyłącznie ustnie (al-kur’ān = recytacja), no bo mało kto umiał pisać i czytać. Zapisano go dopiero ok. 650 r. i odtąd uważa się go za świętą księgę islamu. Na pamiątkę pierwszych objawień dziewiąty miesiąc księżycowego roku muzułmańskiego (liczonego od 622 r. kiedy to Mahomet chroniąc się przed prześladowaniami przeniósł się z Mekki do Jatrib, dziś nazywanego Medyną) obchodzony jest jako okres postu, pokuty i odpuszczenia grzechów. Miesiąc ten – co roku rozpoczynający się zgodnie z cyklem księżycowym o 11 dni wcześniej – nazywa się Ramadan, po arabsku: palący, jako że pierwsze objawienia miały miejsce w środku lata. W czasie Ramadanu od wschodu do zachodu słońca dorośli muzułmanie nie mogą nic jeść ani pić, palić tytoniu, używać kosmetyków i uprawiać seksu. Pracuje się normalnie, rozmawia o byle czym, można nawet się bawić, choć rzecz jasna Bóg łaskawiej spogląda na tych, którzy w tym czasie się modlą, rozważają zagadnienia filozoficzne, zajmują się doskonaleniem swego umysłu i pomagają bliźnim. Niektórzy zabijają.

W tym roku Ramadan zaczął się 18 czerwca. 26 czerwca bandyci z tzw. Państwa Islamskiego w trzech zamachach zabili przeszło 50 osób - najwięcej na plaży w tunezyjskim kurorcie Susa. W mediach natychmiast pojawiły się oskarżenia, że to dzieło „islamistów”, realizujących „muzułmańskie cele”. To, że zabijanie bezbronnych jest całkowicie sprzeczne z islamem, nie mieści się w głowach ludzi, którzy do wszystkiego szukają prostych wyjaśnień. Ale faktem jest, że do morderstw nawołują także niektórzy duchowni.

Poza osobistą tragedią zabitych i ich rodzin jest jeszcze dramat nas wszystkich: nasza bezsilność wobec bandytów. Po zamachu z 11 września 2001 wszyscy stali się podejrzani: kontrolują nas, podsłuchują, podglądają, zabraniają wnieść na pokład samolotu wodę mineralną, prześwietlają bagaże, sprawdzają komputery. I nic. Terrorystów to nie powstrzymało. Wielkie mocarstwa niby to walczą z samozwańczym Państwem Islamskim, które zajmuje już część Syrii i Iraku, ale sukcesów z wojnie z kalifatem nie widać. Możemy nie jeździć do Tunezji, Egiptu czy Syrii – ale w minioną środę zamach miał miejsce także w środku Francji, w Lyonie. Możemy przejść na islam – ale w minioną środę zamachowiec eksplodował bombę także w środku kuwejckiego meczetu. Możemy prewencyjnie wsadzić do Guantanamo półtora miliarda muzułmanów? Nie możemy.

To nie jest wojna religijna i Boga nie należy do tego mieszać: gdyby chciał, wmieszałby się w ludzkie grzechy sam. Ale On pozostawił ludziom wolną wolę i poszedł stwarzać inne, pewno lepsze światy. A środowe zamachy bandytów wyznania muzułmańskiego mają tyle samo wspólnego z islamem, co napisy Gott mit uns na klamrach żołnierzy pewnej formacji wojskowej z chrześcijaństwem.

 

Poprzedni felieton