Tygodnik Podhalański, 19 lutego 2015

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2015)

Maciej Pinkwart

Taniec użytkowy

 

Skończył się karnawał, więc ocierając pot z czoła po tych wszystkich nocach, przetańczonych do świtu, mogę się zabrać do postnej relacji z ostatnich wydarzeń. Dla mnie najistotniejszym było utknięcie w zaspie przy jednej z ulicy Nowego Targu, co pozwoliło mi na dłuższą chwilę refleksji podczas wytrząsania z butów brązowo-szarej breji, która tutaj zastępuje tzw. puchowy śniegu tren. Refleksje naszły mnie koło tablicy ogłoszeniowej, gdzie wyczytałem zaproszenie na kurs tańca użytkowego.

Do tej pory jedynym znanym mi tańcem użytkowym był walec drogowy, zaś tańce normalne dzieliły się na klasyczne i towarzyskie. Jednak po kilku chwilach zrozumiałem, że obydwa te przymiotniki mają wydźwięk współcześnie nie do przyjęcia. Oto klasyczny taniec jest sformułowaniem rodem niemal z Manifestu Komunistycznego, gdzie motorem postępu ma być walka klas. Choć w tym roku przypada 50-lecie mojej matury, dokładnie przypominam sobie ustawki sprzed pół wieku, kiedy to na szkolnych korytarzach w czasie długiej przerwy codziennie rozgrywały się walki między klasami a, b, c, i d. O ile pamiętam, były to jedyne walki klasowe, jakie w PRL były prowadzone.

Dziś to co innego! Możemy co dzień obserwować przykłady walki klasy robotniczo-górniczej z bezwzględnymi krwiopijcami, którzy maluczko, a będą pękać z przejedzenia wartością dodatkową, uskładaną z odbieranych maltretowanej klasie strajkującej przywilejów. Oglądamy też walki klasy chłopsko-traktorowej, protestującej przeciw dzikom i innym świniom, które nie rekompensują rolnikom faktu zajmowania się produkcją rolną. Szczególnie bolesne jest niepodwyższanie pułapu kwoty mlecznej, cukrowej i skrobiowej, nad czym boleję, bo sam przyczyniam się do tego haniebnego procederu nie pijąc mleka, nie słodząc i nie skrobiąc.

Taniec klasyczny zatem trwa w najlepsze, przekształcając się szybko w jego odmianę ekstremalną – taniec chocholi.

Taniec towarzyski zaś, jak łatwo się domyślić, nie potrzebuje żadnych kursów, bowiem towarzysze umieją już wszystko i od lat to raczej oni dają nam nauczki. Nie mam tu na myśli tych towarzyszy, którym krzyczy się w twarz precz z komuną, bez względu na to, jaki światopogląd i opcje polityczne reprezentują. Określenie komuna od lat straciło swój pierwotny sens – jeśli go kiedykolwiek miało, poza czasami hipisowskimi. Komuną jest na przykład działacz dawnej „Solidarności”, za komuny więziony i bity na „ścieżkach zdrowia” – dla działacza obecnej „Solidarności”, który za czasów komuny był klawiszem czy komandosem. Podobnie zuniwersalizowało się słowo Żyd: Żydem dla kibica ŁKS jest kibic Widzewa i odwrotnie, co może prowadzić do fałszywego przeświadczenia, że na naszych stadionach są sami Żydzi, podczas gdy sami Żydzi byli w Wieczerniku.

Więc popierajmy kursy tańca użytkowego, aby po ich odbyciu używać przyjemności w rytmie tanga, rumby czy kiwaczki jeden na dwa, w objęciach atrakcyjnych partnerek. Albo partnerów. Ale dopiero w zielonym karnawale, który nadejdzie w kwietniu.

 

 

Poprzedni felieton