Tygodnik Podhalański, 25 czerwca 2015

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2015)

Maciej Pinkwart

Lato w mieście

 

Lektura codziennych informacji już przynosi mnóstwo radości, a co dopiero będzie po sierpniu! Jeszcze nie minęły echa cudu, jakim było sfrunięcie poświęconej Hostii do Stóp Prezydenta Elekta, a już dowiadujemy się, że dwie polskie uczelnie – naraz! – przyznały doktoraty honoris causa emerytowanemu papieżowi Benedyktowi XVI. Ponieważ wręczenie doktoratów ma się odbyć w Watykanie, bo Emeryt nie podróżuje, więc uczelnie muszą przyjechać do Niego razem, co jest uzasadnione także względami ekonomicznymi: tańszy transport, jeden wydatek na dekoracje i nagłośnienie oraz skromne prezenty. Zwłaszcza, że uczelnie są z Krakowa …

A konkretnie jest to Papieska Akademia Teologiczna, co jest dość jasno powiązane z zawodem honorowego doktora oraz Akademia Muzyczna, co jest związane zapewne z faktem, że słuchając wielu występów publicznych osób związanych z tą uczelnią, niejednokrotnie wznosimy oczy do nieba i wzdychamy: O, Boże

Ta historyczna – jak niewątpliwie napiszą gazety – uroczystość odbędzie się 3 lipca, czyli już w wakacje, które będą w tym roku niewątpliwie przepełnione polityką w znacznie większym stopniu niż doniesieniami znad brzegów jeziora Loch Ness.

Początek wakacji powinien skłaniać do refleksji na tematy oświatowe: przebrnęliśmy do następnej klasy – na następny rok studiów – dostaliśmy/daliśmy szkołę – okazało się, że jesteśmy niewyuczalni – daliśmy się podejść jak przedszkolaki. Tymczasem najmniej ochoty na myślenie o następnym roku szkolnym prezentują osoby najbardziej zainteresowane, z fatalistycznym przeświadczeniem: i tak nas urządzą nie po naszej myśli. Ta „nasza myśl” w oświacie jest przekleństwem i powoduje kompletny brak porozumienia między wszystkimi wysokimi nie-układającymi się stronami. Uczniowie uważają, że proporcje między lekcjami i przerwami oraz między czasem nauki a czasem wakacji powinny być odwrotne niż obecnie. Nauczyciele nie bez racji uważają, że szkoła byłaby znakomitym miejscem pracy, gdyby nie było w niej uczniów. Rodzice sądzą, że szkoła powinna zająć się nauczaniem praktycznym i wychowywaniem bezstresowym, najlepiej przez 18 godzin na dobę, i to konkretnie według upodobań każdego z rodziców z osobna. Ministerstwo oświaty (dawniej: Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego) uważa, że szkoła powinna być biurem do prowadzenia sprawozdawczości i sklepikiem, dystrybuującym podręczniki i zasady życiowe. Politycy myślą, że poprzez ideologizację szkoły wychowają w niej swój nowy elektorat.

A to wszystko zupełna fikcja. Po demontażu systemu autorytetów moralnych, artystycznych, naukowych i politycznych pozostała pustka, której nie zapełni ani telewizor, ani komputer z internetem. Może trochę grupa rówieśnicza, co zwykle nie przynosi dobrych rezultatów – widzimy to zwłaszcza w kompromitacji systemu gimnazjalnego. A układ mistrz – uczeń, najskuteczniej działający przez stulecia – runął w gruzy całkowicie.

Dzień od dziś już krótszy, wnet przekwitnie wierzbówka i pierwszy dzwonek już prawie słychać.

 

 

Poprzedni felieton