Tygodnik Podhalański, 12 lutego 2015

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2015)

Maciej Pinkwart

Święto zakochanych inaczej

 

Bardzo podoba mi się patron Święta Zakochanych: święty Walenty to biskup, który sprzeciwiał się władzy, udzielając sakramentu małżeństwa mężczyznom poniżej czterdziestki, co podobno osłabiało ich zdolności wojskowe, za co trafił do więzienia. Tam pokochał niewidomą córkę swojego klawisza, która pod wpływem miłości odzyskała wzrok i zobaczyła ukochanego, a mimo to kochała go nadal. Cesarz Klaudiusz II Gocki kochliwego biskupa ściął za ekstrawagancję geriatryczną: Walenty miał wtedy ok. 94 lat. A zatem biskup z Terni koło Rzymu, żyjący na przełomie II i III w. nie tylko zakochanym błogosławił, to jeszcze sam był zakochany i miał piękną śmierć w kwiecie wieku.

Od średniowiecza wznoszono do niego modły w miłosnych intencjach, a dzień świętego Walentego wspomina nawet najsłynniejsze dzieło literackie wszechczasów:

Dzień dobry, dziś święty Walenty.

Dopiero co świtać poczyna;

Młodzieniec snem leży ujęty,

A hoża doń puka dziewczyna.

Poskoczył kochanek, wdział szaty,

Drzwi rozwarł przed swoją jedyną

I weszła dziewczyna do chaty,

Lecz z chaty nie wyszła dziewczyną.

To oczywiście Szekspirowski Hamlet, w genialnym tłumaczeniu Józefa Paszkowskiego. Co prawda, tekst ten wypowiada nieszczęsna Ofelia w stanie obłąkania, ale nie zmienia to faktu, że jej podejście do miłości było ekstremalne i święty biskup przywołany jest w tym miejscu zupełnie akuratnie.

W Polsce, jak wiadomo, Walentynki uważane są za niepotrzebny import z Ameryki, komercję, propagowanie seksu pozamałżeńskiego oraz pigułki dzień po i miesiąc przed. My mamy przecież historycznie bardziej uzasadnione i wiarygodne święto Kupały, którego nie możemy obchodzić, więc po cóż nam święty Walenty? U nas zresztą święto miłości jest czymś mocno podejrzanym: wszyscy wiemy, kto propagował politykę miłości i czym się to wszystko skończyło. Gdyby można było wśród dziesiątków tysięcy świętych wynaleźć osobę, która mogłaby być symbolem nienawiści – ten ktoś mógłby zostać patronem święta, które obchodzilibyśmy przez 365 dni w roku (oprócz lat przestępnych, rzecz jasna). Myślę, że biskupów takiego kultu mielibyśmy cały legion, a modlitwy do tego świętego kończyłyby się znaną apostrofą: i jeszcze spraw, żeby sąsiadowi krowa zdechła…

Rok wielowyborczy w Polsce powinien mieć jako patrona świętego Walentego, ale biskup z Terni już zrozumiał, że nie jest tu mile widziany. Chyba Walentynek nie będzie też w Syrii i Iraku, w Darfurze i Donbasie, w Mali i Nigerii… U nas Walentynki trwają już od jakiegoś czasu na ulicach i w kopalniach Śląska, a także na drogach we wschodniej Polsce. To, rzecz jasna, dopiero wstępne przygrywki do tego, czego możemy oczekiwać wiosną i latem.

W Święto Zakochanych wróćmy może myślą do nieszczęśliwej Ofelii, która tuż przed samobójstwem, zapytana jak się ma, odpowiada tylko pozornie bez sensu:

Dobrze; Bóg wam zapłać. Mówią, że sowa była córką piekarza. Ach, panie! Wiemy, czym jesteśmy, ale nie wiemy, co się z nami stanie. Niech wam Bóg pomaga przy wieczerzy!

 

Poprzedni felieton