Tygodnik Podhalański, 19 marca 2015

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2015)

Maciej Pinkwart

Zwieracze w okopach

 

W zakamarkach literatury pałęta się jeszcze wizerunek konserwatysty, elegancko ubranego, zamożnego, wypowiadającego się z umiarem, prawicowca głoszącego apologię prywatnej własności środków produkcji, rządów silnej ręki, światopogląd katolicki, znającego perfect francuski i będącego za pan brat z kulturą europejską. Dyskretnie prorosyjskiego i umiarkowanie antyniemieckiego. I obraz lewicowego jakobina, brudnego obdartusa, uznającego zasadę siły przed prawem, wykrzykującego radykalne hasła, najczęściej skierowane ad personam, zwolennika anarchii, uznającego państwo jedynie jako narzędzie do rozdawania wspólnych pieniędzy w ręce biedaków, nienawidzącego bogatych dlatego, że sami są biedni - z nadzieją, że kiedyś sytuacja się odwróci. Naturalnie, odrzucającego dominację jakiejkolwiek ideologii i religii.

Dziś lewica – istnieje jeszcze jakaś? – jest elegancka, nosi na demonstracjach hasła umiarkowane, o rewolucji nikt nie myśli, nie walczy z władzą, a jedynie usiłuje ją oswoić, a najlepiej – zdobyć w niej jakiś udział. Prawica zaś jest chamska, brutalna, anarchistyczna i łatwo sterowalna z tylnego siedzenia przez politykierów. Jej najczęstszym reprezentantem jest kibol z kijem baseballowym, podjudzany do wyzwisk przez rozemocjonowane panie w wieku postbalzakowskim. Z główną zasadą ideologiczną, wyrażaną w haśle precz z komuną, wykrzykiwanym także wobec osób, które komunę w Polsce obaliły. Rusofobiczna, antyeuropejskia, prowincjonalna aż do bólu.

Czy to nowe zjawisko na naszej scenie politycznej? Bynajmniej. Dość spojrzeć na historię Polski międzywojennej i sceny, rozgrywające się w cyrku na Wiejskiej, a także w prowincjonalnych parafiach. Jeśli porównamy publicystykę pism Związku Ludowo-Narodowego z dzisiejszymi gazetkami prawicowymi, zobaczymy ten sam ton wszechobecnej agresji i chamstwa, z finezją argumentów godną walca drogowego. Wszystko to jest podszyte zajadłym antysemityzmem i antykomunizmem. Czyli tak jak dziś, tylko że wtedy w Polsce byli i Żydzi, i komuniści. Ale do tego, by być antysemitą i antykomunistą ani semici, ani komuniści potrzebni nie są.

Ciekawe, jak wyobrażają sobie życie społeczne w Polsce po swoim zwycięstwie ci, którzy dziś wykorzystują takie falangi, jak te, atakujące na spotkaniach przedwyborczych kandydatów innych niż pisowska niby-to prawica? Czy dresiarze, kibole i piernikowate dzidzie po zwycięstwie będą organizować marsze z pochodniami, wznosząc kije baseballowe w geście triumfu, czy nadal będą walczyć z komuną?

I czy chamskie zachowanie wobec – na przykład – obecnej Głowy Państwa zniechęci kogokolwiek z jego zwolenników do głosowania na Bronisława Komorowskiego w najbliższych wyborach? Czy ma służyć tylko okopaniu się na swoich pozycjach i zwarciu szeregów w obliczu możliwej klęski? Nie sądzę jednak, by propagowanie politycznych zwieraczy mogło otworzyć Polsce drogę do szybszego rozwoju. Proszę? Nikt nie mówi o szybszym rozwoju Polski, tylko o pokonaniu przeciwników? No, właśnie.

 

Poprzedni felieton